XXX. "Coraz bliżej celu"

93 8 1
                                    

Zrobiłam dokładnie to co planowałam zrobić, mimo że nawet nie czułam takiej potrzeby. Wychodząc z łazienki w ciągle wilgotnych włosach, przelotem spojrzałam w lustro, choć wiedziałam że nie powinnam.

Osoba w odbiciu wprawiała mnie w tak wielki niepokój, że utrzymanie z nią kontaktu wzrokowego było niemałym wyzwaniem. Wyzwaniem, którego wcale nie chciałam podejmować, a mimo to zawsze podejmowałam.

Odetchnęłam głęboko licząc do siedmiu zanim wypuściłam powietrze. Jakie to wszystko w ogóle miało znaczenie?

- Już wystarczająco się zrelaksowałaś? – zapytał kąśliwie Alec stojąc na środku pokoju.

- Niekoniecznie – mruknęłam pod nosem – Ale miło, że pytasz.

- Nie pytam się, żeby ci było miło, tylko żebyś wreszcie zajęła się tym po co tu przyjechaliśmy – odparł zirytowany.

Uśmiechnęłam się pod nosem, w myślach odhaczając pewnego rodzaju zwycięstwo. Doprowadzanie go do podobnych stanów umilało mi dzień.

- A powinieneś – rzuciłam, stając w oknie i przyglądając się wschodzącemu słońcu – W końcu jesteś moim narzeczonym.

Ewidentnie chciał jeszcze coś odpowiedzieć, jednak ostatecznie się na to nie zdecydował. I choć ta cisza trwała zaledwie kilka sekund pozwoliła mi prawdziwie cieszyć się widokiem za szybą.

- Mogłabyś w końcu zrobić coś pożytecznego? – zapytał przerywając moją błogą chwilę spokoju.

- Czego ty ode mnie chcesz? – znudzona ciągłymi pretensjami wampira, odwróciłam się w jego stronę, by złapać z nim kontakt wzrokowy.

- Żebyś w końcu przestała marnować czas.

- Nie rozumiem dlaczego ciągle zarzucasz mi, że nic nie robię, skoro sam nie kiwnąłeś nawet palcem – powiedziałam poważnie i obserwowałam jak jego mimika diametralnie się zmienia.

- Bo ciągle na ciebie czekam!

Przewróciłam oczami na jego irytację. Powiedział to tak, jakbym od piętnastu godzin leżała i patrzyła w sufit. Właściwie nawet gdyby, to co?

- A ja cały czas zastanawiam się dlaczego – odparłam wzdychając ciężko – Najpierw narzekasz, że w ogóle tu jestem, a potem nie możesz nic zrobić beze mnie? Potrzebujesz, żebym poprowadziła cię za rączkę, czy o co chodzi?

- Właśnie dlatego cię tu nie chciałem! – krzyknął, a ja tylko uniosłam jeden kącik ust w kpiącym uśmiechu – Nie dość, że jesteś nieodpowiedzialna to nawet nie potrafisz skupić się na zadaniu.

Boże, za jakie grzechy...

- Skończ zrzędzić – pokręciłam głową, sama będąc zirytowaną – Jesteś jak zdarta płyta. Nie mogę już tego słuchać. Jak ci tak bardzo zależy, proszę bardzo znajdźmy ich. Czyń honory.

I dopiero wtedy zrozumiałam, o co tak naprawdę chodziło. Wampir wcale nie chciał mnie zirytować, jak na początku myślałam. On naprawdę potrzebował bym poprowadziła go za rączkę. Byłam pewna, że nie miał pojęcia od czego zacząć.

- Uważam, że ty powinnaś to zrobić skoro Marek aż tak ci ufa, żeby cię tu wysłać.

- Oj nie kompromituj się już – rzuciłam ciężko – Nie masz pojęcia co masz zrobić. Marek ma ewidentne szczęście, że mnie tu wysłał.

Nastała pomiędzy nami chwila ciszy, podczas której Alec przeszywał mnie morderczym spojrzeniem. W pewnym sensie bawiło mnie jak bardzo czułe było ego wampira.

- No to skoro jesteś taka mądra to jak niby zamierzasz ich znaleźć?

- Najprawdopodobniej używając mózgu – mruknęłam pod nosem – Ale rozumiem, że to dla ciebie zbyt wiele.

- Nie wrócisz stąd żywa – powiedział przez zaciśnięte zęby.

- Założymy się? – rzuciłam siadając przy biurku i odpalając komputer. Atuty bycia w ultra drogim hotelu – Jeżeli jeszcze nie połączyłeś faktów, to to jest twoja odpowiedź. Internet prawdę ci powie, mój drogi.

