XVII. "Zbyt wiele pytań"

112 8 2
                                    

Przez ostatnie kilka dni po balu próbowałam w głowie ułożyć jakąś sensowną teorie dotyczącą powodu, dla którego znajdowałam się w Volterze. Za każdym razem gdy wydawało mi się, że byłam blisko rozwiązania tej zagadki, każda teoria zaczynała mi się wydawać coraz bardziej nielogiczna.

Volturi przecież dzierżyli władze przez tyle wieków, co miałoby się zmienić teraz? I czy naprawdę byłam na tyle potężna, by rozwiać wątpliwości innych wampirów co do potęgi Volturich? Przecież niemożliwym było by Aro opierał swój autorytet, na kimś tak nic nieznaczącym w nadprzyrodzonym świecie jak ja.

Z drugiej strony jeżeli nie o to chodziło, to po co były te wszystkie rozmowy i cały ten bal. Właściwie nie wiedziałam jakie relacje łączyły liderów i tamte wampiry, ale Aro ewidentnie obawiał się ich opinii. A może tylko mi się tak wydawało. Nie byłam już pewna co było faktem, a co tylko moją opinią o pewnych informacjach.

Od czasu balu cały czas kazali mi coś robić, szczególnie trenować. Większość dnia spędzałam z Evrenem, który obrał sobie za cel nauczyć mnie używania daru z jak najmniejszą ilością gestów, a także szerszego panowania nad materią. Ja chciałam po prostu się czymś zająć, żeby nie myśleć i nie analizować, a przede wszystkim, żeby nie tęsknić. Okresowo pomagałam kogoś zatrzymać, zabić lub torturować, co ku mojemu zaniepokojeniu zaczęło mnie coraz mniej obchodzić.

Naprawdę chciałam przejmować się odbieranymi przeze mnie życiami, ale nie potrafiłam. Każda z tych osób była tylko nic niewartą jednostką w nadnaturalnym świecie. Każda z nich była zapewnieniem bezpieczeństwa moim najbliższym. Na początku każde z morderstw sprawiało mi psychiczny ból, bo przecież nieważne kim byli, mieli prawo żyć. Nie teraz. Nie byłam przekonana czy moją obojętność sprawiło przyzwyczajenie, czy po prostu była to jakaś reakcja obronna, ale jedno wiedziałam na pewno. Bezdyskusyjnie byłam mordercą.

Znów byłam w tej sali w podziemiach, ponownie trenując dar. Siedziałam z zamkniętymi oczami starając się zatrzymywać lecące w moją stronę przedmioty tylko i wyłącznie za pomocą wizualizacji. Nie szło mi najlepiej zważając na fakt, że kolejny właśnie zderzył się ze ścianą.

- Nie przykładasz się – stwierdził poważnie wampir, na co z uśmiechem wzruszyłam ramionami.

- Nie zaprzeczę.

- Mogłabyś chociaż udawać, że chcesz tu być? – zapytał zrezygnowany.

- Przecież nie powiedziałam, że nie chce.

- Ale twoja postawa mówi to cały czas.

- Czepiasz się – rzuciłam przewracając oczami – W teorii i tak nie mam nic lepszego do roboty. W praktyce nie rozumiem po co w ogóle to robimy. Tak jakby to co potrafię nie było wystarczające.

- Dla mnie jest – powiedział cicho – Ale Aro ma inne zdanie.

- Albo po prostu chce mnie czymś zająć, żebym nie szukała odpowiedzi – stwierdziłam szybko zatrzymując ruchem dłoni przedmiot lecący w moją stronę.

- Nie używaj gestów – upomniał mnie wampir, a ja westchnęłam ciężko chwytając piłkę wiszącą w powietrzu i odrzucając ją w jego stronę.

- Nie chce, żebym poznała powód dla którego mnie tu trzyma – wypowiedziałam tą myśl na głos po czym znowu uniosłam prawą dłoń by piłka zatrzymała się gdzieś za moją głową – To logiczne, na jego miejscu pewnie robiłabym tak samo.

- Crystal, spleć ze sobą dłonie – polecił, na co spojrzałam na niego z ukosa.

- Po co?

- Liczę że dzięki temu przestaniesz ich używać – odpowiedział, a ja wykonałam polecenie z niechęcią, najpierw odrzucając mu przedmiot.

Splotłam ręce za plecami i zaczęłam wędrować wzdłuż pomieszczenia.

- Nie rozumiem tylko dlaczego Aro miałby tracić władze – mruknęłam pod nosem – Przecież to nie logiczne.

- Tu akurat masz rację – stwierdził Evren, ale kompletnie go zignorowałam.

Rzucił piłkę w lewo, a ja rozprostowałam palce lewej ręki, by ta zawisła w powietrzu. Potem ponownie zacisnęłam je na prawej dłoni, a piłka wróciła do wampira.

- Może ktoś chce przejąć władze. Chociaż musiałby mieć swoją potężną armię – mówiłam bezrefleksyjnie coraz mniej skupiając się na poczynaniach Evrena – Czy to w ogóle ma sens?

Zadałam pytanie i w ostatnim momencie uniemożliwiłam zderzenie się piłki ze ścianą. Tym razem jednak nie dbałam o to by zminimalizować gęsty.

- Skup się – powiedział zirytowany moim podejściem.

- Może chodzi o gwardię – zaczęłam swój monolog ponownie – Nie budzi już takiego postrachu jak kiedyś. Jest parę wampirów z potężnymi darami, ale ich możliwości są wszystkim dobrze znane. Naprawdę nie było żadnego wampira z darem, który chciałby wstąpić w szeregi gwardii, że Volturi zaczęli sami tworzyć sobie nowych rekrutów?

- Nie każdy marzy żeby tu być. Szczególnie gdy ktoś zaznał innego życia – wtrącił wampir, przez co uniosłam wzrok – Dar nie ma tu nic do rzeczy.

- To nie ma sensu. Przecież bycie tu zapewnia tyle przywilejów. Przede wszystkim władze. Większość wampirów pragnie władzy – mówiłam właściwie co mi ślina na język przyniosła.

Evren nadal się nie poddawał rzucając we mnie już nie jedną piłką, a dwiema. Nadal zatrzymywałam je za pomocą gestów, robiąc to kompletnie bezrefleksyjne.

- Przecież ty też nie chcesz tu być – stwierdził nie rozumiejąc mojego toku myślenia.

Nie dziwiłam się. Nawet ja sama go nie rozumiałam.

- To co innego – odparłam cały czas krążąc po pomieszczeniu – Większość wampirów nie ma szacunku do czyjegoś życia. Tak jakby wraz z zatrzymaniem akcji serca ustawała też praca pewnych obszarów mózgu. Chociaż nie...

- Zastanawiam się czy w tym momencie przypadkiem mnie nie obrażasz.

- Nie chodzi o ciebie, a o ogół – wyjaśniłam kolejny raz zatrzymując piłkę – Dla większości zabijanie jest prawie tak naturalne jak oddychanie. To nie do końca tak, że przemiana zmienia charakter. Wampiryzm daje tylko przyzwolenie, chęć mordu zawsze była z danym człowiekiem. To strasznie głupie, ale większość ludzi posunie się do najgorszego, jeżeli będą pewni, że nie spotkają ich żadne konsekwencje.

- Więc twierdzisz, że moralność nie istnieje?

- Twierdzę, że jest bardzo rzadka i niesamowicie krucha.

- Krucha? – dopytał zaciekawiony, a ja szybko przytaknęłam.

- Nawet nie wiesz jak łatwo jest o niej zapomnieć. Sama do niedawna nie wiedziałam, że można tak łatwo przyzwyczaić się do czegoś tak okropnego jak odbieranie życia.

- Chcesz powiedzieć, że...

- Że się przyzwyczaiłam, Evren. Dokładnie tak. Nawet nie wiem co mam o tym myśleć. Z jednej strony jestem przerażona. Nie mam pojęcia kim się stałam. Z drugiej jednak, brak wyrzutów sumienia i ten spokój, to coś niesamowitego.

- Czyli nie przeszkadza ci zabijanie tych wszystkich osób?

- Tak, nie... chyba. Nie wiem... Ja tak właściwie nie mam pojęcia co czuje. Wiem na pewno, że nie mam wyrzutów sumienia. Nie dręczą mnie twarze moich ofiar. Nie widzę ich już jak zamykam oczy i nie myślę o nich gdy zostaje sama. Więc przyzwyczaiłam się... to na pewno, ale czy mi to nie przeszkadza? Nie wiem.

W tamtym momencie kompletnie się rozproszyłam. Nie zwracałam już uwagi na Evrena, ani na jego poczynania. Właśnie dlatego piłkę, którą rzucił zobaczyłam dopiero gdy odwróciłam się w jej stronę, lecz już wtedy znajdowała się niebezpiecznie blisko mojej twarzy. Nie zdążyłam nawet wykonać żadnego gestu. Nie kiwnęłam nawet palcem, mimo że nie chciałam by ta uderzyła mnie prosto w twarz.

Zatrzymała się dosłownie centymetr od mojej twarzy, choć niczego nie zrobiłam. Zatrzymała ją moja myśl, co było zaskoczeniem tak samo dla mnie, jak i dla Evrena. Przecież do użycia daru potrzebowałam gestów.

Do tej pory tak mi się wydawało, jednak jak się okazało, myliłam się. Nie mogłam w to uwierzyć, mimo że przed sobą miałam ewidentny dowód.

Potrafiłam więcej niż myślałam, że potrafię i nie byłam pewna co o tym myśleć. Jeżeli mogłam zrobić więcej niż mi się wydawało, to gdzie tak naprawdę było maksimum tego daru?

Bloody crystal ||| twilightWhere stories live. Discover now