XII

35 1 0
                                    

Wioska Grimston, 28 stycznia 1910r.

     - Skąd ty masz ten cylinder?! – spytała zdezorientowana i lekko przestraszona Edith Barnett swojego syna, kiedy po przetrząśnięciu jego rzeczy znalazła kapelusz w całkiem niezłym stanie.

     - Oddawaj go – rzucił sucho Oliver i wyrwał go z rąk mamy. – Znowu grzebałaś w moich rzeczach?!

     Wdowa Barnett nie odpowiedziała jednak na jego pytanie, rumieniąc się przeraźliwie. Z tym tonem Edith czuła się jakby naprawdę zrobiła coś obrzydliwego, kiedy ona tylko chciała dobrze dla swojego dziecka! Skąd miał ten cylinder, dobry boże, w co on się znowu wpakował?!

     - Ukradłeś go?!

     Oliver prychnął.

     - Co? Skądże, mamo! Dlaczego w ogóle przyszło ci to do głowy?...

     - Ukradłeś go. – stwierdziła z niedowierzaniem matka. – Oliver, na litość boską, komuś ty to ukradł?!

     Kobieta była przekonana, że Oliver musiał komuś podwędzić ten cylinder, bo niby skąd miałby go mieć! Jeszcze tak dobrze wykonany cylinder! Edith mogła przysiąc, że nigdy wcześniej nie trzymała w dłoniach jedwabiu tak gładkiego jak ten, z którego wykonany był ten kapelusz a jego onyksowa powierzchnia lśniła w słabym świetle kominka jakby to wcale nie był jedwab, ale prawdziwy obsydian. Jego komin przy samym rondzie zdobił pasek o starannym splocie rypsowym a w jego podszyciu Edith dostrzegła dokładne ręczne wyszywanie niemal niewidzialnymi nićmi. Sama wiele by dała, żeby mieć chociażby takie nici, ale nawet one kosztowałyby ją sporo, nie wspominając już o całym tym odzieniu! Tym bardziej Oliver nie mógłby przecież sam sobie go kupić, takie cylindry noszą jedynie lordowie...

     - Ukradłeś go wdowie Raincliffe. – zrozumiała. - A tyle razy ci mówiłam! Nie podoba mi się ta kobieta, dobrzy mężczyźni trzymają się od niej z daleka!

     Blondyn lekko rozwarł swoje delikatne usta w zdziwieniu, ale szybko się opamiętał i warknął na swoją matkę, cały się czerwieniąc.

     - Mamo! Nie ukradłem go! Ja... go znalazłem!

     - Och, znalazłeś? – pani Barnett przekrzywiła głową na prawo i lewo tak energicznie, że kosmyki włosów wyrwały się z jej luźnego koka. – Doprawdy? A gdzie to w North Riding można znaleźć takie cylindry? Na drzewach rosną?

     Oliver jeszcze bardziej się zaczerwienił, złapany na kłamstwie i unikał wzroku swojej mamy, gładząc powierzchnię kapelusza. Nie dość, że go nie rozumie, to jeszcze mu nie wierzy. To było tak typowe dla przewrażliwionej Edith Barnett, od śmierci ojca stawała się tylko co raz bardziej skrzekliwa i nieufna a z roku na rok było tylko gorzej! I jeszcze regularnie spotyka się z tymi starymi idiotkami, Merryweather i guwernantką Collins. Te wiedźmy dopiero otwierały jej trzecie oko na wszelkie możliwe spiski, jakie tylko zabita dechami wiocha jak Grimston może mieć. Oliver miał tego serdecznie dosyć, tak samo jak dosyć miał całego łajna, którym obsypuje się tutaj lady Velmę oraz tego, że matka za każdym razem przypominała mu dobitnie, że jest nikim, zupełnie nikim i nigdy nie powinien o tym zapominać.

     Żadne wytłumaczenia nie kupiłyby wypaczonego serca pani Barnett, która zamiast swojemu synowi prędzej zaufałaby najbardziej niedorzecznej plotce o lady Farrell.

     - Masz wziąć ten cylinder ze sobą i nie chcę go nigdy u nas widzieć! – zakomenderowała kobieta następnego dnia, kiedy Oliver wychodził do pracy. – Kradzież to grzech! Grzech potworny i powinieneś się wstydzić!

     Było wiele rzeczy, których ten dwudziestoletni chłopak powinien się wstydzić, ale na pewno nie kradzieży kapelusza, której nigdy nie dokonał. Prawdą było, że dostał go od samej Velmy i ani mu się śniło go kiedykolwiek zwracać. Jego właściciel był martwy, nikt inny go nie potrzebował, a dla Olivera ten cylinder był czymś więcej niż tylko jedwabnym kapeluszem. Nadąsany jak dzieciak, założył go na głowę, i smętnym krokiem ruszył w stronę Manor w szarościach uciekającej przed dniem nocy.