Chwilę zajęło by komputer się uruchomił i tą chwilę spędziliśmy w kompletnej ciszy. Usiadłam wygodniej na krześle zastanawiając się czy podobna sytuacja kiedykolwiek miała miejsce.

Nie byłam wampirem długo, szczególnie w porównaniu do długości panowania Volturich. Jednak gdy się o nich dowiedziałam ich władza wydawała mi się być niepodważalna. A może tak ją tylko przedstawiali Cullenowie. Byłam przekonana, że nie mieli pojęcia o tym, jak bardzo ciężko było włoskim wampirom utrzymać ten stan rzeczy. Alice na pewno bardzo szybko znudziło się śledzenie moich decyzji, głównie dlatego że większość z nich kończyła się w ten sam sposób. Czyjąś śmiercią.

Przygryzłam wargę patrząc na litery, które w teorii układały się w słowa, choć nie dałabym sobie za to niczego uciąć. Tak naprawdę mogłyby być w losowej kolejności i tak wyglądałyby tak samo jak teraz. Jak ja bardzo nienawidziłam bariery językowej.

Nie miałam pojęcia dlaczego przypatrywałam się tym literom i jakim cudem po wpisaniu pytania po angielsku wyskoczyło tyle norweskich artykułów. Zapewne miało to coś wspólnego z faktem, że byliśmy w Norwegii.

- Nie miałem pojęcia, że znasz norweski – powiedział niespodziewanie Alec, cały czas stojąc za moimi plecami i obserwując moje poczynania.

- Bo nie znam – westchnęłam ciężko wchodząc w pierwszy lepszy artykuł – Chwała temu, co wymyślił możliwość tłumaczenia stron.

Jak najprościej znaleźć zgraję nowonarodzonych wampirów? Sprawdzając gdzie zginęło najwięcej ludzi. Po rozmowie z Zaffem domyślałam się, że byli dobrze zorganizowani, ale byłam przekonana, że ten krok pominęli.

I miałam rację. Pomijając, że tekst brzmiał jak wyrzucony z generatora kompletnie losowych słów, gdzieś między tymi nie mającymi ze sobą nic wspólnego zdaniami udało mi się odszukać nazwę miejscowości.
Øverbygd.

W życiu nie byłabym w stanie tego wymówić. Nawet wolałam nie próbować, dlatego jedynie wskazałam palcem Alec’owi tą nazwę na monitorze.

- Proszę bardzo – odparłam z nieukrywaną satysfakcją – Oto cel naszej podróży.

- Nazwa miasta. To jest twój cel? Przecież to zapewne kilka tysięcy kilometrów kwadratowych terenu.

- Ty jak zwykle swoje – przewróciłam oczami, odpalając mapy – Następnym razem jak postanowisz się odezwać, zacznij od dziękuje Crystal, ewentualnie od jesteś najlepsza Crystal.

Jak się okazało ten cały Øverbygd jest niecałe 50 kilometrów od naszego hotelu. Nie było także trudno namierzyć potencjalne lokum naszej małej rewolucji.

- Proszę cię bardzo – odparłam kolejny raz przykładając palec do ekranu – Tutaj.

- Skąd ty to niby wiesz?

- To raczej małe miasteczko niż jakaś metropolia, jak widzisz. Wystarczyło poszukać czegoś na uboczu.

Wzruszyłam ramionami, patrząc na jego zdziwioną minę.

- Ale skąd wiesz, że są akurat tam?

- Trenują w grupach i nie wiedzą ile ich tam dokładnie jest, czyli muszą być na większym terenie. To opuszczony kompleks hotelowy, Alec. Gdybym planowała taką rewolucje, zrobiłabym to właśnie w tym miejscu.

To było oczywiste, choć nie byłam pewna czy wampir jest przekonany co do mojej teorii. Nie miałam ani grama wątpliwości, że ich tam znajdziemy, głównie dlatego że całkiem nieźle szło mi łączenie faktów. Mieliśmy co prawda dość szczątkowe informacje, ale ktoś przez nie zginął więc musiały wystarczyć. Jak na razie wystarczały.

- W porządku.

Chyba po raz pierwszy nie miał żadnych obiekcji. Coś niesamowitego.

- A gdzie moje, jesteś najlepsza Crystal? – zapytałam ze śmiechem, odchylając się na krześle.

- Pomyśle o tym, jak okaże się, że miałaś rację – oparł, a ja przewróciłam oczami.

- Ja zawsze mam rację, Alec – powiedziałam poważnie, spoglądając na godzinę – Musimy zejść na śniadanie.

- Norweska krew? Jedna z moich ulubionych.

- Nawet o tym nie myśl – rzuciłam przeczesując palcami włosy – Idziemy jak normalni ludzie, zjeść śniadanie, bo w końcu za nie zapłaciliśmy.

Bloody crystal ||| twilightWhere stories live. Discover now