21: Duma i Uprzedzenie

116 23 3
                                    

San nie wiedział czy to, że są teraz sami im służy, czy wręcz przeciwnie. To prawda, że chciał już wrócić do obozowiska, ale z drugiej strony może ta cisza była im obu potrzebna.
Najpierw obiecał sobie jak najdłużej utrzymać świadomość, w końcu nigdy nie mogli być tu bezpieczni, ale w pewnym momencie przegrał walkę ze snem. Zorientował się dopiero o świcie, kiedy obudziły go promienie słońca grzejące go delikatnie po twarzy. Najpierw poczuł odprężenie, ale po chwili zrozumiał, że kompletnie odpłynął i drgnął nagle upewnijając się, że wszystko jest w porządku. Poczuł pulsujący ból w karku, będący efektem niewygodnej pozycji, a potem dostrzegł tuż przed nosem swojego towarzysza.

Nie skrzywdził go przez całą noc, może mówił prawdę, że zaatakował go wtedy jedynie przez szok i zapęd. Wyglądał przecież tak niewinnie, nie mógłby tego zrobić. Przyglądał się jego delikatnym rysom twarzy, już nie raz myślał, że Wooyoung nie wygląda jak zwykły drwal z siódemki jakim był. Miał w sobie coś z arystokracji, ubrany w te wszystkie Kapitolińskie szaty zdawało się, że idealnie do nich pasuje.

Widział go raz pod wierzbą w lesie za tartakiem. Leżał opierając się delikatnie plecami o pień. Jego czarne loki, zwijające się w wesołe sprężynki opadały mu na jasne policzki. Co chwila strącał je nerwowo palcami w przerwie z przekładaniu stron książki. To była jakaś baśń, zapewne ta ze zbiorów jego matki. Czytał niekiedy kilka razy te same historie i o dziwo nigdy mu to nie przeszkadzało. Palce wkładał w maliny z plecionego koszyczka, potem zjadał jedną po drugiej, oblizując przy tym dokładnie opuszki palców.

San nie odważył się wtedy do niego podejść, głównie dlatego, że grzechem byłoby zakłócać mu ten błogi spokój. Chwilę później pojawił się Roan i wszystko zepsuł, zaczął się z niego śmiać, a Wooyoung szybko uciekł. Nie wiedział, że San widział go już wcześniej, a wręcz obserwował, choć nie chciał wyjść na desperata.

Teraz wyglądał bardzo podobnie jak wtedy, może jedynie rysy nieco mu się wyostrzyły. Znowu miał ochotę go nie budzić, ale okoliczności nie były tak sprzyjające jak wtedy.

- Wooyoung- Najpierw szepnął cicho, potem odchrząknął i oblizał suche usta spragnione wody, której zostało niewiele.- Wooyoung wstawaj- potrząsnął jego chudym ramieniem.

Chłopak uchylił powieki, a jego ciemne oczy zalśniły w porannym świetle. Podniósł się zdezorientowany, ale na jego twarzy szybko widać było realizację.

- Coś się stało?

- Nie, trzeba iść- westchnął i ruszył się z miejsca odsuwając od nich plecionkę z gałęzi.- Ten chłopak którego wczoraj... Był z dziesiątki, widziałem wieczorem jego zdjęcie.

Wooyoung przytaknął bezgłośnie.

San starał się podnieść, ale stęknął czując w nodze utrzymujący się ból. Widział na sobie wzrok Wooyounga, ale go zignorował. Zamiast tego oparł się o konar drzewa i podwinął nogawkę. Na łydce dalej odznaczała się opuchnięta rana, ale nie jątrzyła się już tak jak dzień wcześniej.

- Wygląda lepiej- skomentował to stojąc na nim.

- Znacznie lepiej. Możemy iść, tylko...

- Potrzebujesz wody- skończył za niego, ale nie sięgnął do plecaka by mu ją podać.

San bez słowa wyjął ostatki płynu i wlał go sobie do gardła. Wooyoung nie pomógł mu wstać, nie zaoferował więcej pomocy. Mógł się tego spodziewać, ale to wciąż bolało.
Szli bez słowa, co jakiś czas tylko Wooyoung przyglądał się przelatującym z gałęzi na gałąź ptakom, albo kolorowym kwiatom. Wciąż trzymali się jednak lasu, wychodzenie na łąkę było zbyt ryzykowne. Gdy zbliżali się powoli do skromnego obozowiska jakie założyli z Armin, musiał zacząć z nim rozmowę.

Song of the Hollow [1] ¤ WOOSANOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz