XXIX. "Pod osłoną nocy"

88 9 1
                                    

Siadając na fotelu kierowcy przez chwilę poczułam się jakbym cofnęła się w czasie. Jakbym znów siedziała w tym miejscu po raz pierwszy i jakbym ponownie miała pierwszy raz odpalić samochód.

Szybko otrząsnęłam się z tego stanu, gdy miejsce pasażera zajął Alec.

- Ty w ogóle potrafisz tym jeździsz? – zapytał kpiąco.

- Zaraz się przekonasz – odparłam zapinając pasy.

W teorii potrafiłam. Choć tę umiejętność nabyłam stosunkowo niedawno, zdążyłam pokonać naprawdę wiele kilometrów. Podobno tego się nie zapomina. To coś jak jazda na rowerze. Z tego co słyszałam miało to związek z pamięcią mięśniową, ale właściwie nie rozumiałam tego zagadnienia.

Ale jechaliśmy i to było najważniejsze. Kątem oka widziałam jak Alec rozgląda się po wnętrzu pojazdu z takim zainteresowaniem, jakby zamiast tapicerki znajdowały się tam dzieła sztuki najbardziej znanych malarzy.

- Te auto też ukradłam – napomknęłam, na co spojrzał na mnie zaskoczony – No co? Pomyślałam, że zechcesz wiedzieć.

- Ty naprawdę jesteś złodziejką – stwierdził, a ja parsknęłam śmiechem.

Skinęłam tylko głową, nie chcąc marnować słów na odpowiedź. Mimo, że bawiło mnie zaskoczenie Alec’a musiałam przyznać mu rację. Jeżeli miałabym wybrać rzecz, w której jestem najlepsza to wybrałabym właśnie to. Kradzieże.

- Nie mieliśmy się czasem nie wychylać? Załatwić wszystko po cichu? Tak żeby nikt nas nie zauważył? – zapytał oskarżycielsko.

Przewróciłam oczami słysząc jego ton. Miałam ochotę wypchnąć go z tego pędzącego samochodu i oczami wyobraźni widziałam nawet jak jego ciało zderza się z ziemią.

- Po pierwsze nawet niczego jeszcze nie załatwiliśmy. Po drugie kiedy się niby wychyliliśmy?

- Jak zrobiłaś ten cyrk, żeby ukraść jej niepotrzebnie samochód – stwierdził poważnie.

- Jezu, daj mi już spokój.

- Nie rozumiem dlaczego to akurat tobie Marek powierzył to zadanie. Jesteś cholernie nieodpowiedzialna.

Jeszcze niedawno byłam potężna i to sprawiało, że w jego oczach tak bardzo do siebie pasowaliśmy. Teraz najwidoczniej, już nie. Wydawało mi się, że jego nastawienie do mojej osoby zmieniało się jak w kalejdoskopie i nigdy tak naprawdę nie wiedziałam co o mnie myślał.

- O Jezu. Jak ukradłam jej kluczyki to wielkie halo, ale jakbym ją zabiła to w sumie wszystko było by spoko – rzuciłam zirytowana jego gadaniem – Masz spaczony kompas moralny. Tyle ci powiem.

- To nie ma nic wspólnego z moją moralnością – odparł oburzony.

- To po co się odzywasz? – westchnęłam ciężko.

- Bo uważam, że nie powinno cię tu być – odpowiedział, a ja ponownie szczerze się zaśmiałam.

A gdzie się podziało to wszystko co mogliśmy razem osiągnąć?

- Ale jestem – mruknęłam, nawet na niego nie parząc – Już dawno przegrałeś, Alec. Pogódź się z tym wreszcie.

***

Lotnisko przepełnione było ludźmi, którzy strasznie się spieszyli. Większość z nich coś krzyczała, to do swoich rodzin to do pracowników tego przybytku, w języku którego kompletnie nie rozumiałam. Generalnie dziękowałam wszechświatowi za to, że angielski był moim ojczystym językiem. Inaczej z nikim bym się tu nie dogadała.

- Pierścionek – odezwał się Alec.

Z resztą pierwszy raz od dość długiego czasu.

- Co pierścionek?

- Załóż go – nakazał przypominając mi jaką scenę właściwie odgrywaliśmy.

Szybko wyciągnęłam go z kieszeni i wsunęłam na palec, przyglądając się mu trochę dłużej. Teoretycznie był bardzo ładny, jednak myśl o tym co oznaczał przyprawiała mnie o mdłości.

Westchnęłam ciężko gdy przyszła nasza kolej na odprawę. Chciałam coś powiedzieć, jednak zanim zdążyłam zabrać głos, Alec zaczął rozmawiać z kobietą z obsługi po włosku. Doskonale wiedział, że nic nie rozumiem i ewidentnie sprawiało mu to ogromną frajdę.

