4: Mały Książe

159 28 4
                                    

Nawet nie zdążył się dobrze rozejrzeć po okolicy, bo z pociągu został od razu zabrany do sterylnych pomieszczeń, oddzielony od mentora i Irene, tym bardziej od Sana. Może i nie przepadał za jego obecnością, ale samo to, że był obok sprawiało, że czuł się stabilniej. Rozdzielenie ich mogło oznaczać cokolwiek, w tym śmierć, a nie był na nią jeszcze gotowy.

Kilka osób w maskach zabrało go od razu pod prysznic, czuł się jakby był ciężko chory, a obchodzili się z nim jak ze szczurem doświadczalnym. Nie było to powitanie na jakie oczekiwał, a przede wszystkim nie takie jakie mu obiecano. Czuł się skrępowany, gdy szorowali jego ciało jakby było tylko zwykłą szmatką. Nigdy nie mył się tak dokładnie jak wtedy, czuł jakby wraz z brudem zrywali z jego skórę. Gdy wysuszyli go ręcznikami i nałożyli dużo różnych maści, poczuł się lepiej. Skóra już tak nie piekła, pachniał delikatnie lawendą, to dość przyjemny zapach. Mógłby go nawet polubić.

Potem go ubrali. Biały surdut, obszyty złotymi nićmi sprawiał, że wyglądał niemal jak leśny elf. Na jego chudych ramionach materiał marszczył się i tworzył warstwy, na których wyszyte były spiralne wzory. W pasie spięty był białą szarfą o takich samych zdobieniach, a zamiast guzików za zapięcia służyły złote klamerki w kształcie liści. Zazwyczaj ubierał ciemne rzeczy, a na pewno bardziej stonowane niż biały kombinezon. Nie podobał się mu, ale nie mógł protestować.

- Ale cię urządzili, w końcu wyglądasz jak człowiek- do pomieszczenia wszedł wysoki mężczyzna, równie chudy co on, ale w całkiem inny sposób.

Jemu to pasowało. Miał ostro zarysowane policzki i niemal śnieżnobiałe włosy do ramion. Jego jasna cera przyozdobiona była srebrnym makijażem, od kącików oczu, po samą linie włosów ciągnęły się błyszczące pasy, starannie namalowane i utrzymane w idealnym stanie. Miał też całkiem białe brwi, co sprawiało, że momentami wyglądał jakby ich nie miał.

- Wyglądam paskudnie.

- Nie nazwałbym tego tak- uśmiechnął się tajemniczo.- Bardziej... tchneli w ciebie nowe życie- mówił poetycko, wzdychał przy tym i uśmiechał się w losowych momentach.- A kombinezon to ja projektowałem. Donte Riannon- ukłonił się teatralnie.- Miałem to nieszczęście być twoim twoim projektantem- ubrany w białe, przewiewne szaty wyglądał jak duch poruszający się bezszelestnie po pomieszczeniu.- Ale może sobie poradzimy- złapał za jego żuchwę i przyjrzał się rysom twarzy.

Wooyoung szybko wyrwał się spod jego ręki.

- Czy ty aby na pewno powinieneś być taki niemiły?

- Rozluźnij się, nie jestem twoim wrogiem. To nie twoja wina, że nie doceniasz sztuki. Teraz musimy to wszystko wykończyć- nachylił się, by patrzeć na poziomie jego oczu i uśmiechnął się znowu. Ilość uśmiechów przytłaczała trybuta.- Masz bardzo ciemne oczy, trzeba nadać im głębi. Co powiesz jeśli zechcę ściąć ci włosy?

- Nie!- Odruchowo złapał się za czarne loki.- Tego nie pozwolę.

- Spokojnie- wymruczał pod nosem szukając w szufladzie kosmetyków.- Szanuję to młody.

Wooyoung zamilkł, aż nie zauważył jak podchodzi do niego z pełnym asortymentem przeróżnych kosmetyków. Takich rzeczy nie mieli w dystryktach, to były towary luksusowe. W siódemce rąbali tylko drewno i wszystko było drewniane. Domy, meble, czasem nawet sztućce, jeśli kogoś nie było stać na lepsze. Bieda, głód i choroby jakie pustoszyły dystrykty były nieraz nie do opanowania. Wooyoung zawsze mówił o sobie, że jest bogaty, bo dzięki pracy swojego ojca nie głodował i miał własny pokój. Od dnia kiedy pojawił się w Kapitolu zrozumiał, że nie jest bogaty. Jest najbiedniejszym ogniwem w tym wielkim łańcuchu zagłady.

- Nie wiedziałem, że tu przed śmiercią fundują nawet makijaż- otworzył delikatnie usta, by ten mógł przyozdobić je brzoskwiniowym błyszczykiem.

Song of the Hollow [1] ¤ WOOSANWo Geschichten leben. Entdecke jetzt