XI. "Chodźmy na bal"

131 8 0
                                    

Tak niesamowicie chciałabym zniknąć. Ta myśl nieustannie krążyła w mojej głowie, gdy ja krążyłam korytarzami znienawidzonego przeze mnie budynku. W końcu nauczyłam się lokalizacji różnych pomieszczeń co pomagało mi unikać spotykania osób doprowadzających mnie do szału.

Nie miałam żadnego zajęcia, przez co czasem wydawało mi się że umrę z nudów. Nie wiedziałam, czy wszyscy nie mieli nic do roboty, czy tylko ja miałam tą wątpliwą przyjemność nic nie robić. Dobijała mnie nuda, więc często wychodziłam by po prostu iść przed siebie. Nawet to nie było takie proste w tym mieście. Wydawało mi się, że słońce ciągle jest w tym samym punkcie oświetlając swoimi promieniami dosłownie wszystko co znajdowało się na ziemi.

Znowu kroczyłam bez celu korytarzami, zauważając że jest na nich jakby więcej życia. Praktycznie nieznane mi wampiry mijały mnie bezrefleksyjnie, tak jakby się gdzieś spieszyli. Jedni coś gdzieś nieśli, inni po prostu biegli, tak jakby mieli coś bardzo ważnego do zrobienia. Czy tu w ogóle było coś do zrobienia?

Nie mogłam pozbyć się wrażenia, że szykuje się coś wielkiego i nie do końca wiedziałam co powinnam o tym myśleć. Z jednej strony marzyłam żeby się coś wydarzyło, z drugiej jednak jakiekolwiek wydarzenia w tym miejscu wiązały się z czyjąś śmiercią. Chociaż jeżeli miało by to rozwiać nudę, właściwie dlaczego by nie. Szczerze aktualnie dla zabawy poszłabym nawet na publiczną egzekucję.

Pokręciłam szybko głową odganiając od siebie tę myśl. Coraz częściej łapałam się na podobnych, co poniekąd wprawiało mnie w niepokój.

Kolejny wampir przebiegł obok mnie tym razem szturchając mnie ramieniem, co wyrwało mnie z zamyślenia.

- Uważaj trochę! – zawołałam za nim, jednak ten nawet się nie odwrócił, kompletnie mnie ignorując.

Zastanawiałam się czy to były jego maniery, czy po prostu dla nich nie istniałam. Przewróciłam oczami nawet nie chcąc się nad tym dłużej zastanawiać.

Weszłam do mojego pokoju by znowu zastać w nim Juliette, która tym razem przyglądała się przedmiotom na półkach nawet nie zauważając mojej obecności. Gdy zobaczyłam jak kieruje rękę w stronę jednego z moich dzienników westchnęłam ciężko, nie mogąc się nadziwić jak bardzo dziewczyna nie szanowała mojej prywatności.

- Nawet nie próbuj – odezwałam się zwracając tym samym na siebie jej uwagę.

- O Crystal, dobrze że jesteś.

- Ktoś mnie szuka? – zapytałam z nadzieją.

- Nie – odpowiedziała, na co zrezygnowana odchyliłam głowę do tyłu.

- W takim razie, co tu robisz?

Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie szeroko, zanim skoczyła z impetem na kanapę. Czasem przerażała mnie jej energia i chęć życia, zważywszy że obie żyłyśmy w tym samym budynku, a potem przypominałam sobie, że dziewczyna jest człowiekiem. To był ten jeden raz kiedy tęskniłam za byciem człowiekiem, nawet mimo tego że moje życie wtedy nie miało sensu. Tęskniłam za byciem nic nieznaczącą jednostką w świecie pełnym podobnych.

- Mam ci tyle do opowiedzenia – rzuciła z entuzjazmem – Na pewno nie wiesz kto przemienił Marie i...

- Marie jest wampirem? – zapytałam zaskoczona tą wiadomością.

Marie, czyli dziewczyna ciepło witająca przybyłych turystów była tu na długo przede mną. Dzięki Juliette wiedziałam, że pragnęła zostać wampirem, jednak do tej pory byłam przekonana, że prędzej zostanie czyjąś kolacją.

- Boże ty niczego nie wiesz – zarzuciła mi blondynka, a ja wzruszyłam ramionami – Co ty robisz przez ten cały czas?

- Egzystuje – mruknęłam pod nosem siadając obok dziewczyny na kanapie.

- Jakoś tak nieszczególnie uważnie – zauważyła spoglądając na mnie swoimi szaroniebieskimi oczami – Tu się dzieje tyle rzeczy, a ty niczego nie zauważyłaś.

Mogłabym przytaknąć praktycznie od razu, wszak doskonale wiedziałam, że dziewczyna miała rację. Unikałam tutejszego życia jak ognia, podobnie jak ludzi zamieszkujących ten budynek. Mimo tego zastanowiłam się nad tym głębiej i dzięki temu mogłam uznać, że jednak coś zauważyłam.

- Coś się dzieje, masz rację – powiedziałam, czym wzbudziłam jej zainteresowanie – Szykuje się coś dużego, ale nie mam pojęcia co. Na szczęście od tego mam ciebie. Wiesz co nadchodzi, prawda?

- Żartujesz sobie?! – oburzyła się, na co uniosłam brwi by zakomunikować jej, że nie mam pojęcia co wzbudziło w niej takie emocje – Ty mnie w ogóle nie słuchasz.

- Przesadzasz, zaraz że w ogóle – rzuciłam z uśmiechem, jednak ta dalej wyglądała na oburzoną – Może czasami w trakcie się wyłączam...

- Czasami?

