XXXII. "Władza to cel"

91 8 0
                                    

Władza. Tak wiele chciało ją posiadać, a tak niewielu posiadało. Cokolwiek znaczyło to słowo, było towarem tak pożądanym, że nawet w zwykłym ludzkim świecie, niektórzy byli w stanie za to zabić. Jak się okazało, w nadprzyrodzonym świecie, samo morderstwo nie wystarczało, wszak nie było niczym nadzwyczajnym. By zdobyć miejsce na szczycie tej wymyślniej piramidy kontroli trzeba było stworzyć coś na wzór zupełnie nowego społeczeństwa.

Nie mogłam nie przyznać, że byłam zaskoczona. Jechałam tu z przekonaniem, że zabije kilku idiotów i wszystko wróci na swoje miejsce, tymczasem leżałam za jakimiś zaroślami obserwując to co działo się w tym, zapewne jeszcze do niedawna opuszczonym kampusie i byłam pod wrażeniem. Byłam niesamowicie pod wrażeniem do czego może prowadzić pragnienie władzy.

- Co my właściwie teraz robimy? I dlaczego? – zapytał Alec, patrząc na mnie znacząco.

Wzruszyłam ramionami, zanim zdecydowałam się odpowiedzieć. Byłam zbyt skupiona na rozmowach toczących się za wysokim płotem, by marnować energię na jego głupie pytania, a przynajmniej do czasu gdy zauważyłam, że ma zamiar się ponownie odezwać.

- Przyglądamy się, obserwujemy albo zbieramy informacje, nazwij to jak chcesz i się ucisz.

Nawet na chwilę podziałało, dzięki czemu mogłam się bardziej skupić. Na chwilę to bardzo odpowiednie określenie.

- Po co? Równie dobrze moglibyśmy po prostu ich zabić – powiedział całkiem nieironicznie, na co pokręciłam głową z niedowierzaniem – Chyba, że zbyt bardzo się boisz.

Zignorowałam go, próbując upewnić się, że dobrze słyszę. Przymknęłam powieki skupiając się na konwersacji wampirów, stojących przed najdalej położonym z budynków.

- Zaraz wszyscy się przemienią – powiedział jeden z nich, wskazując na budynek, z którego dochodziły ewidentne krzyki.

- Ciekawe co z tego będzie tym razem.

- Zapewne same gamy, jak ostatnio – rzucił wzruszając ramionami.

- Znowu? To nie możliwe, na stówę będzie jakaś alfa.

- Stawiam wartę przy bramie, że nie.

- Dwie – podbił stawkę jakiegoś dziwnego zakładu.

- Niech będzie dwie.

- Stoi.

Alfy? Gamy? O co tu do cholery chodziło? Słuchałam rozmów, przeplatanych tymi krzykami i zaczęłam przeczuwać, że wcale nie wrócimy stąd tak szybko jak mi się wydawało.

- Po prostu to załatwmy, Crystal. W końcu jesteś taka potężna – zakpił podnosząc się z ziemi – Poradzisz sobie.

- Zamknij się – warknęłam i chwyciłam go za ramię, jeszcze za nim zdążył wstać – Nie wejdziemy tam. A już na pewno nie tak jak myślisz.

- O co ci znowu chodzi?

- To nie jest jakaś tam armia nowonarodzonych, Alec. To jest cholerne, kastowe społeczeństwo. Nie mamy pojęcia czy dysponują jakimiś darami, ani którzy z nich to organizatorzy tego chorego przedsięwzięcia. Nie wiemy ilu ich jest, co potrafią, ani czy ma więcej takich obozów.

Nastąpiła chwila milczenia, podczas której Alec wpatrywał się w moją twarz ewidentnie analizując to co mu powiedziałam. Wiedziałam że wewnątrz już dawno przyznał mi rację, a aktualnie jedynie prowadził walkę z samym sobą, by przyznać mi ją werbalnie.

- Więc co? – zapytał zamiast tego, a ja przewróciłam oczami.

Typowe.

- Więc może jednak tam wejdziemy – odparłam poważnie, rozglądając się za miejscem które mogło by się stać tym wejściem – Może nie do końca tak jak zakładaliśmy, ale wejdziemy tam.

- Skoro to rewolucja, to nas rozpoznają. Przecież muszą znać wroga.

- Mylisz się – mruknęłam rozglądając wokoło.

- Co?

- Mówię, że się mylisz – westchnęłam ciężko, skupiając wzrok na jego twarzy – Zaff, mnie nie znał. Nigdy wcześniej mnie nie widział.

- Skąd wiesz? Przecież nie powiedział ci tego.

- Uwierzył mi, Alec. Uwierzył w drugą szansę. Widziałam w jego oczach nie tylko zaskoczenie, ale i nadzieję – wytłumaczyłam – Jeżeli znałby wroga, wiedziałby, że Volturi nie dają drugiej szansy.

Wstałam powoli i jak najbardziej bezszelestnie podążając do tego jednego miejsca, które było na tyle niestrzeżone, żeby udało nam się dostać do środka.

- Módl się, żebyś był alfą – rzuciłam po chwili ciszy.

Alec ruszył za mną, kompletnie zdezorientowany, ale nie zwracałam na niego szczególnej uwagi.

- Jaką znowu alfą? Postradałaś zmysły?

- Nasz plan to zostanie najlepszymi rekrutami tego chorego miejsca, jak się domyślasz ci najlepsi to alfy.

- Jeszcze niedawno twierdziłaś, że nie masz planu – zarzucił mi, ale tylko przewróciłam oczami.

- Okoliczności się zmieniły – westchnęłam ciężko, pomału podchodząc do płotu – Musisz być bardziej elastyczny.