     Przez ułamek sekundy poczuł się jak pierwszego stycznia, gdy wracał do domu z balu sylwestrowego i uśmiechnął się smutno do siebie na to wspomnienie. Wrażenia tamtej nocy wróciły do niego nagle i niesamowicie intensywnie, na tyle, iż mógł przysiąc, że rześkie zimowe powietrze przywiało mu pod nos zapach perfum, które Velma miała tamtego wieczora na sobie. Pachniała niesamowicie, jakby przywdziała suknię z róż zamiast z satyny. Jej materiał lśnił w blaskach nocy, jej przeszklone oczy wydawały mu się dwoma najpiękniejszymi diamentami, jedynymi, które widział w życiu a wspomnienie jej melodyjnego śmiechu rozwiał mu wiatr cmentarny, jakby było nie tylko wspomnieniem śmiechu osoby z dalekiej przeszłości, ale również osoby, której nie ma już wśród nas.

     Oliver czuł się samotnie w wiosce Grimston. Ludzie tutaj nie zrozumieliby jego myśli, jego duszy. Przeciętni ludzie Yorkshire żyli innym światem i stąpali twardo po ziemi, patrząc pod nogi w poszukiwaniu najnudniejszych historii prostego elementu. Ten młody chłopak jednak zawsze chodził z głową lekko skierowaną ku niebu, mierząc wyżej i myśląc wyżej, szukając czegoś, czego nigdy nie znał, ale chciałby niesamowicie poznać. Chciałby kiedyś stać się kimś więcej niż tylko Oliverem z Grimston, chłopcem stajennym lordów Raincliffe. W marzeniach szybował wyżej i wyżej, chociaż jego możliwości kończyły się na czubku cylindra nieboszczka Farrella. To było najbliżej jak mógł podejść do bycia szlachcicem. Pewnie też dlatego tak bardzo nie chciał się go pozbywać. Jedyne, co by mu wtedy pozostało, to praca w cieniu ludzi wyższych od niego.

     Matka mówiła mu zawsze, że ma ciężko pracować, bo tylko takich ludzi Bóg pobłogosławi. Ale on pracował ciężko i jeszcze cierpiał męki, żyjąc za kratami tej wioski a żadne bóstwo nic mu nigdy nie zesłało. Po wszystko, co wydarzyło się w Grimstone Manor, sam wyciągnął dłonie, sam to do siebie przyciągnął. Nie wierzył w żadne bóstwo poza samą Velmą Farrell. To ona była jego wybawieniem, jego aniołem, jego szansą na osłodzenie życia. Nigdy wcześniej nie był tak blisko z żadną kobietą, jak był z tą Amerykanką a przez fakt, że była wicehrabiną Raincliffe, Oliver myślał, że śni.

     Kiedy Farrell umarł najdziksze ambicje zakradły się do serca młodzieńca. W pewnym momencie naprawdę myślał, że Velma jest jego! Jakże mógł być tak głupi?!

     Kiedy pojawił się lord Montgomery, matka odetchnęła z ulgą i rozkazała synowi pracować jeszcze ciężej i odnosić się z szacunkiem do nowego pana! Musiał przecież zachować pracę! Oliver nigdy wcześniej nie był tak zirytowany na człowieka, którego przecież w zupełności nie znał. Od samego początku zapałał do Monty'ego raczej chłodnym uczuciem. Zazdrość miała okropnie gorzki smak i chłopak krzywił się na samą myśl o nowym lordzie. Jego niechęć do nowego pracodawcy podwoiło wrażenie, jakie wywołał na całej służbie Manor. Oliver wiedział, że Monty spodobał się wszystkim, słyszał o tym aż za wiele od Ethel. Robił się wtedy markotny i z nerwów zgrzytał zębami, a najgorzej zareagował, gdy pierwszego dnia po przyjeździe lorda i jego narzeczonej do Grimstone zobaczył jak Velma zachowuje się w towarzystwie tego eleganckiego mężczyzny.

     Widział jak się do niego uśmiechała. Znał ten uśmiech. Takim samym obdarowała go w tańcu, kiedy lekko prowadziła go na balu, dając mu pozory, że to on jej przewodzi, chociaż nie wiedział ani jak tańczyć, ani jak trzymać kobietę tak blisko siebie i nie zapaść się pod ziemię. To było dawno temu, w czasach kiedy jego jedynym konkurentem był rozpadający się staruszek a podrywanie jego smutnej żony było podniecające, romantyczne, niemal... rycerskie.

     Kiedy natomiast pojawił się lord Montgomery, Oliver miał przeczucie, że stał się parodią rycerza w srebrnej zbroi a jego dama serca zaczęła dzielić się względami z dwoma młodzieńcami.

     Oliver był rycerzem w cylindrze zamiast hełmu. Był naprawdę głupi, jeżeli kiedykolwiek sądził, że jego widły na siano Velma potraktuje jak prawdziwy miecz. Tylko co miał zrobić, skoro jedyną rzeczywistością jaką znał były bajki o złocie, rycerzach i mdlejących wybrankach?

     W stajni przywitało go słońce nowego dnia i koński smród.

Wicehrabina Raincliffe// Viscountess of RaincliffeWhere stories live. Discover now