XIII

21 1 0
                                    

Grimstone Manor, 31 stycznia 1910r.

     Siedzieli w ciszy w gabinecie lorda Farrella za zamkniętymi drzwiami. Pan Hawthorne przyjechał dzisiaj z Scarborough na życzenie Velmy, żeby uzgodnić wraz z nią i Montym wszelkie prawne kwestie rezydencji. Przedstawił nowemu dziedzicowi testament jego poprzednika oraz przywileje Velmy, które będą obowiązywały od momentu, gdy dostanie tytuł dowager. Monty nie miał nic przeciwko temu, żeby lady Velma mieszkała z nim i Tris do momentu ich ślubu w nieokreślonej przyszłości. Zobowiązał się również pomóc przy remoncie Farrell House, żeby nieużywany przez wiele lat przez rodzinę Hectora domek myśliwski był odpowiedni dla Velmy do zamieszkania. Mała rezydencja pod wioską nie była w najgorszym stanie, lecz zgodził się z panem Hawthornem, że wymaga doglądu, jeżeli ma służyć wdowie Raincliffe jako dom do końca jej dni. Velma lekko wzdrygnęła się na te słowa, ale była wdzięczna Monty'emu za jego pomocność. Czuła się co raz pewniej siebie, widząc, że Monty w pewnym sensie dba o nią, nawet jeżeli robił to wyłącznie przez grzeczność i oddanie hołdu swemu dalekiemu krewnemu.

     Przed chwilą Jacob Hawthorn został odprowadzony przez pana Cunninghama a Velma pożegnawszy się z nim zamknęła drzwi do gabinetu. Usiadła naprzeciwko Monty'ego w fotelu, udając, że również zajmuje się lekturą dokumentów, które zostawił im prawnik. Mężczyzna jeszcze raz czytał testament Hectora, jakby chciał wyczytać coś więcej o swoim krewnym między linijkami jego pokracznego pisma. Tris siedziała gdzieś na górze, pewnie znów grzała się przy kominku z jedną z tych okrutnie nudnych romansideł, które przywiozła ze sobą z domu.

     - Tak więc... - Monty po chwili oderwał się od pisma. – moja pani, chyba już te najmniej przyjemne sprawy mamy za sobą, prawda? – uśmiechnął się do niej lekko.

     - Lordzie Farrell, skoro już nawet prawnie wiąże nas dokument – odparła mu udawanie nieśmiałym uśmiechem – Proszę, czy możemy zacząć mówić sobie po imieniu?

     - Och – odchrząknął lekko zdziwiony – Oczywiście, jeżeli pani uważa... to znaczy, jeżeli to ci nie przeszkadza, Velmo.

     - Ani trochę. Jakby nie było, jesteśmy rodziną w pewnym stopniu – oparła się łokciem o ramię fotela i spojrzała się mu głęboko w oczy. – Chociaż ciągle nie znam twojej całej historii.

     Monty zaśmiał się odrobinkę nerwowo i schował dokumenty do szuflady biurka. Zamknął ja na klucz i już wyciągał do Velmy rękę, żeby go jej przekazać, kiedy ta machnęła dłonią na znak, że powinien go zatrzymać a mężczyzna chyba przypomniał sobie, że właśnie postawił pierwszy krok w stronę prawdziwego władania tą rezydencją i wszystkimi rzeczami w niej się znajdującymi.

     - Myślę, że to ja mam prędzej prawo rzucać pani... tobie takie oskarżycielskie słowa. – zawahał się przez chwilę lord Farrell.

     - Mnie?

     - Tak. Bo w zasadzie nic o tobie nie wiem, o tobie z przeszłości. – uściślił Monty. – A na pewno masz ciekawszą przeszłość niż ja. Jesteś Amerykanką!

     Velma zachichotała pod nosem. Monty zapewne pomyślał, że słowa „jesteś Amerykanką" powinny zabrzmieć dla Velmy jak komplement. Dla niego jej historia w rzeczywistości była dosyć tajemnicza i chociaż wielokrotnie słyszał o bogatych kobietach ze Stanów Zjednoczonych, które szlachcice angielscy biorą sobie za żony dla pieniędzy, nigdy nie poznał takiej amerykańskiej księżniczki. Nigdy nawet nie wyobrażał sobie jak może wyglądać życie arystokratyczne bez arystokratycznej krwi. Jego życie było czymś zupełnie odwrotnym, a przynajmniej tak zawsze je postrzegał.

     Spytała się go, czego dokładnie chciałby się o niej dowiedzieć, zapewniając przeraźliwie sztuczną skromnością, że wcale jej życie nie jest tak ciekawe, jak można by myśleć.

Wicehrabina Raincliffe// Viscountess of RaincliffeOù les histoires vivent. Découvrez maintenant