II. "Nienawiść nie zna moralności"

250 14 0
                                    

Piękne stare, ceglane zabudowania, słoneczna pogoda i ogrom turystów beztrosko przemierzających uliczki miasta. Wszystko to sprawiało, że nie mogłam uwierzyć, że to właśnie tu znajdowała się siedziba najważniejszych wampirów na tym świecie.

Szłam powoli w cieniu budynków, obserwując otoczenie wkoło mnie. Gdyby nie sytuacja uznałabym to miejsce za całkiem urokliwe. Zastanawiało mnie, czy ci wszyscy ludzie wiedzieli, że mogą stać się kolacją. Wątpiłam, wszak uśmiechy na ich twarzach na to nie wskazywały.

Nie chciałam tu być, a jednak byłam. Kierowałam się w stronę najwyższej z wież, bo mimo że nie wiedziałam gdzie powinnam iść, to ta opcja wydawała mi się najrozsądniejsza. Wprawdzie po włoskich wampirach spodziewałam się raczej pałacu wysadzanego złotem i diamentami, ale i ta budowla miała swój klimat.

Rozejrzałam się po placu pod wieżą, stojąc z w zacienionym miejscu na przeciw niej. Ilość ludzi krążących po nim naprawdę mnie zaskoczyła. Myślałam, że to ja i Cullenowie ukrywaliśmy swój wampiryzm na widoku, jednak się myliłam. W tętniącym życiem mieście żyła cała gwardia krwiożerczych wampirów. Ciekawe było tylko to, komu uda się wrócić do domu.

- Crystal Stone, a jednak – usłyszałam głos, więc szybko rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu jego właściciela.

Gdy moje oczy spotkały czerwone tęczówki, poczułam jak wzmaga się we mnie gniew, który do tej pory starałam się stłumić. Nie wiedziałam kim był ten wampir, nie miałam jednak wątpliwości, że należał do straży Volturi. Czarny płaszcz i ozdobna litera V zawieszona na jego szyi oznaczały tylko jedno.

- Kim jesteś? – warknęłam cicho, powoli do niego podchodząc.

Kruczoczarne włosy i krwistoczerwone tęczówki niemal idealnie ze sobą kontrastowały. Przygryzłam wargę, lodowatym spojrzeniem lustrując jego twarz.

- Widzę, że wiadomość dotarła – rzucił kompletnie ignorując moje pytanie – To dobrze, już myślałem, że pofatygowałem się na marne. Swoją drogą krew skażona wilczym genem jest okropna w smaku.

Chwile zajęło mi zrozumienie o co mu chodziło, dlatego przez kilka sekund po prostu stałam i patrzyłam się na wampira wielkimi oczami. Aż zrozumiałam. Gdy dotarło do mnie kim był i co zrobił miałam ochotę urwać mu głowę tu i teraz. Niestety nie mogłam tego zrobić, więc pomimo tego jak bardzo nim gardziłam musiałam pozwolić mu pozostać przy życiu.

- Ty gnoju! – krzyknęłam pokonując odległość między nami, tym samym zwracając na nas uwagę przechodniów – Zapłacisz za to!

- I co mi niby zrobisz? Nie dam się nabrać na ten twój niby potężny dar – zaśmiał się kręcąc głową.

Nie odpowiedziałam. Zmierzyłam go tylko zimnym wzrokiem, a następnie bez jakiegokolwiek ostrzeżenia zacisnęłam dłoń w pięść, nie pozwalając mu się ruszyć, ani odezwać.

- Nie martw się. Będziesz mógł się przekonać, co jeszcze potrafię – mruknęłam patrząc mu w oczy, a następnie wzrokiem poszukałam wejścia do wieży – A teraz idziemy.

Za pomocą daru zmusiłam go do ruszenia razem ze mną w stronę drzwi wejściowych, by następnie je przekroczyć i znaleźć się na ciemnym korytarzu. Rozejrzałam się dokoła przygryzając wargę zanim ruszyliśmy przed siebie. Nie wiedziałam dokąd idę, jednak w tamtym momencie wszystko wydawało się dla mnie bez znaczenia.

Wychodząc zza rogu zauważyłam dwójkę wampirów w czarnych płaszczach, więc bez wahania wystawiłam dłoń w ich stronę, gdy tylko ich oczy spoczęły na nas. Byli przerażeni. Zapewne tym, że nie panowali nad swoim ciałem, ani nie potrafili wydać z siebie dźwięku. A nie będą potrafili, dopóki ja im na to nie pozwolę. Źle dla nich, że nie mogłam im na to pozwolić. Powoli zbliżyłam się do nich wraz z moim towarzyszem z przymusu i zacisnęłam usta w wąską linię.

- Nie chce wam robić krzywdy – przyznałam szczere, wypowiadając te słowa praktycznie szeptem – Nie znam was, może wcale nie jesteście źli. Ale tego się nie dowiemy, bo nie mogę ryzykować. Nie tym razem.

Dynamicznym, okrężnym ruchem nadgarstka, pozbyłam się zagrożenia. Ruszyłam szybko przed siebie słysząc dźwięk uderzających ciał o podłogę, nie spojrzałam jednak do tyłu, a po prostu na chwilę przymknęłam powieki. Nienawidziłam się za to prawie tak bardzo jak nienawidziłam Volturi. To jednak była sytuacja, w której prawie robiło dużą różnicę.

- Dokąd teraz? – zapytałam cicho lodowatym głosem, nie pozwalając wampirowi jeszcze odpowiedzieć – Jeżeli tylko do głowy przyjdzie ci mnie oszukać, zginiesz. Możesz mi wierzyć, nie zawaham się.

