XXXIV

15 0 0
                                    

Wioska Grimston, 29 maja 1910r.

     Wioska w zasadzie połowicznie dostała to, czego chciała. Velma Farrell uciekła ze swojego domu w popłochu. To wystarczyło, żeby zdemolować Farrell House, żeby ukraść jej srebra, odkopać i zrabować jej biżuterię i inne kosztowności. W przekonaniu mieszkańców Grimston właśnie to należało się tej kobiecie a okradając ją dokonali sprawiedliwości – równie dobrze, skoro taka osoba jak ona miała dostęp do takich luksusów, dlaczego oni mieliby nie mieć do nich dostępu? Ktoś wpadł nawet na pomysł podpalenia domu, lecz jakaś mądra głowa powstrzymała ten jakże inteligentny pomysł. Gdyby rezydencja spłonęła, wicehrabia Raincliffe na pewno musiałby przedsięwziąć jakieś kroki prawne, a tego nikt nie chciał. Drobna kradzież natomiast i napaść na kobietę... nie wydawały się mieszkańcom tak okrutnym czynem, żeby był on warty uganiania się za sprawcami, zwłaszcza, że było ich około trzydziestu.

     Plan mieszkańców nie powiódł się jednak w pełni. Velma nie została zniechęcona i szybko wyzbyła się przerażenia. Ustąpiło ono miejsca determinacji i jeszcze silniejszej nienawiści. Paradoksalnie również, wioska dała lady Raincliffe nowy cel, dla którego warto trwać w tej zupełnie jej obcej Anglii. Teraz kobieta jeszcze bardziej chciała zemsty.

     Kiedy zdezorientowana hrabina Morton pozwoliła jej wsiąść do swego pojazdu, Velma od razu poprosiła ją, żeby zawiozła ją na najbliższy posterunek policji i nie tłumaczyła jej niczego zbytnio szczegółowo. Nie obchodziło ją, że była boso, tylko w koszuli nocnej i wyglądała jakby uciekła z zakładu psychiatrycznego.

     Tak się składało, że policja była w Pickering, które było po drodze do Morton Hall, hrabina była zatem bardziej niż szczęśliwa, że mogła tam odstawić Velmę i bez wyrzutów sumienia spokojnie wrócić na noc do domu i nie wplątywać się w cokolwiek wicehrabina się wplątała.

     Dyżurni na nocnej zmianie byli tak samo zdziwieni, co sama lady Morton a historia, którą Velma dokładnie im opowiedziała jeszcze bardziej ich zaskoczyła. I gdyby nie to, że dziewczyna opowiedziała ją ze stanowczością i pewnością siebie, pomyśleliby, że naprawdę jest pomylona.

     Powiedzieli jej jednak, że niewiele mogą zrobić. Jedyna osobą, którą z imienia była w stanie podać była tylko pani Merryweather a i tak przecież mogła nie być tego do końca pewna, przecież było ciemno a jej oprawcy stali w kupie, zlepieni w masę. Łysy mężczyzna w płaszczu według funkcjonariuszy mógł być każdym mieszkańcem wioski. Velma zwyzywała ich od niekompetentnych prostaków, co na pewno nie przekonało ich do udzielenia jej pomocy.

     - Jeżeli to, co pani mówi, jest prawdą... Musiałaby pani pójść na wojnę z całym Grimston, gdyby chciała pani głów chociażby jego połowy. Czy na pewno panienka tego chce?

     - Włamali się do mojego domu, napadli na mnie i gdybym szybko nie biegała nawet nie wiem, czy rozmawiałabym teraz z panami a wy macie jeszcze czelność pytać mnie czy na pewno tego chcę? Tak! Na pewno chcę, żeby wszyscy ci mężczyźni zostali ukarani! I nie jestem żadną panienką, do jasnej cholery, jestem wicehrabiną Raincliffe!

     Policjanci spojrzeli się po sobie porozumiewawczo i jeden z nich westchnął.

     - Ale przecież nie trzeba się unosić...

     - Zresztą... czymś musiała pani im zajść za skórę, prawda?

     Zdała sobie sprawę, że policja nie da jej tutaj sprawiedliwości. Sama ją musi sobie zdobyć.

     - Wicehrabina – wycedziła przez zaciśnięte zęby, poprawiając go. – Będzie się pan do mnie zwracał moim tytułem, albo wcale.

     Policjant nachylił się do niej nad biurkiem.

Wicehrabina Raincliffe// Viscountess of RaincliffeWhere stories live. Discover now