XXXV

15 0 0
                                    

Lasy Raincliffe, 2 czerwca 1910r.

     Była burza. Harlow House spłonęło. Ojciec i Percy nie żyją. Wszyscy jesteśmy u Joshuy w Charlotte, ale we środę jedziemy do C. Wszystko przepadło. Przyjeżdżaj. Błagam.

     Tak brzmiała treść tego telegramu, który dla Velmy zmienił wszystko. Prostota tej wiadomości wydawała się Velmie ohydnie groteskowa, ale nie winiła za to matki. Winiła za to los, który w ciągu jednej nocy odebrał jej rodzinie jakiekolwiek resztki przyszłości. Najpierw nie zareagowała płaczem ani wściekłością. Rzadko płakała, a już na pewno nie ze względu na czyjąś... śmierć. Nie do końca rozumiała, dlaczego tak było, ale śmierć nie była dla niej tragedią. I mimo iż śmierć Elphiasa i Percy'ego Harlow w rzeczywistości była tragiczna, odebranie tej wiadomości nie zniszczyło jej świata. Zareagowała z przerażającym spokojem, zupełnie jakby w pełni nie zdawała sobie sprawy z powagi tej sytuacji a jej pierwszą myślą było: „nie chcę tam wracać".

     Parę łez przyszło dopiero w nocy, kiedy siedziała w ciemnym salonie i ciągle myślała, co należy teraz zrobić. I pierwszy raz od bardzo dawna nie potrafiła utworzyć realnego planu. Zazwyczaj, gdy miała problem, rozwiązanie przychodziło do niej stosunkowo szybko, lecz tamtej nocy w głowie miała pustkę. Widziała przed oczami jedynie nierównie wydrukowane litery na telegramie od matki.

     Myślała o tym, jak wyglądała tamta noc. Dlaczego wszystko potoczyło się tak, jak się potoczyło? Piorun uderzył w Harlow House, kiedy wszyscy spali i rodzina nie zdała sobie sprawy dopóki nie było za późno? W takim razie, dlaczego wszystkie kobiety i Philly przeżyły? Zdała sobie sprawę, że ojciec i Percy najprawdopodobniej chcieli ratować z pożaru, co się jeszcze dało. Przeszły ją dreszcze na samą myśl, że zarówno jej matka, jak i babka, żona Percy'ego i Philly obserwowali jak życie wali im się na ich oczach a brat i ojciec odchodzą wraz z nim, w płomieniach.

     Zrobiło jej się żal Mildred. Była jej rówieśniczką, a żadnej innej kobiecie nie życzyłaby swojego losu, owdowienia w wieku dwudziestu pięciu lat. Mildred wyszła za Percy'ego dwa lata przed jej opuszczeniem Stanów Zjednoczonych. Ich syn urodził się rok później. Małżeństwo z Percy'm miało być dla niej gwarancją lepszego życia, Mildred pochodziła z rodziny plantatorów, którzy całkowicie utracili włości w wojnie secesyjnej i zmuszeni byli mieszkać na cudzej ziemi i ją uprawiać. Teraz nie zostało jej nic poza dzieckiem.

     W całym tym smutku najbardziej żal jej było jednak samej siebie. Śmierć dwóch najważniejszych mężczyzn jej rodziny również stanowiła katastrofę dla niej samej. Teraz dom wołał ją głośniej, niż kiedykolwiek wcześniej a ona nie chciała słyszeć jego wołania. Powrót oznaczałby koniec wszystkiego, co udało jej się osiągnąć przez ten rok! Zresztą, ona sama w domu nie była potrzebna a przynajmniej tak sobie wmawiała. W głowie Velmy najistotniejsze było, że nie była mężczyzną, zatem w żaden sposób nie mogłaby wspomóc teraz swojej rodziny. Dlatego również w zupełności nie widziała powodu, dla którego miałaby wracać do matki i całego tego bezsensownego życia na amerykańskiej wsi...

     Matka napisała, że od jej brata z Charlotte pojadą do ciotki Cecilii. Velma wiedziała, że Berggoldowie na pewno się nimi zajmą. Ona sama miała własne problemy po tej stronie oceanu. Poza poczuciem bezsensowności, złości i bezradności ciągle górowała nad nią ciężka chmura poczucia winy, za Olivera. Nie mogła przestać o nim myśleć, ani o zawistnym spojrzeniu pani Barnett.

     Skoro nie mogła przeprosić jego matki... może mogła przynajmniej przeprosić jego? Wiedziała, że to głupie. Velma Harlow nigdy nie była religijna, w Boga chyba nie do końca wierzyła, albo wierzyła w niego tylko kiedy coś od niego chciała. Z duchów i innych zjaw też zawsze sobie drwiła. Może jednak rozmowa z Oliverem, nawet jeżeli miała być rozmową ze samą sobą, przyniosłaby jej spokój, a przynajmniej sprawiła, że myśli o nim przestałyby ją wreszcie prześladować i mogłaby zastanowić się, co robić dalej z bałaganem, który wyrządziła.

Wicehrabina Raincliffe// Viscountess of RaincliffeWhere stories live. Discover now