XXXIV. "Klucz do wolności"

84 10 1
                                    

- W każdym z was jest moc. W jednych ta moc jest większa, w innych mniejsza. Jedni władają umysłem inni siłą fizyczną – prawił Andrew, a wszyscy słuchali go w milczeniu, tak jakby już ich do siebie przekonał – Niezależnie od tego, czy macie specjalny dar i jaka jest wasza siła, każdy z was odnajdzie tu swoje przeznaczenie.

Przeznaczeniem tych wszystkich wampirów, jak i naszej dwójki była śmierć. Śmierć za idee, które były nam kompletnie obce, których żadne z nas nie rozumiało.

Andrew nadal mówił i pasja oraz pewność z jaką to robił, sprawiała że wszyscy go słuchali. Jak zaczarowani wpatrywali się w wampira i gdyby nie fakt, że zachowałam jakąś trzeźwość umysłu pomyślałabym, że ktoś wpływa na nas swoim darem.

Spojrzałam na Alec’a, którego wyraz twarzy był bardzo podobny do tych innych wampirów. Tak jakby naprawdę słuchał o swoim przeznaczeniu. Nie podobała mi się ta mina.

Spojrzałam szybko na mówiącego wampira, by upewnić się, że jego uwaga nie była skupiona na nas, a następnie szybko szturchnęłam Alec’a. Zaskoczony odwrócił się w moją stronę, obdarzając mnie pytającym wzrokiem. Pokręciłam tylko przecząco z ulgą, że nie zwariował. Po prostu dobrze odgrywał swoją rolę. Może całe moje zmartwienie brało się z tego, że nie wierzyłam w jego umiejętności aktorskie. Właściwie nie wierzyłam w żadne jego umiejętności. Odkąd wyjechaliśmy z Voltery coraz bardziej przekonywałam się, że potęga wampira opierała się wyłącznie na jego darze. Poza nim niczego nie miał.

- Podaj mi ręce – poprosił jedną z dziewczyn stojących najbliżej niego – Poznasz swoją rolę, swoje przeznaczenie.

W niektórych momentach musiałam naprawdę się starać by nie wybuchnąć śmiechem. Ten był właśnie jednym z nich. Nie mogłam nadziwić się jak bardzo głupie to wszystko było i jak bardzo dobrze funkcjonowało. Nikt nie zadawał pytań, nikt nie pragnął odpowiedzi ani żadnych informacji. O tym co się stało, ani o tym gdzie byliśmy. Wszyscy bez najmniejszego zastanowienia przyjmowali, że władza to wolność. Choć byłam pewna, że nie mieli pojęcia co oznaczało to zdanie. Ja nie miałam.

A jednak ufali i chyba właśnie to zaufanie było dla mnie najbardziej niedorzeczne. Brało się znikąd i trwało, choć tak bardzo nie powinno. Dzięki niemu dziewczyna podała wampirowi dłonie, by ten po kontakcie z jej skórą zamknął oczy i zamilkł. Jego mina wyglądała jakby właśnie grzebał w najdalszych zakątkach jej umysły, natomiast na jej twarzy było jedynie zdziwienie i ten cień zaufania, jakby coś szeptało jej do ucha, że przecież wszystko będzie dobrze.

- Jesteś gammą. Silną, ale nie najsilniejszą. Nie najważniejszą lecz ważną. Dla mnie, dla idei i dla wolności – prawił coś kompletnie niezrozumiałego jednocześnie zapinając niebieską bransoletkę na jej nadgarstku – Jesteś ogniwem spajającym i to właśnie twoje przeznaczenie i to jest twój cel.

Kompletny bęłkot.

Przygryzłam wargę obserwując jak wykonuje identyczną czynność, wypowiadając podobne słowa do kolejnych osób. Musiał mieć dar. Co do tego nie miałam wątpliwości. Nie mogłam tylko zrozumieć jaki. Na pewno na jego podstawie przydzielane były te całe rangi i to właśnie przez niego wampir był tu aż tak ważny.

Obserwowałam jego ruchy i mimikę próbując dojść do tego na czym polegał jego dar, jednak nic nie przychodziło mi na myśl. Wiedziałam, że będę musiała przekonać się na własnej skórze, choć nie wiedziałam czy chciałam.

