XLIII. "Miłość wszystko zwycięży"

169 12 1
                                    

Nazywam się Crystal Stone i tu kończy się moja historia.

Nazywam się Crystal, nazywam się Crystal, nazywam się Crystal...

Nazywałam się Crystal i zniszczyłam wszystkich, których kiedykolwiek kochałam. A teraz nie było już nikogo.

Samotność wyciągała po mnie swoje macki, zaciskając je i wbijając swoje szpony najgłębiej jak się dało. A ja nawet nie próbowałam się wyrwać. Przecież to i tak nie miałoby sensu.

Byłam przeklęta. Byłam potworem, o którym opowiadało się po zmroku. Byłam najgorsza, bo obdarta z resztek człowieczeństwa i sumienia. Byłam po prostu zepsuta i pragnęłam by ta klątwa w końcu mnie pochłonęła.

Już nie było z kim walczyć, ani nie było kogo chronić. Już nic nie było do zrobienia i wreszcie mogłam się zatrzymać, odpocząć... tylko, że nie miałam gdzie.

Załkałam. Tak cicho, że nikt nie usłyszał, choć i tak nikogo tu nie było. A ja wcale nie chciałam być sama...

- Przepraszam - wyszeptałam w przestrzeń, zupełnie bez celu.

Przepraszałam wszystkich tych, którzy kiedykolwiek pokładali we mnie nadzieje. Tych, którzy żywili do mnie uczucia. No i wszystkich tych, których zawiodłam.

Chciałam się podnieść i uciec. Pognać przed siebie, jak kiedyś i nie zatrzymywać się dopóki nie opadnę z sił. Tylko że ja nie miałam nawet siły wstać. Coś niewidzialną mocą trzymało mnie na kolanach, na tej polanie, a ja nie miałam siły by walczyć. Już nie.

A skoro i tak nikt nie zapłacze i nikt nie zatęskni, może wystarczy po prostu się poddać.

Zacisnęłam zęby i pięści, dziwnie zdecydowana by przezwyciężyć ten ból. Ból siedzący we mnie tak głęboko, że nie sposób było się go pozbyć. Musiał umrzeć razem ze mną.

Poczułam pęknięcia na swojej skórze, które bolały w jakiś inny, kojący sposób. Widziałam je, pokrywały każdy jej skrawek. Zwiastowały koniec. Wreszcie koniec. Łzy ciurkiem spływały po mojej twarzy, ja jednak gdzieś w głębi czułam się spokojna.

Wokół mnie zapłonął ogień, który czekał, by spowić moje ciało i strawić każdy jego kawałek. Było blisko. Tak blisko końca, nieba, piekła czy czegokolwiek co tam na mnie czekało. Od tego wszystkiego dzielił mnie tylko jeden ruch. Trochę odwagi i skończę z nienawiścią, bólem i tą cholerną bezsilnością. Nikt nie zapłacze, nikt nie będzie tęsknił. Na dobrą sprawę, być może nawet nikt nie zauważy.

Odetchnęłam ostatni raz i mocniej zacisnęłam pięści, by ten ostatni ruch wreszcie zakończył moją historię.

- Stój! - usłyszałam kompletnie niespodziewanie - Przestań!

Zaskoczył mnie. Rozejrzałam się wokoło, by w końcu ujrzeć Jaspera niedaleko mnie. Szybko odzyskałam koncentrację, którą przez niego straciłam i między nami znów zapłonął żywy ogień. Ten sam, który miał strawić moje ciało.

- Odejdź - odparłam pewnie.

Nie chciałam by tu był. Nie powinno go tu być. Przecież byłam sama.

- Crystal - powiedział spokojnym głosem, podchodząc do płomieni tańczących na śniegu - Nie chcesz tego zrobić.

Ogień rozszalał się na dobre oddzielając nas od siebie. Majaczyła mi jedynie jego sylwetka i to jak nieprzerwanie brnął w moją stronę.

- Nie masz pojęcia czego chce! Nie masz prawa mówić mi co mam robić!

- Proszę cię...

- Zostawiłeś mnie! Potrzebowałam cię wtedy, a ty mnie zostawiłeś! - krzyczałam bezsilnie uderzając pięścią w śnieg - Tak bardzo pragnęłam byś się odezwał, wstawił się za mną, ale nic nie powiedziałeś... Potrzebowałam cię, do cholery!

Bloody crystal ||| twilightWhere stories live. Discover now