- Elastyczny? Może ty powinnaś przestać wszystko utrudniać.

- Uwierz mi ja także nie cieszę się z twojego towarzystwa. Byłoby o wiele przyjemniej bez twojego marudzenia, ale jesteśmy na siebie skazani więc skoro nie masz zamiaru mi pomagać, to bądź tak miły i nie przeszkadzaj.

- W czym? W gapieniu się na płot?

Uklęknęłam na ponad metr przed ogrodzeniem, unosząc dłonie ponad ziemią i wzięłam głęboki oddech. Do tej pory nie przestało mnie zaskakiwać z jaką łatwością przychodziło mi używanie daru. A to wszystko odkąd zaczęłam żywić się ludzką krwią.

Ziemia z pod płotu osunęła się razem z ruchem moich dłoni, tworząc całkiem spory tunel pod ogrodzeniem.

- W stworzeniu nam wejścia, mój drogi – odparłam z niewielkim uśmiechem na ustach – Chyba nie miałeś zamiaru wspinać się po tym płocie.

Alec spojrzał na ogrodzenie w sposób, który jasno dał mi do zrozumienia, że właśnie to miał zamiar zrobić. Zaśmiałam się cicho wyobrażając sobie tą sytuację, na co wampir prychnął kierując się w stronę tunelu.

- Potrzebujemy tego planu – stwierdziłam łapiąc go za rękę, by go zatrzymać.

Alec spojrzał na moją dłoń, spoczywającą na jego, przez co sama na nie spojrzałam. Szybko cofnęłam rękę, zaciskając usta w wąską linię.

- Teraz planu? Naprawdę?

- Jak mówiłam, na szczęście już zdążyłam go wymyślić – powiedziałam poważnie – Także nie będziesz musiał specjalnie wysilać swoich ostatnich szarych komórek. To nawet dobrze, zapewne jeszcze ci się przydadzą.

- Mówił ci ktoś już kiedyś jak bardzo irytująca jesteś? – zapytał, na co przewróciłam oczami z uśmiechem.

- Oczywiście. Opieram na tym całą swoją osobowość – odparłam kpiąco – A teraz się skup.

Przedstawiłam mu szeptem swój plan i chyba po raz pierwszy uznał, że to może się udać. Wzięłam głęboki oddech, próbując uspokoić pędzące myśli i ten cholerny strach. Tak strasznie się bałam. Nawet nie wiem czego. To na pewno nie był strach o własne życie, raczej strach przed tym, że zawiodę albo w ogóle był tak irracjonalny, że nie miał żadnego wytłumaczenia. Cokolwiek to było, strach nie był dobrym doradcą.

Znajdując się po drugiej stronie płotu machnęłam ręką, a po tunelu nie było ani śladu. Uśmiechnęłam się pod nosem, bezszelestnie ruszając w stronę naszego celu.

Czy mój plan był idealny? Pod żadnym względem. Miał cholernie wiele niedociągnięć, a na dodatek wymyśliłam go dosłownie przed chwilą, jednak z mojego doświadczenia wiedziałam, że właśnie to sprawiało, że mogło nam się udać. I się uda.

Staliśmy praktycznie przylepieni do ściany budynku, z którego nieustannie dochodziły krzyki. Spojrzałam znacząco na Alec’a, a ten natychmiast zaczął kierować swoją mgłę na około budynku. Patrzyłam na niego z wyczekiwaniem, bo to był tylko jeden z wielu kroków, które mogły pójść nie tak. Ale on tylko skinął głową, na co dosłownie na sekundę zamknęłam oczy. Punkt dla mnie.

Wystawiłam dłoń w stronę szyby, bo chociaż wcale nie musiałam tego robić, gesty nadal sprawiały, że czułam się pewniej. Tej pewności właśnie potrzebowałam.

Raz. Dwa. Trzy.

Skinęłam głową, tym samym dając znać Alec’owi, że czas na jego ruch. Miał odciąć  dosłownie na sekundę słuch, dwóm wampirom pilnującym wejście do tego budynku. Zrobił to. Spojrzał znacząco na okno, które momentalnie otworzyłam i obydwoje wślizgnęliśmy się do środka.

Widok tych wszystkich cierpiących ludzi na podłodze sprawił, że przez chwilę zapomniałam co tu robiłam. Te wszystkie twarze i krzyki. Te cierpienie i wręcz namacalny ból. Stałam tak patrząc przed siebie dopóki Alec nie położył mi ręki na ramieniu, zwracając moją uwagę na okno. Pokręciłam szybko głową by odgonić od siebie to dziwne uczucie i szybko ruchem dłoni zamknęłam okno. Tym razem dźwięk nie miał żadnego znaczenia i tak byliśmy w środku.

Usiadłam na podłodze, tam gdzie w ogóle dało się to zrobić i gestem pokazałam mojemu towarzyszowi by zrobił to samo. Przez chwilę siedzieliśmy w ten sposób, patrząc na ludzi który właśnie stawali się wampirami.

- Zrobiliśmy to – szepnął Alec i choć po części miał rację to pokręciłam przecząco głową.

- Jeszcze nie – odparłam równie cicho – Jeszcze nie...

- Więc co teraz? – zapytał, a ja zauważyłam, że krzyki powoli zaczynając cichnąć.

Położyłam się więc powoli na podłodze, a Alec poszedł w moje ślady. Wreszcie zrozumiał, że mam rację.

- Teraz bądź alfą – powiedziałam poważnie – cokolwiek to oznacza.

Bloody crystal ||| twilightМесто, где живут истории. Откройте их для себя