W końcu wampir dotarł do Alec’a, prosząc go o podanie dłoni. Widziałam niepewność w oczach swojego towarzysza i poczułam że muszę zareagować. Alec nie miał pojęcia co zrobić i w sumie wcale mu się nie dziwiłam. Sama nie wiedziałam.

- O co tu chodzi? – zapytałam głośno zwracając uwagę wampira na siebie – To jest jakiś chory żart czy co? Jakimi wampirami, jaka w ogóle moc? No i o co chodzi z  greckim alfabetem i z tym całym podawaniem dłoni?

I co do cholery chodzi z tym, że władza to wolność?

Tego pytania nie mogłam zadać, lecz to właśnie na nie najbardziej pragnęłam poznać odpowiedź.

- Znacie się – stwierdził Andrew ignorując moje pytania.

Kątem oka widziałam jak Alec patrzył na mnie zaniepokojony, ale nawet nie drgnęłam. Choć wcale nie było mi łatwo, szczególnie że cały mój umysł krzyczał bym uciekała. Ale nie mogłam.

- Tak – potwierdziłam spokojnie – I dlatego nie dam zrobić ci mu krzywdy. Nie ważne czy mówisz prawdę czy to tylko kiepski żart. Nie skrzywdzisz go.

Właściwie jak dla mnie mógłby go zabić w tym momencie, ale nie mogłam tego powiedzieć.

- Nie chce nikogo skrzywdzić. Przeciwnie, chce dać wam wolność. Każdy marzy o wolności.

- Czego chcesz?

Wampir spojrzał na mnie zdziwiony, tak jakby w ogóle nie spodziewał się, że ktokolwiek będzie miał jakiekolwiek obiekcje. Potem zerknął przelotnie na jednego z wampirów stojących przy drzwiach i wtedy zrozumiałam, że to on był powodem ich całkowitego braku. Jednak dobrze mi się wydawało. Musiał mieć dar, zgadywałam że podobny do daru Jaspera, jednak nie rozumiałam dlaczego na mnie nie działał. Wiedziałam tylko, że musiałam być ostrożna. Nie mogłam wzbudzić podejrzeń.

- Jak to czego chce?

- Nie oszukujemy się. W tym świecie nie ma nic za darmo – wyjaśniłam swoje pytanie – Czego chcesz w zamian za tą wolność?

- To proste – odparł, lekceważąco wzruszając ramionami, jednak cały czas bacznie mi się przyglądając – Lojalności.

I wtedy dopiero poczułam, że muszę stamtąd uciec. Chciałam biec ile sił w nogach i choć wydawało mi się, że mój umysł biegł, ja stałam w miejscu kompletnie milcząc. Wpatrywałam się w wampira stojącego naprzeciw mnie, jakby zaraz ktoś miał zginąć z jego ręki, choć to wcale nie było wykluczone. Chciałam się odezwać. Wiedziałam, że powinnam to zrobić. Przecież nie mogłam wzbudzać podejrzeń. Jednak moje gardło zacisnęło się tak kurczowo, że nie mogłam złapać oddechu, a co dopiero wypowiedzieć jakieś słowo.

- Mamy... walczyć – wyszeptałam z trudem.

Wiedziałam to wcześniej. Nic odkrywczego.

A jednak stojąc tam i słuchając o lojalności to wszystko do mnie wróciło. Tak jakbym już to słyszała, już to poznała i już to przeżyła.

Bo może tak właśnie było. Niekoniecznie ta Crystal, która teraz patrzyła w czerwone oczy wampira, który i tak później najpewniej zginie z jej ręki, ale ta Crystal, która kochała całym sercem. Ta Crystal, która była dobra i która chciała być lepsza. Ta Crystal, po której zostało tak niewiele. Właściwie nic po za wspomnieniem.

- Pomożecie nam uwolnić nasz świat spod tyranii. Sprawicie, że w końcu wampiry nie będą musiały chować przed ludźmi. Sprawicie, że to ludzie będą chować się przed wampirami – mówił, a w jego głosie było coś pełnego pasji, tak jakby głęboko wierzył w to co mówił i liczył na spełnienie swoich słów – Będziemy rządzić tym światem! To da wam wolność.

