1.1 "Gone not Forgotten"

290 21 0
                                    

Dźwięk dochodzący z czajnika wybudził wysokiego mężczyznę ze swojego zamyślenia. Aromat herbaty można było wyczuć już w całym domu, jednak w pobliżu nie było nikogo, kto mógłby uświadczyć tego zapachu. Mężczyzna z przyzwyczajenia zaparzył dwie porcje. Podniósł jedną z filiżanek z blatu w kuchni i zasiadł w wysłużonym już starym fotelu kilka kroków dalej. Popijając powoli napar, spoglądał w stronę pierwszych promieni słońca, wpadających do domu zza okna nad kuchenką. Pomieszczenie, w którym się znajdował, było wyjątkowo małe i nie pasowało do dostojnego zachowania jegomościa. Ogólnie panujący porządek w mieszkaniu przerywany był krótkimi seriami krzyków dochodzącymi z pod podłogi. Mężczyzna śmiał się jedynie, co kilka chwil, słysząc przedziwne wyzwiska rzucane przez sąsiadów w mieszkaniu poniżej.

Kilka minut później, wysoki brunet odłożył pustą filiżankę na niski stół i skierował się w stronę jednej z par drzwi. Ubrał parę czarnych butów i długi ciemny kardigan, po czym opuścił mieszkanie i wyszedł na zimną klatkę schodową. Zamykając drzwi poczuł jeszcze charakterystyczny dla całego budynku zapach stęchlizny i utraconych marzeń. Mężczyzna z kamienną twarzą zszedł kilkoma kolejnymi schodami na parter. Jedne ze znajdujących się tam drzwi otworzyły się z hukiem, a zza nich wypadł młody chłopak o blond włosach i dość ekscentrycznym stroju. Brunet z uśmiechem obserwował tworzącą się przed nim sytuację.

- Rób co chcesz! Naprawdę, nie obchodzi mnie to już więcej! - wykrzykiwał wymachując przy tym kolorowym neseserem blondyn

Trzasnął drzwiami z powrotem i zaczął mówić coś do siebie pod nosem, początkowo nie zauważając, że ma towarzystwo. Po chwili cichego rzucania wyzwisk odwrócił się w stronę drzwi wyjściowych, zatrzymując swój wzrok na wysokim brunecie, który stał obok nich.

- Ah! - przeraził się blondyn - Pan sąsiad! Niech pan wybaczy, ja... możliwie że zachowałem się trochę zbyt głośno... - mówił ze skruchą

- Nic się nie stało. O ile krzyki za dnia nie sprawiają mi kłopotu, tak te w środku nocy...

- Jasne! Przepraszam za wszystko. Ja i mój współlokator przestaniemy sprawiać panu kłopoty... tym razem naprawdę. Miłego dnia życzę!

- Nawzajem.

Chłopak wybiegł szybko z budynku, narzekając jeszcze przez chwilę na ulicy, jednak wysoki mężczyzna zaśmiał się tylko cicho. Sam wyszedł kilka chwil później z kamienicy.

Na zewnątrz powietrze było o wiele świeższe i lżejsze. Lekki wiatr poruszał pojedynczymi drzewami postawionymi w mieście. Gdyby nie one, okolica wyglądałaby na kompletnie zapuszczoną. Ściany budynków były pełne pęknięć, czy graffiti. Nikt nie zdawał się o to dbać.

Mężczyzna szedł powoli mijając kolejne osoby, spoglądając na nie zamyślony. Okolica nie była zbyt bogata, odzwierciedlenie tego można było zauważyć w ludziach. Twarz mężczyzny była jednak pełna... niczego. Nie wyrażała żadnych uczuć, choć jego dusza była pełna rozmyślań na każdy możliwy temat.

Po kilku minutach drogi brunet dotarł na przystanek autobusowy. Rzucił kilka uśmiechów do znanych mu staruszek, które widywał tam każdego dnia i czekał na pojazd. Tego dnia nie trwało to długo, autobus skrzeczał agonalnie zbliżając się z każdą sekundą. Nie był najlepszym środkiem transportu w mieście, jednak był najtańszy.

Po kilkunastu minutach mężczyzna dotarł do swojego celu. Postawił nogi na zadbanym chodniku i przeszedł parę kroków spoglądając na bezkresne polany po przeciwnej stronie drogi. Na ich horyzoncie nie było widać niczego, jednak nie one były celem podróży bruneta.

Po jego prawej stronie znajdował się bogato zdobiony budynek, którego ściany składały się z ułożonych na sobie belek drewna. Mała dróżka prowadząca do wejścia otoczona była pojedynczymi kwiatami o żywych kolorach, a obrazu dopełniały dwa drzewa wiśni po obu stronach budowli.

ᴀʟᴏɴᴇ ᴀᴛ ᴛʜᴇ ᴇᴅɢᴇ ᴏꜰ ᴀ ᴜɴɪᴠᴇʀꜱᴇ | ZhongchiWhere stories live. Discover now