XXV. "Druga szansa"

104 9 1
                                    

Patrzyłam na pustą kartkę podobnie pustym wzrokiem. Beznamiętnie obserwowałam jej kolor, fakturę i pojedyncze włókna, z których się składała. Odłożyłam pióro na biurko, zaraz obok kartki bo powoli zaczynało mi ciążyć.

Nie wiedziałam ile dzienników już zapełniłam przez czas, który tu spędziłam. Wiele to było odpowiednie słowo. Spojrzałam na poustawiane w rzędzie na półkach, kolejne tomy listów, które nigdy nie zostały wysłane.
Nie pamiętałam, kiedy ostatni raz napisałam jakiekolwiek słowo w tym notatniku. Wiedziałam, że jeżeli przerzucę stronę zobaczę datę, ale wcale nie chciałam jej widzieć. Już i tak czułam się wystarczająco źle.

Czy ja miałam w ogóle coś do powiedzenia? Wydawało mi się, że wiele ale gdy dochodziło co do czego, po prostu milczałam. W końcu tak wiele się zdarzyło, a nic nie było warte opowiedzenia.

Korciło mnie żeby przerzucić strony. Zobaczyć co ważnego działo się wcześniej, ale tego nie zrobiłam. Podniosłam ponownie pióro i przyłożyłam stalówkę do papieru. Odetchnęłam głęboko rozumiejąc, że nic z tego nie będzie.

Przepraszam.

Na zawsze twoja, Crystal.

***

Każdy z korytarzy wręcz przepełniony był obrazami. Lubiłam się im przyglądać, głównie dlatego że wydawało mi się, że żaden z nich nie znalazł się w tym miejscu przypadkowo. Każdy z nich opowiadał jakąś historię. Jeden mniej a drugi bardziej ważną. Wisiały obok siebie, jeden koło drugiego w idealnych odstępach, na idealnej wysokości.

Wszystko tu było tak podobnie idealne. Na pokaz. Na kilku z nich byli liderzy tego miejsca. Zastanawiałam się jakie samouwielbienie musiało nimi kierować by powiesili swoje podobizny na ścianach. Byłam wręcz przekonana, że to Aro był pomysłodawcą.

Spojrzałam na obraz wiszący przede mną, który jako jedyny szczególnie nie pasował do reszty. Styl i kolorystyka wyróżniała go spośród wielu tak podobnych do siebie, że niemal idealnych obrazów.

Nie do końca byłam przekonana co na nim było. Tak jakby przedstawiał żywy chaos. Pełen nieporozumień i sprzeczności, jednak nadal tak bardzo w tym wszystkim idealny. Kiedyś przyznałabym, że kochałam idealność. A teraz ciągle na nią patrzyłam, ale tylko patrzyłam.

Niesamowicie głośny krzyk przerwał ciszę na korytarzu, ale nawet się nie odwróciłam. Cały czas patrzyłam. Wrzask nie był tu niczym niesamowitym, nie był tu niczym niespotykanym.
Tylko, że ten był inny. Taki jakby ciągły, nieprzerwany i tak strasznie głośny. Chciałam go zignorować, naprawdę chciałam, jednak rozsadzał mi czaszkę nie pozwalając się nawet skupić na tym na co patrzyłam.

Więc poszłam w stronę pomieszczenia, gdzie znajdowało się jego źródło, a otwierając drzwi zastałam scenę, której się nie spodziewałam. Sam Marek stojący przed wydzierającym się w niebogłosy wampirem.

No i Alec. Właściwie tylko jego najbardziej się nie spodziewałam. Patrzył na mnie wzrokiem nienawiści i jakby zazdrości i czegoś jeszcze, ale nie byłam wstanie powiedzieć czego. Wyprostowałam się nieznacznie unosząc jeden z kącików ust. Wampir nie mógł znieść upokorzenia jakie przyniosło mu nasze ostatnie spotkanie, a ja dobrze się bawiłam patrząc na jego minę.

- Co tu się znowu dzieje? – zapytałam patrząc na ich ofiarę.

- Ważne rzeczy, które cię ewidentnie nie dotyczą, Crystal – odparł Alec, na co tylko prychnęłam pod nosem, nawet nie zaszczycając go pod nosem.

- Właściwie miałem nadzieję, że do nas dołączysz – powiedział Marek ignorując przytyk wampira.

Zamilkłam na chwilę bardziej przyglądając się scenie, która się tam rozgrywała ale nic nie potrafiłam wywnioskować. Teoretycznie powinnam być w drodze na trening z Evrenem, ale byłam zbyt ciekawa, żeby teraz tak po prostu wyjść.

- Miałam już plany, ale... – mimowolnie wskazałam na drzwi, podkreślając tym jak bardzo nie powinnam tam być – chętnie dowiem się o co chodzi. 

Nie chodziło w sumie tylko o ciekawość. Może to dziecinne, ale po ostatnim starciu z bratem Jane, miałam ochotę dopiec mu jeszcze bardziej.

- Spraw, żeby nie słuchał – rzucił lider, a ja spojrzałam kątem oka na Alec’a.
Wampir z nieukrywaną satysfakcją wykonał polecenie.

0:1.

Przegrywałam to ciche starcie, a przegrana nie była w moim stylu.

- Widzisz Crystal, od pewnego czasu krążą plotki, że tracimy władzę.
Pojawiają się też pierwsi odważni, którzy chętnie by tą władze przejęli. Jeden z nich właśnie przed tobą stoi.

- Właściwie to klęczy – mruknęłam pod nosem, patrząc na oskarżanego wampira.

A więc miałam rację. Od początku miałam rację.

Na sekundę zapomniałam jak się oddycha. Przecież miałam rację. Byłam ich gwarantem bezpieczeństwa, ich zapewnieniem władzy. Czy to coś zmieniało? Nie byłam pewna, ale sam fakt, że miałam rację nie pozwalał mi przez chwilę logicznie myśleć.

- Ona nie powinna tego wiedzieć – wtrącił się Alec, patrząc na mnie wyzywająco i wyrywając mnie tym samym z tego dziwnego stanu – Nie można jej ufać.

- Pozwól, że to ja będę decydować komu można ufać a komu nie – odparł Marek, co szczerze mnie zdziwiło – Zachowaj swoje komentarze dla siebie.

Z ledwością powstrzymałam kpiący uśmiech, zaciskając usta w wąską linię.

Czyżby remis?

- Może po prostu go zabijemy? – zapytał ignorując poprzednią wypowiedź Marka – Wyeliminujemy zagrożenie.

Na chwilę nastała cisza, co pozwoliło mi się bliżej przyjrzeć wampirowi, który teoretycznie chciał przejąć władze. Nie wyglądał na takiego i byłam przekonana, że w całym tym zamieszaniu był tylko pionkiem.

- Musimy z niego wyciągnąć informacje.

- Od tego jest Aro – mruknęłam pod nosem, cały czas zastanawiając się dlaczego akurat Marek się tym zajmuje.

- Aro nie może się dowiedzieć.

- Ona na pewno mu powie – mruknął Alec.

- Oj zamknij się – rzuciłam zirytowana powoli do niego podchodząc – Może ty nie wiesz co to lojalność, ale uwierz mi ja doskonale zdaje sobie z tego sprawę i mam dla ciebie taką małą radę. Jak nie masz nic mądrego do powiedzenia to zamilcz.

Widziałam jak nabiera głęboko powietrza, żeby nie wybuchnąć. Ja z uśmiechem na ustach cmoknęłam w powietrzu wiedząc, że tylko bardziej go zirytuje.

I znów byłam na prowadzeniu.
Momentalnie odwróciłam się do niego plecami, wracając do wampira który klęczał kompletnie przerażony przed nami.

- Lojalność to moje drugie imię, Crystal – zawołał za mną, na co odwróciłam się przez ramię.

- Ewidentnie – prychnęłam – Obydwóch nie używasz.

Prawie się roześmiałam słysząc jak się zapowietrza. Pomimo że cała ta sytuacja była zabawna, bardziej interesował mnie tamten wampir. Był odpowiedzią na moje wszystkie pytania. Przynajmniej tak myślałam.

- Nie chce nic powiedzieć – stwierdził Marek, patrząc na mnie jakby z nadzieją – Musimy wiedzieć, Crystal.