- Zazwyczaj – przyznałam się poniekąd skruszona – Znaczy to nie tak, że nie słucham, prostu nie zapamiętuje informacji.

Blondynka odwróciła głowę i założyła ręce na klatce piersiowej, najprawdopodobniej by pokazać mi że się obraziła. Westchnęłam ciężko, do końca nie wiedząc jak udobruchać dziewczynę.

- No weź Jul.

- Nie – odezwała się, jednak nie zaszczyciła mnie spojrzeniem.

Zaśmiałam się, właściwie do siebie orientując się jak bardzo brakowało mi takich prozaicznych sytuacji z dnia codziennego.

- A jeżeli powiem, że tym razem naprawdę chce wiedzieć – dźgnęłam ją palcem w ramie, a kątem oka mogłam dostrzec jej uśmiech.

- Obiecujesz, że będziesz słuchać – zwróciła się do mnie tym razem nawet na mnie patrząc.

- Przysięgam – stwierdziłam szczerze – z ręką na sercu.

- No dobra – powiedziała, a w jej głosie zabrzmiało podekscytowanie – Będzie bal!

Spojrzałam na nią zdziwiona zastanawiając się czy przypadkiem sobie nie żartuje. Iskierki szczęścia w jej oczach upewniały mnie, że to co usłyszałam było prawdą.

- Bal? – dopytałam nadal nie mogąc uwierzyć.

- Tak! I to nie byle jaki. Od wczoraj przygotowywana jest sala, ta największa. Będą goście, sukienki i muzyka. Rozmowy, tańce i konflikty. Może nawet jakieś romanse – mówiła zaaferowana – Rozumiesz? Zjadą się tu goście z całego świata. Nie mogę się doczekać. Dawno na nic tak nie czekałam.

Patrzyłam na nią jeszcze chwilę po tym jak przestała mówić i rozmarzonym wzrokiem spoglądała w sufit, tak jakby wyobrażała sobie na nim parkiet i wirujących w tańcu ludzi. Ja jednak nie byłam tak pozytywnie nastawiona. Słowo bal wydawało mi się tylko przykrywką dla masowego zabójstwa niewinnych ludzi w towarzystwie wampirów z innych krajów. Szczerze też wątpiłam, że Volturi mieli potrzebę zapraszania tutaj kogokolwiek. Jakby nie było tu już wystarczająco dużo krwiożerczych wampirów.

- Jul, nie chce gasić twojego entuzjazmu, ale to raczej nie będzie taki bal jak sobie go wyobrażasz.

- O nie! – wycelowała we mnie palec wskazujący – Nie chce słuchać twojego standardowego narzekania na otoczenie. Nie teraz. Choć raz nie marudź i daj się człowiekowi nacieszyć, że dzieje się coś fajnego.

- Spotkanie wampirów, które zabijają ludzi dla zabawy nie brzmi jak coś fajnego. Nawet jeżeli wszystko odbędzie się na wielkiej przystrojonej sali, a goście będą mieli na sobie kreacje za fortunę. Szczególnie nie dla człowieka.

- Jak zwykle przesadzasz – stwierdziła, na co posłałam jej spojrzenie jasno mówiące „nie sądzę” – Ja myślę, że będzie super. A po drugie sama chciałaś żeby coś się działo.

- I teraz tego żałuje – mruknęłam pod nosem.

Wzrok utkwiłam gdzieś w przestrzeni analizując informacje. Nie mogłam zrozumieć czemu miał służyć bal, a nie chciałam uwierzyć, że Volturi po prostu mieli ochotę na towarzyskie spotkanie. Ale przecież co mogło pójść nie tak?

- Właśnie – zaczęła niepewnie blondynka, a po jej głosie od razu poznałam, że czegoś ode mnie chce – Wkręciłabyś mnie?

- Chyba żartujesz – rzuciłam rozbawiona samym pomysłem.

- Mówię serio. Proszę, proszę, proszę – patrzyła na mnie błagalnym wzrokiem, po każdym słowie proszę przybliżając się do mojej osoby.

- Prosisz mnie, żebym wpakowała cię na imprezę pełną krwiożerczych wampirów, Jul. Nie ma opcji.

- Tylko na chwilę, przecież przy tobie nikt mi nic nie zrobi.

Przymknęłam na chwilę powieki wzdychając ciężko. Nie rozumiałam, dlaczego dziewczyna twierdziła, że byłabym w stanie obronić ją przed całym złem tego świata. Zdecydowanie pokładała we mnie zbyt wielkie nadzieje.

- To nie jest dobry pomysł. Właściwie to jest bardzo zły pomysł. Bardzo zły – powiedziałam poważnie – Z resztą i tak się nie wybieram.

- Crystal nie bądź taka. Będzie fajnie. Ja, ty, ekstra kiecki i bal. Największe wydarzenie odkąd tu jesteś i odkąd ja tu jestem. Chodźmy na ten bal.

Chciałam ponownie zgasić jej zapał i odmówić. Po pierwsze dlatego, że sama nie miałam zamiaru na niego iść. Nie uśmiechało mi się oglądanie jak setka wampirów pożywia się na niewinnych osobach, bo tak właśnie wyobrażałam sobie to wydarzenie. Po drugie i najważniejsze lubiłam Juliette i naprawdę nie chciałam by stała się czyjąś przekąską. Lepiej nie kusić losu. Szczególnie w moim wypadku.

Nie zdążyłam jednak powiedzieć ani słowa bo w momencie gdy Jul wypowiedziała słowo bal, drzwi do mojego pokoju otworzyły się z takim impetem, że prawie wyskoczyły z zawiasów. Czy to mogło wróżyć coś dobrego?

Bloody crystal ||| twilightWhere stories live. Discover now