W pewnym momencie przyciągnął mnie do siebie, obejmując mnie w tali i nadal coś żywo mówiąc wyciągnął swój paszport. Z trudem powstrzymałam się, żeby nie odsunąć go od siebie siłą. Naprawdę z trudem. Sama także wyciągnęłam dokument i podałam kobiecie z fałszywym uśmiechem.

A Alec ciągle coś mówił. Gdybym tylko wiedziała co. Przyglądając się kątem oka, z zaskoczeniem zauważyłam z jaką lekkością opowiada tej kobiecie zapewne bzdury wyssane z palca. Jeszcze niedawno nie był taki chętny do kłamstwa. A może to były tylko pozory.

W końcu nachylił się w moją stronę kompletnie niespodziewanie. Na szczęście wystarczająco szybko zrozumiałam co chciał zrobić, więc kładąc mu rękę na karku jedynie przyciągnęłam go bliżej siebie na swoich zasadach.

- Spróbuj tego jeszcze raz, a nie ręczę za siebie – warknęłam mu do ucha.

- Jestem pewien, że by ci się spodobało – mruknął, co najmniej tak jakby nie spodziewał się mojej niechęci do jego marnej próby pocałowania mnie.

- Za to ja jestem przekonana, że prędzej piekło zamarznie niż dotknę cię w taki sposób – odparłam zabierając rękę z jego karku.

Gdy odzyskaliśmy paszporty usiedliśmy wraz z innymi ludźmi oczekującymi na samolot, na plastikowych szarych krzesłach. Chwilę siedzieliśmy w ciszy, każde z nas pogrążone w swoich myślach, aż wampir położył swoją dłoń na moim udzie.

- Zabieraj tą łapę – rzuciłam pod nosem, tak by tylko on usłyszał.

Nie mogłam jej strzepnąć, bo nadal graliśmy w tej chorej historyjce, którą wymyślił dla nas Marek.

- Przypominam, że jesteś moją narzeczoną – wzruszył ramionami i posunął swoją dłoń w górę.

Spięłam mimowolnie wszystkie mięśnie i przygryzłam wargę, starając się opanować nerwy. Dawno nie miałam takiej ochoty by zrobić komuś krzywdy.

- A ja ci przypominam, że powiedziałam nie – syknęłam patrząc na jego rękę.

- Jeśli dobrze pamiętam to mówiłaś, że wsadzisz mi pierścionek w gardło.

- Nadal to rozważam – mruknęłam zirytowana – Także uważaj, bo jak się w końcu zdecyduje to wepcham ci go tak głęboko, że łatwiej będzie ci go wyciągnąć z tej drugiej strony. 

Na szczęście zaraz po tym wywołali nasz lot i nie musiałam dłużej znosić kontaktu fizycznego z jego osobą.

***

Stając twardo na pewnym gruncie odetchnęłam z ulgą. Odchyliłam głowę i uśmiechnęłam się szeroko w momencie gdy poczułam chłodny wiatr we włosach. Z reguły bardziej wolałam ciepło, przynajmniej kiedyś tak było. Aktualnie ciepło kojarzyło mi się z miejscem, w którym na pewien sposób utknęłam. Każda odmiana była zbawienna i każdą cieszyłam się na tyle na ile pozwalały mi na to okoliczności.

Było ciemno więc nie musiałam obawiać się o słońce, choć nie byłam pewna czy nie jesteśmy w tej części kraju, gdzie przez pewien okres było permanentnie ciemno. Właściwie mogłam się bardzo mylić i w Norwegii mógł nawet nie występować taki stan. Jeżeli chodziło o wiedzę książkową nie byłam w stanie sobie zaufać. W sumie to praktycznie w ogóle sobie nie ufałam.

Teraz jednak na pewno była noc i właśnie pod jej osłoną tutaj dotarliśmy. W bardzo konkretnym celu, z niebardzo konkretnym planem.

- Co teraz? Co zamierzamy...? – zaczął wampir stając obok mnie i zakłócając moją chwilę spokoju.

- Teraz mój drogi, zamierzam wziąć gorącą kąpiel w hotelowej łazience, a potem z balkonu oglądać piękne widoki i napawać się odgłosami przyrody – odpowiedziałam biorąc głęboki oddech.

- Nie jesteśmy tu na wakacjach – powiedział ostro, tak jakbym mogła o tym zapomnieć.

Zbytnio o tym marzyłam, by mogło to stać się realne. Nie można było zapomnieć, jeżeli nieustannie pragnęło się nie pamiętać, gdyż to pragnienie nieprzerwanie ci o tym przypominało.

- Trudno – wzruszyłam ramionami i ruszyłam przed siebie – I tak zamierzam skorzystać.

∆∆∆

Jakie jest prawdopodobieństwo, że nie skończe tej książki?

Ogromne.

Bloody crystal ||| twilightWhere stories live. Discover now