XXIV. "Każdego można zastąpić"

108 10 1
                                    

Szłam korytarzem z głupim uśmiechem na ustach. Nigdy wcześniej nie sądziłam, że coś takiego może się tutaj zdarzyć, a już szczególnie nie sądziłam, że kiedykolwiek z własnej woli spędzę czas z Jane.

Niewątpliwie wampirzyca się przede mną otworzyła. Strasznie dziwnie było mi patrzeć na nią w tak nowym wydaniu ale nie narzekałam. Nie miałam na co. Zastanawiałam się tylko czy to ja działałam na ludzi w ten sposób, czy po prostu czas jaki z nią spędziłam utwierdził ją w przekonaniu, że nie będę jej oceniać. Bo nie oceniałam.

Wiedziałam, że dziewczyna została przemieniona bardzo młodo, i że bardzo wcześnie została bronią Volturich. Zdawałam sobie również sprawę z tego, że wampirzyca wie, że jest wykorzystywana. Zdawało mi się, że godziła się na to wszystko głównie, dlatego że nie znała innego życia. Niekoniecznie mogłam ją za to winić.

Mimo wszystko chciałam jak najszybciej wrócić do siebie. Dlatego przyspieszyłam kroku, mijając nieznane mi wampiry. Uniosłam wyżej podbródek i nieprzerwanie wpatrywałam się przed siebie. Nie zaszczyciłam żadnego z nich spojrzeniem, choć kątem oka dostrzegałam ich zaciekawione miny. Słyszałam ich szepty z oddali, ale nie interesowało mnie to co o mnie myśleli. Nawet jeżeli ich słowa wyrażały zachwyt. A może zwłaszcza wtedy.

- Crystal – usłyszałam wołanie i bardzo szybko rozpoznałam ten głos. Nie zareagowałam, idąc dalej przed siebie – Crystal!

Przewróciłam oczami, by chwilę później wampir znalazł się centralnie przed moją twarzą. Westchnęłam ciężko obrzucając go zirytowany spojrzeniem.

- Czego chcesz, Alec? – zapytałam beznamiętnym tonem.

- Wołałem cię, ale nie reagowałaś – powiedział szybko, na co prawie się roześmiałam. Prawie.

- I nie dało ci to do myślenia? Nic a nic? – rzuciłam pytania, jednak nie dałam mu czasu na odpowiedź – Bardzo chętnie ci rozjaśnię sytuację. Nie reagowałam, bo nie chcę na ciebie patrzeć, a już tym bardziej z tobą rozmawiać więc jakbyś był tak miły i chciał mi zrobić przyjemność, to wróć skąd przyszedłeś.

- Lubię cię, Crystal – rzucił niespodziewanie, a ja zmarszczyłam brwi spoglądając na niego jak na idiotę.

- Może nie zrozumiałeś, ale ja ciebie nie – powiedziałam spokojnie – Także daj mi spokój.

Zaśmiał się tylko, zamiast wykonać moje polecenie. Zaczynał działać mi na nerwy i byłam bardzo blisko zmuszenia go do odejścia w którąkolwiek ze stron.

- Właściwie to lubię tą krwawą wersję ciebie – szepnął zbliżając się do mnie niebezpiecznie – Pasują ci te czerwone oczy.

Nabrałam gwałtownie powietrza czując się strasznie niekomfortowo z niewielką odległością, która nas dzieliła. Zrobiłam krok do tyłu, za późno orientując się jak złą decyzję podjęłam. Alec poszedł za moim krokiem, cały czas napierając na mnie swoją posturą. Stykając się plecami ze ścianą przymknęłam powieki nie chcąc patrzeć na jego twarz. Nie mogłam jednak długo unikać wzroku wampira więc spojrzałam na niego najbardziej nienawistnym wzrokiem jakim mogłam.

- Już dawno chciałem to zrobić – powiedział cicho dłonią gładząc mnie po policzku.

Gdy tylko jego skóra zetknęła się z moją odwróciłam głowę w przeciwnym kierunku.

- Daj mi spokój – mruknęłam, ale ten w ogóle nie zareagował.

- Nie uważasz, że tak powinno być – uniósł dwoma palcami mój podbródek tak, że byłam zmuszona patrzeć mu w oczy. Sparaliżowało mnie. To straszenie głupie, ale nie potrafiłam nic zrobić. Po prostu na niego patrzyłam licząc, że zostawi mnie w spokoju – To niczym przeznaczenie. Obydwoje jesteśmy potężni, gdyby tylko...

Znów mnie dotknął. Ponownie jego ręka spoczęła na moim policzku, a palcami drugiej powoli gładził moją rękę. Zacisnęłam zęby, nienawidząc siebie za to jak bardzo poczułam się bezradna w tej sytuacji.

- Wiesz ile możemy razem osiągnąć?

