XXVI

19 1 0
                                    

Gimstone Manor, 17 maja 1910r.

     Najpierw przesłuchano majordoma Cunninghama i wtajemniczono go w plan przesłuchania reszty służby. Wszystkich zwołano do salonu przy gabinecie i zamknięto w jednym pokoju na czas rozmów. Nad wszystkim miał czuwać sam majordom i pilnować, żeby nikt przypadkiem nie wyszedł bez pozwolenia z pomieszczenia. Velma wiedziała, że mężczyzna jest jak stary, wierny pies – przy okazji zawsze miał do niej pewną słabość przez wzgląd na jej młody wiek i, jak mu się zawsze wydawało, tragiczną historię. Wiedziała, że ani Tris ani Amelia nie wymkną jej się teraz.

     Dolly i Ethel stresowały się czymś, siedząc w kącie i cicho o czymś rozmawiając a pani Muggs denerwowała się tylko, że w ten sposób nie będzie w stanie zdążyć z obiadem i oczywiście wszystko to będzie jej winą! (Chociaż nikt nie zamierzał jej nawet o to obwiniać). Claudia Dell grała poddenerwowaną i starała się zająć rozmową z Vincentem, który wydawał się w zupełności nie przejmować sytuacją, może był nią lekko zainteresowany, na tyle, na ile znudzony młody mężczyzna mógł być.

    Velma wszystko sobie zaplanowała jeżeli chodzi o kolejność odpytywania, natomiast nie spodziewała się niektórych zwierzeń. Te jednak zaskoczyły ją pozytywnie.

     Zarówno Dolly jak i Ethel powiedziały, że obawiają się panny Ruthridge i raczej nie utrzymywały z nią dobrego kontaktu. Nie chciały wchodzić w szczegóły mimo groźnego spojrzenia lady Farrell, ale najistotniejsze było, że wolały trzymać się od niej z daleka i nie podobało im się jak Amelia zachowywała się w kuchni. To już na wstępie napełniło Velmę radością, którą ukryła pod zaniepokojoną miną.

     Pani Muggs ze swoim oświadczeniem, że ta kobieta tylko przeszkadza jej w kuchni i jest, jak to określiła, złym omenem dla całego domu, tylko dodała Velmie energii a jednocześnie ułatwiła jej plan. Monty i Tris natomiast byli co raz bardziej zdziwieni, a Tris dodatkowo czuła się niezręcznie, słysząc tyle dziwnych komentarzy na temat służącej, która była jej niańką od kiedy tylko pamiętała. Gdyby sama nie była spiskującą idiotką być może Velma poczułaby do niej nawet coś w rodzaju współczucia.

     Ostatnia przed samą Amelią do gabinetu weszła Claudia Dell i dopiero teraz miało zacząć się prawdziwe przedstawienie.

     Zadawali jej pytania we trójkę, na zmianę. Monty, siedział naprzeciwko niej za biurkiem a Velma i Tris stały po obydwu jego stronach, nawet w kwestii mody będąc swoimi przeciwieństwami. Wyglądały jak jego ying i yang. Velma skrzyżowała ręce na piersi i przyjrzała się uważnie Claudii a Tris przysiadła na biurku, delikatnie gładząc Monty'ego po plecach. Widać było, że Monty cały się napiął przez tę czułość. Odchrząknął i zaczął rozmowę.

     - Co pani robiła wczoraj wieczorem?

     - Po kolacji zajęłam się zszywaniem płaszcza jaśnie pani a potem jeszcze czyściłam jej buty wyjściowe. – odparła z lekkim podenerwowaniem w głosie Claudia i parę razy spojrzała się w stronę Velmy. – Byłam cały czas na dole. Wróciłam do siebie około wpół do jedenastej i od razu poszłam spać.

     - Ktoś może potwierdzić, co pani robiła? – spytała Tris jako druga.

     - Pan Cunningham. W tym samym czasie czyścił obuwie jego lordowskiej mości.

     - Czy ostatnimi czasy zauważyła pani coś dziwnego w naszym domu? – Velma przekrzywiła lekko głowę. – Czyjeś dziwne zachowanie... może rzeczy pojawiające się w miejscach, w których ich być nie powinno?

     Claudia zastanowiła się przez sekundę i dopiero po chwili odezwała się, jakby wahając.

     - Co do rzeczy... to nie wiem, o czym jaśnie pani mówi, natomiast... Trochę głupio mi o tym mówić.

Wicehrabina Raincliffe// Viscountess of RaincliffeOnde histórias criam vida. Descubra agora