Mówiłam prawdę. Tym razem nie zawahałbym się ani sekundę, bo może to było okropne, ale marzyłam by zobaczyć jego martwe ciało opadające na podłogę. Nienawiść zmieniała mnie w potwora. A może ja po prostu byłam potworem.

- W lewo – szepnął ledwo słyszalnie, bo tylko na tyle mu pozwoliłam.

- Lepiej dla ciebie, żeby w lewo było dobra drogą – mruknęłam pod nosem idąc we wskazanym kierunku.

Mój krok był pewny i o dziwo też czułam się pewnie. Choć wcale nie chciałam zabijać to tym razem nie widziałam w tym nic niemoralnego. Sami ściągnęli na sobie ten los.

Wychodząc zza zakrętu ujrzałam masywne drzwi, które mogły prowadzić tylko do jednego. Do zemsty. Zamknęłam na chwilę oczy, by odgonić od siebie te myśl. Nie byłam taka i nie przestało mi zależeć na życiu. Nie byłam dobra, ale nie byłam taka jak oni. Dlatego nie przyszłam po zemstę, a po zapewnienie bezpieczeństwa. Może nie dla mnie, lecz dla tych których kochałam.

- Czyli w lewo – rzuciłam cicho uśmiechając się do przerażonego wampira pod moją kontrolą – Masz szczęście. Nie zginiesz.

Przynajmniej nie teraz.

Ta myśl przemknęła mi przez umysł tak szybko, że nawet nie zdążyłam się nad nią zastanowić. Po prostu ruchem ręki otworzyłam gwałtownie drzwi na oścież, zaskakując wszystkich obecnych w pomieszczeniu. Szczególnie trójkę wampirów siedzących na tronach.
Pewnym powolnym krokiem weszłam do sali, która od pierwszego spojrzenia, przykuwała uwagę swoim przepychem.

- Straże! – usłyszałam głos jednego z ważniejszych wampirów, a wszyscy dwójka ze stojących pod ścianą osób ruszyła na mnie.

Wyciągnęłam dłoń do góry, a oni zamarli w połowie kroku. Jak bardzo nienawidziłam zabijać, tak bardzo kochałam kontrolę. Drugą rękę cały czas miałam skierowaną na wampira, który stał obok mnie.

- Odwołaj to, albo ich zabije – powiedziałam stanowczym głosem, który echem odbił się po pomieszczeniu.

Wszystkie oczy były zwrócone na mnie i nikt nie wiedział jak ma zareagować. A ja stałam niewzruszona, czekając na ich kolejny ruch.

- Nie zrobi tego – usłyszałam głos Jane, a gdy spojrzałam na nią zobaczyłam pewność na jej twarzy – Nie zabije nikogo.

Była pewna swojej racji. Wydawało jej się, że mnie znała, że wiedziała cokolwiek o mojej osobie. A ja miałam zamiar jej pokazać jak bardzo się myliła.

- Sprawdź mnie – mruknęłam patrząc na nią wyzywająco.

- Nie zrobi – powtórzyła, a jej głos nadal był tak samo pewien.

Więc wampir na najbardziej wysuniętym tronie skinął głową, dając tym samym znak reszcie, że mają mnie atakować. Widziałam jego wzrok. Z zaintrygowaniem czekał na dalszy rozwój wydarzeń. Więc hardo spojrzałam w jego szkarłatne tęczówki, kątem oka zauważając ruch po mojej prawej stronie. Unosząc jeden kącik ust w górę, bez wahania przekręciłam szybko nadgarstek dłoni, którą trzymałam w górze. Szok na twarzach Volturich w akompaniamencie upadających ciał na ziemie dawał mi niemałą satysfakcję. Bardzo wątpliwą moralnie satysfakcję. Głowy dwóch wampirów swobodnie poturlały się po podłodze gdy tamci dochodzili do siebie po tym co zobaczyli. Ci który mieli mnie zaatakować jako następni, dla własnego bezpieczeństwa zrobili krok w tył.

- Mówiłam – wzruszyłam ramionami, zwracając z powrotem na siebie ich uwagę – Bym zapomniała, jeszcze jedno.

Wampira, który do tej pory stał u mojego boku szybko pociągnęłam przed siebie i wypuszczając go z pod mojej kontroli kopnęłam tak by upadł na kolana. Nie zdążył nawet zareagować, gdy ponownie użyłam na nim mojego daru.

- Nikt, kto śmie wyrządzić krzywdę moim najbliższym nie ma prawa chodzić po tej ziemi – powiedziałam głośno rozglądając się po sali pełniej wampirów.

Zaraz po wypowiedzeniu tych słów zacisnęłam dłoń w pięść, a brunet do tej pory klęczący przede mną, dołączył do martwych ciał leżących na podłodze.

- Kto to jest? – usłyszałam cichy szept, dochodzący gdzieś z rogu komnaty, jednak nie kłopotałam się znalezieniem tej osoby.

Zamiast tego pewnie uniosłam podbródek i spojrzałam na trójkę wampirów siedzących na swoich tronach. Wiedziałam że któryś musi nazywać się Aro. Każdy z nich miał inną minę. Od zainteresowania, aż do uderzającej niepewności. Uśmiechnęłam się kpiąco na ten widok.

- Chcieliście Crystal, to macie! – zaczęłam lodowatym głosem – A teraz mówcie. Czego ode mnie chcecie?

Bloody crystal ||| twilightWhere stories live. Discover now