XXXII

19 0 0
                                    

Farrell House, Grimston, 27 maja 1910r.

     Farrell House tak samo jak Grimstone Manor śmierdział starością, tylko, że był trzy razy mniejszy, co sprawiało, że był jeszcze gorszy. Składał się z małego saloniku, klaustrofobicznej jadalni, dziwnie umieszczonej kuchni oraz dwóch pokojów sypialnych z łazienką na piętrze. Z zewnątrz wyglądał jakby zaraz miał się rozpaść, wewnątrz natomiast, jakby już się rozpadał. Hector Farrell chyba od lat nie planował żadnych polowań ani też zmiany otoczenia, albo przez starość zapomniał wręcz, że ma drugi dom pod wioską...

     Montgomery co prawda zlecił parę renowacji w tej chacie, lecz czasami niewiele da się zrobić, kiedy dusza domu umarła przed czterdziestoma laty. Albo zwyczajnie Monty nie przyłożył się do przygotowań tak, jak obiecywał. Po ostatnich wydarzeniach w Manor trudno było to określić.

     Salonik, w którym przebywały, kiedyś chyba miał ciemnozielone ściany, jak liście pobliskich lasów o zmroku. Dało się nawet dostrzec liściopodobne zarysy kształtów na miejscami odstającej tapecie. A może były to zwyczajnie jakieś plamy? Niewiele było tutaj mebli, a wszystkie wyglądały, jakby szczury przez lata utworzyły sobie z nich królestwo. Nie było żadnych obrazów, mimo nierówno wbitych w ściany gwoździ. Wszelkie dekoracje musiały zapewne zostać gdzieś ukryte a pokój bez nich wydawał się nagi. Pozostały tylko dwie dekoracje – głowa ubitego jelenia a nad nim przymocowana strzelba myśliwska. Wszystko w tym pomieszczeniu wyblakło, nawet spojrzenie zwierzaka smutno obserwującego salon znad kominka. Jedno jego poroże było ułamane, nadając mu wrażenie raczej nędznego, niż dumnego, czy też potężnego.

     „Biedna bestia..." – pomyślała Fiona, wzrokiem schodząc do Velmy, która pod nim stanęła, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. Ta rzuciła baronowej pytające spojrzenie.

     - No cóż... - zaczęła rudowłosa.

     - Och, proszę cię, nawet nic nie mów... - warknęła zrezygnowana lady Raincliffe i usiadła w fotelu, który zaskrzypiał pod nią nieprzyjacielsko. Zgarbiła się i oparła się o swoje kolana a w tej pozycji wyglądała jak naburmuszona, mała dziewczynka.

     - Kochana! Zawsze mogło być gorzej! – od razu wypaliła Fiona, siadając niezdarnie na małym, kiwającym się pufie naprzeciwko niej.

     - Montgomery kazał wszystko wysprzątać i odkurzyć, ale ja ciągle lepię się od kurzu! A za każdym razem kiedy od niego kicham, jestem święcie przekonana, że cały ten dom się na mnie zwali i taki będzie mój koniec.

     Fiona zacmokała pobłażliwie, kręcąc głową i od razu chwyciła dłonie Velmy. Dziewczyna lekko się wzdrygnęła z jakiegoś powodu. Poczuła się, jakby baronowa Rosedale rozczulała się nad nią i jej niedolą. Spojrzała się również na jej ręce pełne pierścionków i branzolet. Fiona zawsze dzwoniła i szeleściła swoją biżuterią, ale Velmie wydawało się, że jeszcze nigdy nie widziała jej tak obładowanej złotem. Zarumieniła się lekko. Poczuła się mniejsza i biedna.

     Zjeżyła się w środku siebie a w jej głowie momentalnie pojawiło się pytanie, po co Fiona tutaj przyszła niezapowiedziana a jakiś głos podpowiedział jej niemalże momentalnie, że musiała to zrobić, żeby się z niej naigrywać. Na pewno przyjechała, żeby się chełpić. Miała na sobie złotą suknię dzienną, ciężkie perły i z jakiegoś powodu małe futro, chociaż był koniec maja i zaczynały się jedne z najgorszych upałów tego roku. I jeszcze ten wielgachny kapelusz z pawim piórem... Wyglądała jakby wybierała się na wyścigi konne w Epsom a nie w odwiedziny do przyjaciółki.

     Zresztą, czy na pewno były przyjaciółkami? Fiona w każdym swoim geście przypominała Velmie o jej upokorzeniu a ta była święcie przekonana, że lady Rosedale doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Czy tak zachowywały się przyjaciółki?...

Wicehrabina Raincliffe// Viscountess of RaincliffeWhere stories live. Discover now