Zdała sobie sprawę, że nawet nie wiedziała, gdzie został pochowany, następnego dnia więc zapytała się o to swojej służącej.

     - Ojciec Campbell... - zaczęła ona z ponurym głosem – nie zgodził się na pochówek na cmentarzu. Nawet, gdy podobno pani Barnett upadła przed nim na kolana i rozpłakała się. To... musiał być smutny widok.

     „Biedna kobieta..." – pomyślała Velma.

     - Mam tylko nadzieję, że nikt tego nie widział. A już na pewno nie pani Merryweather – dodała Claudia, przymrużając oczy. – Nie mam wątpliwości, że to ona przekonywała księdza proboszcza, żeby nie wyraził zgody. Żadna z tych świętobliwych krów by do tego nie dopuściła, wredne kobiety, tyle wicehrabinie powiem!

     Tak też przeczuwała. Nawet po śmierci wioska niczego się nie nauczyła i nie przyjęła Olivera, ani ze wstydu, ani z litości. Mimo iż uważali, że Oliver popełniając samobójstwo, sam siebie skazał na wieczne potępienie, to oni ten wyrok na nim wykonali. Jako grupa żałosnych śmiertelników.

     - W takim razie... gdzie został pochowany?

     - Nie mam pojęcia, milady. Nie wiem nawet czy policja zgodziła się zwrócić wdowie zwłoki, skoro wioska odmówiła Oliverowi pochówku na cmentarzu a wdowy nie stać na żaden inny.

     „Chociaż tyle mogłabym dla niej zrobić. Dać pieniądze na pochówek. Może nawet przekonać Monty'ego o wymuszenie pochówku w wiosce." – pomyślała od razu, ale po chwili zdała sobie sprawę, że nie ma już takiej władzy. Montgomery z dobroci serca mógłby wesprzeć wdowę, ale przekonywanie ojca Campbella? To byłby dla niego niepotrzebny zachód. Mało prawdopodobne, że zrobiłby to dla tego chłopaka, a tym mniej prawdopodobne, że zrobiłby to dla niej.

     - Na miejscu jaśniepani sprawdziłabym jednak lasy Raincliffe. Jest jedno miejsce, w którym wioska od dawnych lat chowa tych, których za życia odrzuciła.

     To już zabrzmiało lepiej, chociaż ciarki przeszły po plecach Velmy.

     - Czy byłabyś w stanie wskazać mi to miejsce?

     - Tak, ale... - służąca zawahała się przez chwilę. – Lepiej będzie udać się tam po zmroku.

     Lady Raincliffe rzuciła jej zdziwione spojrzenie, ale po chwili kiwnęła jej na znak, że się zgadza. Zapewne chodziło jej o wioskę, nie chciała przyciągać niepotrzebnej uwagi.

     - W takim razie pójdziemy po zmroku.

*

     Huczenie jakiejś sowy niosło się echem po całym lesie, nadając mu jeszcze bardziej niepokojącej aury. Pani Dell wyglądała na zdecydowanie zdenerwowaną i co chwila rozglądała się dookoła z zacięciem w oczach. Velma jeszcze nigdy nie była w tych rejonach po zmroku i o ile na początku nie przejmowała się niczym, tak w miarę jak wchodziły głębiej w las niepewność udzieliła się także i jej. Szły w milczeniu i słyszały tylko tę przeklętą sowę, własne kroki na runie leśnym i delikatny szum liści na letnim wietrze. Od wioski Dell nie odezwała się do niej słowem, a cała ta dziwna atmosfera udzieliła się i jej dlatego sama była cicho i szła posłusznie za swoją służącą.

     Zatrzymały się, gdy las zaczął zamieniać się w skarpę i do Velmy doszedł jeszcze jeden dźwięk, szum wody.

     - Dalej będzie jaśniepani musiała iść sama – wyszeptała Dell.

     - Dlaczego?

     - Nie odważę się przejść tego strumyka. To niczemu dobremu się nie przysłuży, wicehrabina będzie teraz musiała przejść na drugą stronę, iść prosto aż trafi na polanę. Tam ich chowamy.

Wicehrabina Raincliffe// Viscountess of Raincliffeحيث تعيش القصص. اكتشف الآن