XXXIII. "Władza to wolność"

83 8 1
                                    

Krzyki były nie do zniesienia. Obijały się we wnętrzu mojej czaszki, nie zostawiając ani chwili ciszy. Ale ja byłam cicho. Tak cicho jak nigdy dotąd. Jakby ta cisza miała mi czegoś dostarczyć, albo jakbym to w niej miała poznać odpowiedź. Czy się udało? A może właśnie wprowadziłam nas w sam środek piekła?

Dzięki krzykom, nie słyszałam tych pytań tak wyraźnie jak w ciszy i to było wielkie ukojenie. Po raz pierwszy, właśnie na tamtej podłodze to krzyk był ukojeniem. Nie ważne co go spowodowało, ani czyj był. Ważne że był, a co jeszcze ważniejsze, że powoli ustawał. Jego koniec to odpowiedzi, a nie pytania. Pytania zniknęły w krzyku.

Odetchnęłam głęboko, gdy ten dźwięk ustał i nowo narodzone wampiry zaczęły dochodzić do siebie, natomiast wstrzymałam oddech gdy usłyszałam szczęk zamka.

Podniosłam się powoli do siadu, zauważając że Alec już dawno stał czekając na wejście osób z zewnątrz. Dwójka wampirów z przed budynku weszła szybko zamykając za sobą drzwi. Zaczął się kompletny chaos, spowodowany chmarą nowo narodzonych, spragnionych krwi wampirów. Zaczęły się pytania i wrzaski. Znowu te wrzaski. Tym razem nie przynosiły ulgi, bo zabierały odpowiedzi. Musiałam poznać odpowiedzi.

- Kiedy będzie Andrew? – zapytał jeden z nich.

Kim był Andrew? To kolejne pytanie i żadnej odpowiedzi. Nienawidziłam pytań.

Wpatrywałam się w nich z przerażeniem, nadal siedząc na podłodze. Nie widziałam sensu, by się podnosić. Rozejrzałam się tylko by policzyć ile osób było oprócz nas i doliczyłam się dwunastu. A co jeżeli zawsze było ich dwunastu?

- Pewnie zaraz – odpowiedział mu po dłuższej chwili – Możemy obstawiać.

Moja klatka piersiowa unosiła się szybko i nierównomiernie. Słuchałam jak po kolei wskazują na wampiry i przydzielają im rangę. Nie miałam pojęcia na jakiej podstawie, a tak bardzo chciałam wiedzieć.

- Delta – odparł wyższy z nich wskazując na jedną z dziewczyn.

Była tak bardzo przerażona. Ja też bym była.

Wstrzymałam oddech w momencie gdy ich wzrok skupił się na mnie i na Alec’u. Cofnęłam się odrobinę do tyłu, aż natrafiłam plecami na nogi wampira. On spojrzał na mnie dokładnie w tym samym momencie co ja na niego i wiedziałam, że oboje modliliśmy się tylko o jedno.

- Nie pamiętam tej dwójki – stwierdził jeden z nich.

Nie. Nie. Nie. To się tak nie skończy. Nie tak szybko i nie w taki sposób. Przecież się udało. Musiało się udać.

- Ty nigdy ich nie pamiętasz – stwierdził jego towarzysz – Masz szczęście, że ja pamiętam.

Ciekawe, szczególnie, że nigdy wcześniej się nie widzieliśmy. Z resztą jakie to ma znaczenie. Uratowało nam to dupy. Już się bałam, że będziemy musieli walczyć. Nienawidziłam walczyć, jeszcze bardziej niż nienawidziłam pytań.

- Ten zdecydowanie jest alfą – stwierdził po chwili wlepiając wzrok w Alec’a – Wygrałem.

- Niech ci będzie – przyznał niechętnie, a ja uniosłam wzrok w górę, żeby napotkać zadowolonego z siebie wampira.

Przewróciłam oczami widząc jego minę i szybko wróciłam wzrokiem do tamtych wampirów, niecierpliwie czekając na swój przydział.

- Epsilon, jak uroczo – odezwał się kpiąco, na co otworzyłam usta by zaprotestować, ale żadne słowo nie zostało przeze mnie wypowiedziane.

- Wypraszam sobie – mruknęłam pod nosem, a Alec szturchnął mnie nogą zapewne bym przestała mówić.
Może miał rację.

- Myślisz, że naprawdę jest epsilonem? – zapytał drugi, a tamten tylko przytaknął.

- Powiedziałbym, że to do bani, ale mamy alfę i tak jest lepiej niż ostatnio.

- Nie jestem... – zaczęłam cicho, by zwrócić na siebie uwagę – Nie mam pojęcia o co chodzi z tym całym greckim alfabetem, ale nie jestem epsilonem.

- Zadziorna – uśmiechnął się kpiąco, na co odpowiedziałam przewracając oczami – Całkiem odważnie, jak na epsilona.

Chciałam się odgryźć, ale Alec ponownie dał mi do zrozumienia, że nie powinnam wdawać się w żadną dyskusje. Więc zamilkłam, doskonale wiedząc, że całe te kasty mają jakieś głębsze podłoże niż to czy wyglądam komuś na wystarczająco silną, by być alfą.

Ja byłam alfą. Aurora też nią była.

Widziałam jak ta dwójka kpi z przerażonych nowych wampirów i ich pytań i zastanawiałam się czy nie udowodnić im, że byłam alfą. Jakby tak przez chwilę poczuli oddech śmierci na karku, na pewno inaczej by do tego podchodzili.

Nie zdążyłam jednak nic zrobić, bo po kilku sekundach do pomieszczenia wszedł kolejny wampir. Wstrzymałam oddech, czekając na to by się odezwał. Przez chwilę skanował wzrokiem pomieszczenie, tak jakby chciał zapamiętać każdą z twarzy.

- Witam was wszystkich – odezwał się po chwili ciszy, a jego głos był tak donośny i tak władczy, że wszyscy momentalnie ucichli – Wiem, że się boicie, wiem, że jesteście zdezorientowani.

Ja tam jestem znudzona i zirytowana tamtą dwójką stojącą przy drzwiach. Gdybym tylko mogła pokazałabym im epsilona. Ciekawe czy byłoby im tak do śmiechu.

- Zapewne żadne z was nie ma pojęcia co tu robicie, ani co się wydarzyło. Jestem tu by wam wyjaśnić.

Długo mówił o przemianie, w akompaniamencie szlochów tak wielu przerażonych osób. Ja patrzyłam na niego w ciszy. Przyglądałam się jego twarzy, mimice, mowie ciała. Obserwowałam jak niszczy ludziom życia, marzenia i przekonania z pogodnym uśmiechem na twarzy.

Intrygował mnie. Mówił jak przywódca, choć wcale nim nie był. Może tylko udawał, a może potajemnie marzył by zostać przywódcą. Normalnie uznałabym to za nieistotne, lecz teraz pragnęłam wiedzieć o nich wszystko. Musiałam wiedzieć wszystko.

- Jak ci na imię? – zapytał stojącą najbliżej niego roztrzęsioną dziewczynę.

- Camilla – odpowiedziała szeptem, nawet na niego nie patrząc.

- Camillo, wierzysz w sprawiedliwość? – zmarszczyłam brwi słysząc to pytanie.
Moja mimika nie powinna pokazywać tego co czułam, jednak wampir kompletnie mnie zaskoczył.

- Ja... – zawahała się, zapewne nie rozumiejąc pytania.

- Spokojnie – powiedział podchodząc bliżej niej – Zastanów się. Czy uważasz, że jedna osoba może samozwańczo nazwać się władcą i oczekiwać, że cały świat będzie jej posłuszny?

- Nie – odparła niepewnie, a na twarzy wampira pojawił się ogromny uśmiech.

- Cudownie – ktoś tu ewidentnie miał coś z głową i o dziwo tym razem nie byłam to ja – Kto zgadza się z Camillą?

Na początku nikt nie wiedział jak zareagować i w pomieszczeniu zalęgła głucha cisza. Na twarzy wampira nadal pozostawał ten sam uśmiech, choć oczy patrzyły na nas wyczekująco. W końcu, najprawdopodobniej pod wpływem jego spojrzenia, kilka osób powoli i niepewnie uniosło ręce w górę. Chwilę później dołączyli kolejni, aż nawet ja uniosłam dłoń do góry. Spojrzałam wymownie na Alec’a, który ewidentnie nie był zachwycony tym co się działo. Nie żebym ja była, ale trzeba było być elastycznym.

- Tak jak myślałem – odparł, a w jego głosie wybrzmiewało ogromne zadowolenie – Jesteście dziećmi mroku, które pomogą ocalić nasz świat od tyranii Volturich. Jesteśmy wampirami, nadistoatmi. Volturi każą się ukrywać, nie wychylać, żyć tak by ludzie o nas nie wiedzieli. Ale ludzie powinni wiedzieć! A przede wszystkim powinni się nas bać! Dzieci mroku przywrócą naszemu gatunkowi godność i wolność, którą tamci nam odebrali. Razem sięgniemy po ich władze. Bo władza to wolność!

- Władza to wolność – odpowiedzieli ci spod drzwi, a ja automatycznie spojrzałam na Alec’a.

Władza to wolność.

Im dłużej byłam w tym miejscu, tym dłużej nie miałam pojęcia gdzie byłam. Przyjechaliśmy powstrzymać rewolucje, zwykłą armię nowonarodzonych stworzoną przez kogoś komu zachciało się władzy.

Jak się okazało, trafiliśmy w sam środek sekty „dzieci mroku”, czy jakkolwiek siebie nazywali, dla których władza oznaczała wolność.

Kompletnie się tego nie spodziewałam, a widząc minę wampira stojącego u mojego boku, wiedziałam, że on nie spodziewał się jeszcze bardziej. Nie było już żadnego planu. Nie w tych okolicznościach. Oboje zdawaliśmy sobie z tego sprawę, więc patrzyliśmy na siebie bez słowa, bo tylko to nam pozostało.


Bloody crystal ||| twilightTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang