Prolog

136 10 10
                                    

Anglia, Yorkshire, wioska Grimston, 9 stycznia 1910r.

     Trumna spadła na dno grobu a stukot jaki wydała przyprawił trzech chłopców o dreszcze. Najpewniej był to tylko dźwięk drewna uderzającego o świeżo wykopany zlodowaciały grób, lecz młodzieńcy mogli się założyć, że to właśnie ciało starego lorda przewróciło się w środku. Zamarli ze strachu, spoglądając spode łbów na wdowę, lecz ta nawet nie zareagowała na bezczeszczenie szczątków jej męża.

     Miała na sobie długą, czarną suknię, która świetnie podkreślała jej szczupłą sylwetkę, przy której gorset niemal wydawał się być zbędny. Głowę i usta obwiązane miała czarnym, grubym szalikiem, zatem nikt nie mógł wiedzieć, czy również skrzywiła się, gdy liny wyślizgnęły się chłopcom z rąk, czy też może uśmiechnęła się ironicznie pod nosem. Oczy z kolei ukryte miała pod czarną woalką, więc nikt nie mógł dostrzec, czy rzeczywiście płakała. Większość mieszkańców była jednak niemal pewna, iż nie wycisnęłaby z nich nawet łzy.

     Chłopcy szybko wycofali się za linię księdza, dołączając do reszty wioski, która wolała nawet nie zbliżać się do grobu starego Hectora Farrella – albo raczej do jego młodziutkiej żony. Velma Farrell z kolei w zupełności nie zwracała uwagi na szopkę, którą wioska zaoferowała jej nawet na pogrzebie jej męża. Stała nieruchomo, jak jakaś zjawa, wyróżniając się swoją czernią na tle bieli śniegu, a wiatr bawił się jej odzieniem.

     Głos zabrał ksiądz, który zrobił dwa nieśmiałe kroki w stronę wicehrabiny wdowy.

     - W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego... - zaczął chrapliwie.

     - Tylko proszę się streszczać, ojcze Campbell – mruknęła zaraz po tym, jak niechętne „amen" rozniosło się wśród grobów.

     Chociaż na pewno był zmieszany, Campbell skrócił swoje pożegnanie lorda, który niemal był mu rówieśnikiem, a po chwili jego pomocnicy chwycili za łopaty i jak najszybciej zaczęli przykrywać trumnę Farrella ziemią. Tylko kilkadziesiąt oddechów potrzeba było, by na zawsze odciąć męża od żony.

     „Tylko na to czekała" - pomyślała pani Merryweather. –„Pewnie jej ulżyło. Teraz starego Farrella spotka dopiero po drugiej stronie, albo i wcale..."

     Gilian Merryweather zawsze do pewnego stopnia współczuła Farrellowi, chociaż to on przesiadywał wygodnie w swojej rezydencji za wzgórzem a ona zimy spędzała przy kuchennym kominie. Mimo wszystko jej mąż żył i miał się dobrze, odpukać. Z kolei żony Farrella... no cóż, nigdy nie miał do nich szczęścia. Nawet do tej środkowej, z którą wytrzymał najdłużej. Albo ona wytrzymała z nim, ciężko to powiedzieć. Gilian wiedziała jednak, że Velma jako ostatnia żona cierpliwa nie była. To ona nie wytrzymała z Hectorem – czego dowodem był dzisiejszy teatrzyk. Gospodyni była tego pewna jak śniegu w zimie.

     Chłopcy z łopatami po chwili odsłonili zebranym bardzo niedbale uklepany kopczyk.

     „Nagi i żałosny grób" – stwierdziła smutno panna Collins. – „Nie dała mu kwiatów, nie dała mu wiązanki, nie dała mu nawet zniczy. Nie dała mu nic, potrafiła tylko zabierać."

     Nagrobek przyozdabiał jedynie wygięty szpadel, oparty o świeżo wyryty kamień.

     Ojciec Campbell jąkając się, zaprosił zebranych do wspólnej modlitwy i przez krótką chwilę jedynym, co dało się usłyszeć, było żałobne nucenie wiatru pląsającego pomiędzy płytami. I chociaż wszyscy złożyli ręce jak do modlitwy, nikt się nie modlił, nie naprawdę. Oczy mieszkańców zwrócone były w stronę pleców Velmy, jakby mogły przeszyć ją na wylot i zrobić za nią rachunek sumienia. Czy rzeczywiście się za niego modliła? Czy może delektowała się sekundami nowego życia, które rozpoczęła przy tym świeżym grobie?

     Gdy Velma niedbale odklepała znak krzyża i jako pierwsza ruszyła w stronę wybrukowanej ścieżki, wszystkim zebranym odpowiedź na to pytanie wydała się oczywista. Tym bardziej nikt do niej nie podszedł, by złożyć kondolencje.

     Pocierając swoimi zmarzniętymi dłońmi w czarnych rękawiczkach, dziewczyna parła przed siebie, pod wiatr, w stronę bramy cmentarnej. Gdy tylko przestała się modlić reszta miasteczka też mogła przestać zgrywać pozory. Nie interesował ich ani ten pogrzeb, ani modlitwa za duszę starego wicehrabiego. Przyszli z ciekawości, niemal żeby przyłapać Velmę na gorącym uczynku bądź coś sobie samym udowodnić. I Velma świadomie bądź nie, po części im ten dowód zaoferowała.

     Była zimną kobietą bez serca, a przynajmniej tak od dzisiaj mieli głosić każdemu przyjezdnemu, który miał na tyle czasu, by posłuchać plotek o tym, co wyprawiało się w Grimstone Manor za wrzosowymi wzgórzami.

     Szli pięć metrów za nią, rękoma osłaniając sobie oczy i uważnie obserwowali każdy jej krok, co najmniej jak detektywi śledzący podejrzaną o morderstwo. Przy przymrużonych oczach Velma rzeczywiście wyglądała jak femme fatale, którą chcieli w niej widzieć. Szła skulona jak jakaś wiedźma i miała lekki garb jak dzwonnik z Notre Dame. Gdyby nie zimno, niektóre kobiety pewnie uśmiechnęłyby się na tę wizję pod nosem. Bardzo chciały, żeby Velma była brzydką czarownicą z garbem na plecach, mogłyby się wtedy same poczuć znacznie lepiej.

     Gdy Velma dotarła do bramy, pewien mężczyzna w czarnym płaszczu już tam na nią czekał. Był to majordom lorda Farrella, a w dłoniach trzymał jej futro. Opiekuńczym gestem narzucił je na drobne ramiona dziewczyny i ujął ją pod rękę, wolno prowadząc w stronę ponurej rezydencji majaczącej na horyzoncie w śnieżnej wichurze. Był to raczej smutny obrazek, przedstawiający kruchą kobietę, wchodzącą w nową i niepewną przyszłość. Mieszkańcy Grimston jednak nie widzieli tego w ten sposób.

     W tamtym momencie każdy mieszkaniec wioski zdążył już w Velmie dostrzec to, co chciał. A wszystkie te wizje kręciły się albo wokół niebezpieczeństwa, albo zbrodni. W całej tej zgrai był tylko jeden chłopak, który nie widział w Velmie przestępczyni. Jego wyobrażenia natomiast chociaż wędrowały w zupełnie, zupełnie innym kierunku, wcale nie były lepsze...

     Nie ważne jak bardzo mogli sobie wmawiać, że przejrzeli ją na wylot. Velmy Harlow nikt nie znał w całej Anglii - nie naprawdę.

Wicehrabina Raincliffe// Viscountess of RaincliffeWhere stories live. Discover now