15: Bumerang

132 22 1
                                    

Jedyne na co mógł zdać się San w takiej chwili to twardy wzrok wbity wprost przed siebie. Najpierw patrzył w oczy Armin, ale gdy ta podeszła do niego bliżej, on wciąż wpatrywał się w nicość. Zacisnął mocno pięści, w jednej z nich kurczowo trzymał trzonek siekiery, który teraz nieprzyjemnie wbijał mu się w skórę.
Nigdy nie chciał by to wyszło na światło dzienne.

Zresztą sam nie był pewny co czuje, a gdy doszło do losowania postanowił nigdy nie odkrywać co w nim tak naprawdę siedzi. I tak nie miał szans wrócić wraz z nim do domu. Jedyne co się odważył to skromne wyznanie o poświęceniu, bo tego był w stu procentach pewny.

- Mówisz na poważnie?

- Ja nic nie mówię- zacisnął mocno powieki chowając się przed światłem dziennym.

- Brak zaprzeczenia to odpowiedź twierdząca- mówiła już znacznie ciszej.
Jakby właśnie zrozumiała.

- Ja po prostu nic nie mówię, ani nie przeczę, ani potwierdzam, rozumiesz? Zresztą to bez znaczenia bo i tak zginę.

Armin, choć spodziewać byłoby się można po niej kpiny, jedynie położyła mu dłoń na ramieniu i spojrzała łagodnie w jego ciemne oczy.

- Przykro mi San.

Nie musiała dodawać nic więcej.

- Nie ma powodu by było ci przykro- otrząsał się i przywrócił do porządku dziennego. Spiął wszystkie mięśnie i ruszył przed siebie.- Jest dla mnie ważny i musi przeżyć, jasne? Tak postanowiłem. Więc idźmy już na tę plażę, bo chcę zebrać co musimy i go poszukać.

- Chyba nie rozumiesz- dotrzymała mu kroku.- To wprost idealne miejsce do osiedlenia się na jakiś czas, umocni nas. Nie będziemy mogli odejść.

- Ale on...

- San- zatrzymała go znowu.- On od ciebie uciekł. Daj spokój.

Spojrzał jej głęboko w oczy i choć nic nie powiedział, to wiedział, że nie odpuści. Musi poczekać tylko na odpowiedni moment.

Szli więc jeszcze godzinę, może dwie, aż wyłoniła się przed nimi delta górskiej rzeki, a tuż z nią spore jezioro. Jego drugi brzeg znajdował się na tyle daleko, że z pewnością był już jedynie iluzją za ograniczającym arenę polem siłowym.
Cała była sztuczna, to nie jest prawdziwa polana, ani prawdziwy las. Poza tym nigdzie w Panem nie było takich gór.

To oznaczało, że nic co w niej, nie jest do końca prawdziwe. Musiał uważać na każde rośliny, dokładnie sprawdzać wszystkie zebrane jagody i obserwować pogodę. Rośliny mogły być zatrute, a klimat zmieniać się drastycznie i nadnaturalnie. W zależności od kaprysu organizatorów.

Armin uśmiechnęła się z wielką ulgą wymalowaną na twarzy. Odłożyła starannie plecak i kurtkę przy brzegu, a sama wbiegła do chłodnej wody. San stał na baczności i nie odważył się zrobić tego samego, nie mógł zostawić ich wszystkich rzeczy na pastwę losu. Ktoś mógł ten cały czas ich przecież obserwować.
Gdy ta już się przepłukała, usiadła na mokrym piasku i popatrzyła w dal.

- Podobne jeziora mamy w czwórce- oznajmiła.- Tylko są zdecydowanie bardziej zarybione.

- Jeśli tak wygląda czwórka to musi być ładna- uklęknął obok niej napawając się widokiem.

- A siódemka? Jak tam jest?

San zaśmiał się pod nosem.

- Dużo drzew- mówił cicho i spokojnie.- Wszędzie drzewa. Mogłoby to być nawet urokliwe, ale jak wstajesz rano by kilka ściąć, potem całe południe targasz je na tartak, a do nocy rąbiesz to co wcześniej... Dużo tłumaczenia- przerwał.- W każdym razie pewnie by ci się podobało.

Song of the Hollow [1] ¤ WOOSANWhere stories live. Discover now