Bo władza to wolność. Dopowiedziałam sobie w myślach.

Zauważyłam, że wampir który zapewne odpowiadał za utrzymanie spokoju patrzył na mnie, więc pokiwałam głową, tak jakbym przyjmowała te słowa. Żadnych więcej pytań i żadnych więcej obiekcji.

- Więc bądźmy wolni – powiedziałam spokojnie, a Andrew wyraźnie zaskoczony, uśmiechnął się powoli.

- Bądźmy wolni – powtórzy, a potem odwrócił się z powrotem w stronę Alec’a wyciągając dłonie w jego stronę.

Na sekundę zapanowała martwa cisza, w czasie której Alec patrzył na mnie pytającym wzrokiem, a Andrew czekał na ruch Alec’a. Skinęłam głową, dając tym samym znak, że nie powinniśmy się więcej wychylać, więc mój towarzysz podał ręce wampirowi.

Żadne z nas nie miało pojęcia co robił wampir, ani jaki był jego dar, dlatego oboje czekaliśmy w napięciu na werdykt.

- Alfa – odparł Andrew z wyraźnym zadowoleniem – Masz dar. Potężny dar.

Zapiał mu czarną bransoletę na nadgarstku, uprzednio wyjmując ją z kieszeni. Połechtał jeszcze jego ego kilkoma słowami o jego potędze, co nawet wywołało uśmiech na jego twarzy. Mimowolnie przewróciłam oczami widząc tą scenę, szybko jednak skarciłam się za to w myślach, licząc że nikt nie zauważył.

Nie czytał w myślach. Nie miał pojęcia kim byliśmy. To w pewien sposób dodało mi pewności siebie.

- Poznajmy twoje przeznaczenie – odparł, podchodząc do mnie – Jesteś szalenie interesująca. Chciałbym poznać twoje imię.

Crystal. Crystal Volturi.

- Aurora – odparłam bez wahania – Nazywam się Aurora.

- Na pierwszy rzut oka wyglądasz na epsilona – tym razem powstrzymałam się od przewrócenia oczami, choć wcale nie było łatwo – Ale to pozory. Coś się kryje za tą fasadą, Autorów.

Żebyś tylko wiedział jak wiele.

- Przekonajmy się – rzuciłam wyzywająco wystawiając ręce w jego kierunku.

Spodziewałam się coś poczuć gdy chwyci mnie za dłonie, jednak nic podobnego się nie stało. Nie czułam niczego, po za oczywistym faktem jego dotyku.
Staliśmy tak przez dłuższą chwilę, aż zaczęłam się niepokoić. U nikogo nie trwało to tak długo. Odwróciłam wzrok w stronę Alec’a, który także patrzył na mnie z niepokojem. Co jeżeli moja pewność nas zdradziła. Co jeżeli cały nasz plan miał lec w gruzach? Nie było planu B. Dlaczego nie mieliśmy planu B?

Zadawałam sobie te pytania, jednocześnie zastanawiając się co powinnam zrobić i czy powinniśmy uciec. Jednak Andrew otworzył oczy, wyrywając mnie z tego stanu. Patrzył na mnie zupełnie inaczej niż wcześniej.

- Jesteś... to... ty... – próbował coś powiedzieć, ale szło mu opornie, a ja nie wiedziałam czy to dobrze czy źle – Ten dar... Twoja moc...

- Co? O co chodzi? – zapytałam niczego już nie rozumiejąc.

Wampir wziął głęboki oddech, jakby próbował zebrać swoje myśli, by złożyć z nich jakieś sensowne zdanie.

- To niesamowite. Masz w sobie ogromną moc. Nigdy wcześniej się z czymś takim nie spotkałem. Jakby była nieograniczona. Jakbyś była zdolna do wszystkiego – mówił, ale ja nie miałam pojęcia co miał na myśli – Jesteś kluczem, Auroro. Kluczem do wolności.

Bloody crystal ||| twilightWhere stories live. Discover now