Gówno. To właśnie chciałam mu wykrzyczeć, ale głos ugrzązł mi w gardle. Otworzyłam usta, by powiedzieć cokolwiek ale musiałam je zamknąć, bo nie potrafiłam wydać z siebie żadnego dźwięku. Dawno nie czułam się tak bezsilna i nie miałam pojęcia jak to przezwyciężyć.

Dreszcz obrzydzenia przeszedł mnie gdy jego dłoń spoczęła na mojej tali. Zbliżył twarz jeszcze bliżej do mojej, na co zdenerwowana odwróciłam na chwilę wzrok.

- Co powiesz na to? Ja i ty...

- Nie ma żadnego my, Alec. Zostaw mnie – szepnęłam, dopiero po wypowiedzeniu tych słów zdając sobie sprawę jak bardzo żałośnie zabrzmiały.

Byłam tak strasznie żałosna.

- Nie powiesz mi przecież, że nadal czekasz na tego swojego psa – rzucił zaciskając dłoń na mojej tali.

- Zostaw mnie do cholery – warknęłam ostrzegawczo.

Chyba właśnie tego potrzebowałam, by przypomnieć sobie, że wcale nie byłam bezradna.

- Mogę dać ci dużo więcej niż on – poczułam jego oddech na swoim policzku w momencie gdy wyszeptał mi te słowa do ucha.

- Powiedziałam zostaw mnie! – krzyknęłam, a sekundę później wampir wylądował na przeciwnej ścianie.

Nienawidziłam go. Z całego serca nim gardziłam i zamierzałam dostanie dać mu to do zrozumienia.

- Nie ma żadnego my i nigdy nie będzie żadnych nas. Rozumiesz? – powiedziałam powoli do niego podchodząc.

Był zaskoczony obrotem sytuacji. Widziałam to. Jego mina sprawiała mi jakiś rodzaj satysfakcji i zrozumiałam, że znowu czułam się silna.

- Ale... – próbował coś powiedzieć, ale szybko go uciszyłam.

Nie miałam zamiaru go dłużej słuchać.

- Mogłabym cię zabić – zaczęłam zbliżając się do niego. Tym razem to ja miałam przewagę – Nie musiałabym nawet kiwnąć palcem, żebyś leżał martwy na tej podłodze i doskonale zdajesz sobie z tego sprawę. A jednak masz czelność robić coś takiego...

- Nie zrobiłabyś tego – wtrącił, jakby odzyskując pewność siebie.

- Myślisz, że miałabym jakieś opory?

- Nie. Oczywiście, że nie. I właśnie dlatego cię cenie. Pozbyłaś się wreszcie tej głupiej moralności – odparł wzruszając ramionami – A wiesz za co lubię cię jeszcze bardziej? Nie jesteś głupia. Dobrze wiesz, że nie możesz mi nic zrobić. Jestem tu ważny Crystal i Aro...

Parsknęłam śmiechem, nie dając mu dokończyć wypowiedzi.

- Ważny? Nie ośmieszaj się. Jesteś tu z tysiąc lat i nadal twierdzisz, że jesteś tu ważny? – z kpiącym uśmiechem patrzyłam jak jego mina rzednie – Jesteś tu tylko pionkiem i uwierz mi, Aro nic by nie zrobił. Mogłabym teraz urwać ci głowę i powiedzieć, że to w samoobronie, a Aro nawet by nie pomyślał żeby mnie ukarać. Wiesz dlaczego?

- No proszę bardzo. Mów.

- Po pierwsze dlatego, że mam na to świadków – powiedziałam, a ten spojrzał na mnie zdziwiony.

- Nikogo tu nie ma, Crystal.

- Skup się. Wytęż zmysły – poleciłam i wiedziałam, że to zrobił, mimo że nie zamierzał tego po sobie pokazać – Słyszysz? Przenoszenie ciężaru z nogi na nogę, szelest materiału, nerwowe łapanie oddechu. Obserwują nas zza tego rogu od początku, ale to nie ma żadnego znaczenia. W tym wszystkim chodzi o to, że wypadłeś z obiegu. Jednego pionka można zastąpić innym, Alec. Aro już cię nie potrzebuje. Już nie jesteś najsilniejszy. Po twojej śmierci nic by się nie zmieniło.

Zamilkł kompletnie, patrząc na mnie morderczym wzrokiem. Obydwoje w tej grze byliśmy tylko pionkami. Różnica polegała na tym, że ja doskonale zdawałam sobie z tego sprawę, a wampir nadal się łudził.

- Nie martw się, nie zabije cię, choć zrobiłabym to z wielką przyjemnością dla siebie i na pewno byłby to ogromny pożytek dla świata. Ale nie zrobię tego. Głównie, dlatego że ty może jesteś chujem, ale twoja siostra nie zasłużyła na twoją śmierć.

Bloody crystal ||| twilightWhere stories live. Discover now