3: Gęsiareczka

165 29 13
                                    

Pierwsza noc w pociągu dla Wooyounga była ciężka. Nigdy nie spał poza domem, głównie dlatego, że się bał. Nic tu nie pachniało jak dom, nic mu go nie przypominało i co najgorsze, nie wiedział nawet czy do niego kiedykolwiek jeszcze wróci. To ostatnie nie pozwalało mu zasnąć, bo jeśli obudzi się rano w tym samym, paskudnym pociągu, to dojdzie do niego, że nic już go nie uratuje.

Gdy po raz trzeci zasypiając zerwał się do siadu czując okropny ucisk paniki na piersi, postanowił nie podejmować dziś kolejnej próby. Okrył się aksamitnym szlafrokiem i wyszedł z własnego pokoju by usiąść w ostatnim wagonie pociągu. Ogon był niemal całkiem oszklony, widział z niego gwiazdy, które zawsze obserwował gdy nie mógł zasnąć. Przypominały mu o tym, że jest na tym samym świecie co miliony innych ludzi. Może mają od niego gorzej, może lepiej, ale patrzą na to samo niebo.

Zgasił wszystkie lampki by wyraźnie widzieć zarys błyszczących światełek. Ułożył się wygodnie na kanapie i myślał. Zastanawiał się, co zrobiliby jego rodzice gdyby to Roan został wylosowany. Pewnie prędzej obaliliby rząd niż pozwolili na to by ich ukochany syn zginął. To prawda, że Wooyoung mu zazdrościł. Zazdrościł tak bardzo, że postanowił znienawidzieć wszystko czego nie mógł mieć. Sana też.

To była jedyna osoba, która naprawdę była z nimi szczera. Jedyna, która przebywała w ich domu dla Roan, a nie dla jedzenia czy ciepłego kąta.
I on też wolał jego brata od niego. To bardzo przykra perspektywa gdy zacznie się o tym myśleć. Choć nigdy nie usłyszał z ust Sana nawet złego słowa na swój temat, to wiedział, że zapewne robi to dla własnego wizerunku. Nie wierzył już w niczyje dobre serce.

Wooyoung słyszał od dziecka wtłaczaną w niego historię o wielkiej wojnie i słuszności Głodowych Igrzysk. O tym jak Kapitol prawie upadł kiedy trzynaście dystryktów zwróciło się przeciwko niemu. A potem też o wielkiej klęsce i powstaniu Igrzysk.
Choć ludzie w stolicy traktowali je jak teatr, teleturniej, odrobinę rozrywki, a trybutów jak celebrytów, to dla nich było to niemal równe z wyrokiem śmierci. Losowanie z każdego dystryktu po dwóch dzieciaków by wyzabijali się na arenie ku uciesze bogatych ludzi brzmiało tak absurdalnie, że nikt o zdrowych zmysłach nie wpadłby na taki pomysł. Nie wiedział kto stał za pomysłem tego wydarzenia w pierwszej kolejności, ale wiedział, że to jak Igrzyska ewoluowały z poświęcenia daniny, w wielki kolorowy teatr, to była wina wszystkich oglądających.

Wooyoung nie był ignorantem, wiedział sporo o Igrzyskach. Na przykład to, że pierwszy i drugi dystrykt, najbogatsze ze wszystkich, szkoliło wiele dzieciaków do przeżycia na arenie. Mieli najwięcej zwycięzców.
Wiedział, że co roku arena wygląda inaczej, że organizatorzy wymyślają przeróżne utrudnienia. Wiedział też o Ćwierćwieczach Poskromienia, które zawsze cechowały się zmienionymi regułami gry, a odbyły się już trzy takie edycje.

Igrzyska go brzydziły, to prawda, ale potem wylosowany został Pevens Ebonary, śliczny trzynastolatek mieszkający zaledwie ulicę dalej, wesoły blondynek, który podobał się młodemu chłopcu przez dobre kilka lat dzieciństwa, a potem zmarł...

To był czas, kiedy naprawdę zainteresował się Igrzyskami. Nie miał nadziei, że jego rówieśnik wygra, ale wciąż oglądał go z utęsknieniem na wielkich telebimach w mieście. Gdzieś tam miał nadzieję.
Nigdy z nim nie rozmawiał, nie zamienił nawet słowa, bo samo patrzenie w zupełności mu wystarczało. Po tamtym wydarzeniu nigdy już nie spojrzał na Igrzyska tak samo.

Cieszyła go jedna rzecz, w końcu ktoś zwróci na niego uwagę.

Od zawsze próbował pokazać, że jest gdzieś w tym szarym tłumie. Najpierw chciał zapunktować bratu, w końcu był od niego starszy, miał więcej znajomych, miał zainteresowania i zwyczajnie mu imponował. Był wyższy, lepiej zbudowany, miał bardziej lśniące, gęstsze włosy, miał wszystko.

Song of the Hollow [1] ¤ WOOSANOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz