I. "Pustka"

432 16 4
                                    

Ile byliśmy w stanie zrobić dla ludzi, których kochamy? Ja byłam pewna, że wszystko.

Opierając się o maskę samochodu, gdzieś na poboczu nieuczęszczanej przez wielu drogi, spoglądałam na rozgwieżdżone niebo, leniwie wodząc wzrokiem wśród gwiazdozbiorów. W gwiazdach szukałam takiej, która wskazałaby mi drogę, która upewniła by mnie, że postępowałam właściwie.

Na początku nie kierowałam się nigdzie konkretnie. Po prostu jechałam przed siebie licząc, że te rozrywające uczucie tęsknoty i bólu w końcu zniknie. Stało się wręcz przeciwnie. Im dalej od domu byłam tym stawało się bardziej przytłaczające, aż w końcu sprawiło, że nie potrafiłam nabrać oddechu.

Czułam jak moje życie powoli traci sens. Jak rozbija się na drobne kawałki, które tylko jedna osoba byłaby w stanie posklejać z powrotem. Wiązało się to z tym, że musiałam pozostać rozbita.
Gdy jechałam przed siebie chciałam uciec. Schować się na krańcu świata, tak by nikt mnie nie znalazł. Jednak im dłużej jechałam, tym bardziej uświadamiałam sobie, że to nie jest wyjście. Zrozumiałam, że nie szukali by mnie, wszak był dużo prostszy sposób by wygonić mnie z ukrycia.

Martwa mogłabym zaznać spokoju. Powiedzenie, że nie rozważałam tego byłoby oczywistym kłamstwem. Nie chciałam się zabić, bo tak naprawdę wcale nie chciałam umrzeć. Pragnęłam uśmierzyć ból i zakończyć ten pościg, a przez chwilę śmierć wydawała mi się najlepszym sposobem.

Tak naprawdę był tylko jeden sposób na rozwiązanie tej sytuacji i na pewno nie było nim samobójstwo. Konfrontacja. Wiedziałam, że musiał przyjąć zaproszenie i pojawić się w Volterze. Choć tak bardzo nie chciałam tego przyznać, już dawno powinnam być w drodze do Włoch. Może i byłam, a to był tylko krótki przystanek.

Choć do niedawna moje serce było pełne miłości, teraz czułam jak w jej miejsce powoli wstępuje nienawiść. Miałam ochotę zrównać Volterę z ziemią, jednak zachowałam resztki zdrowego rozsądku. I choć oczami wyobraźni widziałam jak płoną, po prostu włączyłam telefon i ignorując nieodebrane połączenia od Ethana, wyszukałam najbliższy lot do Włoch. Skoro tak bardzo pragnęli mieć Crystal u siebie, miałam zamiar sprawić by tego pożałowali.

Wsiadłam więc do samochodu wreszcie wiedząc dokąd się kierować i choć kierunek podróży nie napawał mnie optymizmem, sam fakt że podjęłam decyzję był poniekąd uspakajający. Tym razem nie włączyłam radia. Jechałam w ciszy, która dawała mi ukojenie. Pozwalała mi usłyszeć moje myśli głośno i wyraźnie. Pozwalała mi uwierzyć, że wreszcie postępowałam właściwie. Jednak nadal była tylko ciszą. Znów zostałam tylko ja i głucha cisza.

Gdzieś pomiędzy niebem a piekłem znajdowała się przytłaczająca pustka. A pustka okazała się moim nowym miejscem na ziemi.

Bloody crystal ||| twilightWo Geschichten leben. Entdecke jetzt