- Pozwólcie, że ja spróbuje.

Marek się nie odezwał co uznałam za pozwolenie. Kucnęłam przed wampirem, patrząc na jego twarz. Wiedziałam że w tamtym momencie nie docierały do niego żadne bodźce, a jednak nadal wyglądał na tak przerażonego.

- Możesz już przestać – zwróciłam się do Alec’a.

- A jak ucieknie? – zapytał się głupio.

- Mi? Daruj sobie.

Westchnęłam głęboko starając się powstrzymać galopujące myśli. Miałam tak strasznie dużo pytań.

Alec wykonał moje polecenie, choć wiedziałam że nie był z tego zadowolony. Patrzyłam jak wampir powoli odzyskuje kontakt ze światem. Był młody i wyglądał tak bardzo naiwnie. Poszłabym o zakład, że nie wiedział na jak bardzo samobójczą misje został wysłany.

- Ja nie chce umierać... proszę... błagam!

- Ciiii – szepnęłam powoli zmieniając pozycję. Uklęknęłam przed wampirem patrząc na niego ciepło – Już wszystko dobrze.

- Ja naprawdę nie chce...

- Wiem. Wiem – powiedziałam najspokojniejszym tonem głosu jakim potrafiłam – Wcale nie musisz. Wszytko czego chcemy to kilka odpowiedzi. 

- Ale ja nie mogę – jęknął żałośnie opuszczając wzrok na podłogę.

- Hej, spójrz na mnie – poprosiłam – To może być twoja druga szansa. Szansa na życie.

- Volturi nie dają drugiej szansy – wtrącił się Alec, zupełnie niepotrzebnie.

Czyli jak zawsze.

- Nie wtrącaj się – syknęłam zirytowana – Nie słuchaj go. To ja jestem dugą szansą, nie on.

To właśnie różniło mnie i Alec’a. Pomimo że nie byłam dobra podobnie jak on i że byłam potężna podobnie jak on, pozostała mi pewna zdolność, której on być może nigdy nie nabył. Zdolność przystosowywania się do sytuacji.

- Ja chciałem tylko... tylko... Nie możecie mnie zabić – oddychał szybko, cały czas patrząc na mnie błagalnie. 

- Jeżeli będziesz współpracować wszystko będzie dobrze – powiedziałam spokojnie – Może zaczniemy od czegoś prostego. Jak masz na imię?

Słyszałam pełne dezaprobaty westchnięcia wampirów stojących za mną, którzy ewidentnie nie zdawali sobie sprawy, że podstawą skutecznego przesłuchania było zaufanie.

- Zaff – odpowiedział drżącym głosem, na co uśmiechnęłam się ciepło.

- Ja jestem Crystal – czułam, że to mogło się udać – Jak długo jesteś wampirem?

- Pół roku. Chyba... nie wiem. Wszystkie dni wydają się takie same.

- W porządku, rozumiem – położyłam dłoń na jego ramieniu w geście otuchy – Muszę wiedzieć kto cię stworzył.

- Ale ja nie mogę...

- Wiem. Wiem że myślisz, że jeżeli coś powiesz to cię zabiją, ale przecież wcale nie musisz do nich wracać.

- Znajdą mnie. Dokądkolwiek bym nie uciekł.

- Ale nie tutaj.

Znów to samo oburzenie i znów ten sam powód. Budowanie zaufania.

- Jak tutaj? – zapytał zdziwiony.

- Normalnie – odpowiedziałam wzruszając ramionami – Powiedzmy, że mamy tutaj dużo miejsca.

Wiedziałam, że Alec zacznie protestować dlatego profilaktycznie zacisnęłam pięść by nie mógł wydać z siebie dźwięku.

- Jeżeli będę szczery pozwolicie mi tu zostać?

- Oczywiście.

- Obiecujesz? – z nadzieją spojrzał w moje oczy.

- Obiecuje – powiedziałam niemal natychmiast, bez żadnego zawahania.

Wampir patrzył przez chwilę w przestrzeń, by w końcu wrócić do mnie spojrzeniem.

- Pochodzę z Norwegii. Tam zostałem przemieniony przez parę wampirów – zaczął mówić bez żadnego dalszego zachęcania, na co uśmiechnęłam się nieznacznie. Miałam ochotę odwrócić się w stronę Marka i Alec’a żeby zobaczyć ich miny, ale nie mogłam – Cassandra i Jarin tworzą armię. Mówią coś o władzy absolutnej, o jakimś wyższym celu, ale ja nie rozumiem. Naprawdę nie rozumiem...

- Po co cię tu wysłali?

- Chcieli żebym to tu zostawił – przyznał, a następnie wyciągnął z kieszeni niewielki czarny przedmiot.

Choć średnio znałam się na technologii byłam pewna, że to coś w rodzaju podsłuchu. Odebrałam go od Zaffa i odwracając się w stronę wampirów przysłuchującym się rozmowie pokazałam im przedmiot. Po kilku sekundach po prostu zgniotłam go w dłoni.

Widziałam zaskoczenie na ich twarzach, ale w minie Marka było coś więcej. Tak jakby temu wszystkiemu towarzyszył strach. To niesamowite, że cały czas miałam rację.

- Wysłali cię na samobójczą misje Zaff – powiedziałam wracając wzrokiem do mojego rozmówcy.

- Nie – zaprzeczył szybko, a ton jego głosu uświadomił mi jak bardzo chciał w to wierzyć – Miałem tylko to podłożyć i uciec. Oni chcieli, żebym wrócił.

- Stąd nie da się uciec – odparłam poważnie – Wiedzieli o tym, Zaff.

Wampir pokręcił szybko głową, najprawdopodobniej nie chcąc dopuścić do siebie tak oczywistej prawdy.

- Ilu was tam jest? – zapytałam wcześniej dając mu chwilę na oswojenie się z nowymi informacjami.

- Nie wiem – uniosłam bezrefleksyjnie brwi nie mogąc w to uwierzyć – Naprawdę nie wiem. Uczyliśmy się i trenowaliśmy w małych grupach. W mojej było dwanaście osób, razem ze mną. Wiem że takich było więcej, ale nie wiem ile. Musisz mi uwierzyć.
Wierzyłam. Nie potrzebowałam żadnego daru by wiedzieć, że mówił prawdę. Powiedzmy, że kłamca zawsze pozna drugiego kłamcę.

- Do czego trenowaliście?

- Do ostatecznej bitwy – spojrzałam na niego zdziwiona – Do rewolucji. Tak bardzo jej pragnęli, ale nie wiem dlaczego.

Zamilkłam na chwilę przetwarzając te informacje. Wszystko co mówił potwierdzało moją teorię, ale ja sama nie wiedziałam czy to dobrze czy źle.
Odwróciłam się do wampirów by sprawdzić ich reakcje. Nadal była taka sama.

- Tyle chyba wystarczy, prawda? – Marek potwierdził skinieniem głowy.

Wiedziałam, że już niczego więcej i tak byśmy się nie dowiedzieli.

- Uwolnicie mnie? – zapytał z nadzieją Zaff.

- Uwolnię cię – powiedziałam spokojnie patrząc jak na jego twarzy pojawia się ulga – Uwolnię cię od Cassandry i Jarina.

Wzięłam głęboki oddech, kładąc dłonie na policzkach wampira. Widziałam, że był zdziwiony, ale nie zaprotestował. Przecież miał odzyskać wolność.

- Po drugiej stronie będziesz wolny – szepnęłam, ale nie dałam mu czasu na zrozumienie tych słów.

Nie wykonałam żadnego gestu, ale wizualizacja w sekundę przyniosła oczekiwany efekt. Ciało wampira bezwładnie opadło na podłogę, a głowa została w moich dłoniach. Patrzył na mnie ufnymi oczami, które już na zawsze takie pozostaną.

Czasem tylko śmierć może nas uwolnić.

Odłożyłam głowę obok ciała i powoli wstałam z podłogi odwracając się do Marka i Alec’a. Obydwoje zaskoczeni moimi poczynaniami wpatrywali się we mnie dużymi oczami. Nie tego się spodziewali.

- A podobno jesteś drugą szansą – odparł Alec, zapewne nie wiedząc co powiedzieć.

- Volturi nie dają drugiej szansy.

Bloody crystal ||| twilightWhere stories live. Discover now