XIX

17 0 0
                                    

Grimstone Manor, 2 kwietnia 1910r.

     Wraz z upadkiem Montgomery'ego atmosfera w domu jakby się zagęściła. Chociaż kręgosłup mężczyzny nie był w żaden sposób uszkodzony, lekarz ze szpitala Scarborough, stary pedant i lekki hipochondryk, nakazał Monty'emu pierwszy tydzień przeleżeć w łóżku a zarówno lady Foxley jak i lady Farrell poradził zostawić mężczyznę w spokoju. Oczywiście, żadna do tej porady się nie zastosowała, ale Monty'emu szczególnie nie przeszkadzała ani ich nadopiekuńczość ani dziwne zalecenie lekarza.

     Wielkanoc w tym roku wypadała akurat na tydzień po wypadku. Pewnego dnia Tris dostała list z zaproszeniem na święta do Swannington Park. Musiała przyznać, że sama zapomniała o istnieniu świąt w zaistniałych okolicznościach i do wszystkich jej problemów z Velmą i Montym nie miała siły dokładać sobie jeszcze podróży do domu czy też wykładu ze strony ojca, który znów zacząłby jej prawić morały na temat jej narzeczonego... Odpisała ojcu, że ze względu na wypadek Monty'ego nie będą mogli przyjechać na święta w tym roku, lecz z przyjemnością zapraszają do siebie na Północ! Nie otrzymała odpowiedzi od ojca, lecz od matki, która informowała ją, że oni również nie będą w stanie wybrać się do nich na parę dni. Tris nawet nie była zdziwiona, podejrzewała, że jej ojciec z własnej woli nigdy nie będzie chciał przestąpić progu rezydencji mężczyzny, który według niego na swoją fortunę nie zasługuje. Ze zdziwieniem przyznała przed samą sobą, że nawet odetchnęła z ulgą. Miała teraz ważniejsze rzeczy na głowie, niż wystawianie szopki przed rodzicami, jaka to jest szczęśliwa w Yorkshire...

     Tak więc baronówna wraz z narzeczonym swoje pierwsze narzeczeńskie święta spędzili z dala od domów a razem z Velmą kontynuowały swoją dziecięcą rywalizację, zupełnie jakby zauroczyły się pierwszy raz w życiu a Monty był ich pierwszym obiektem westchnień. Tak to przynajmniej wyglądało z boku, nawet dla służby, która zaczynała dziwnie przypatrywać się Velmie krzątającej się przy zajętym już mężczyźnie. Nikt nie sprzeciwiał się jednak jej rozkazom i Monty dostawał na zawołanie wszystko, co tylko chciał. Przy ubieraniu się pomagał mu pan Cunningham, chociaż zarówno Velma jak i Tris bardzo chętnie by go w tym wyręczyły. Przy kąpieli, służące specjalnie przygotowywały dla niego czystą wodę gotowaną w kuchni, nie pompowaną ze starego kotła, a śniadanie dostarczano mu prosto do łóżka. Oczywiście, żadna z tych czynności nie była wpisana we wskazania doktora – były to jednak wskazania wicehrabiny Raincliffe.

     Tris również starała się jak tylko mogła przypodobać się swojemu narzeczonemu. Poprawiała mu poduszki, spędzała z nim czas w jego pokoju, później przechodziła z nim wzdłuż i wszerz cały ogród i trzymała nad nim parasolkę, żeby dodatkowo uchronić go przed słońcem, którego prawie nie było widać w te pochmurne dni...

     Oczywiście, poza złamaną ręką Monty nie ucierpiał szczególnie, więc bardzo szybko wrócił do normalności. Nie miał nic przeciwko temu jednak, żeby jego towarzyszki obchodziły się z nim ze szczególną troską. Mówiąc szczerze, troszeczkę też korzystał z tej sytuacji... Podobało mu się, że obydwie te młode i piękne kobiety, które były mu drogie tak się nim przejęły i tak bardzo chciały mu pomóc. Zbudowało to w nim przeczucie, że rzeczywiście jest przez nie kochany właśnie w ten rodzinny sposób, który chciał wprowadzić w Grimstone Manor. Sam zauroczony dwoma kobietami nie dostrzegał, że ich opiekuńczość jest niczym innym jak walką o względy a nie świadectwem prawdziwej miłości. Tris, chociaż Monty'ego kochała, skakała wokół niego wyłącznie dlatego, że Velma to robiła, a tygodnie, kiedy Monty chodził z ręką w temblaku, były dla niej dotychczas jednymi z najbardziej stresujących w Manor.

     Teraz już była pewna intencji Velmy i jak zrozpaczona kochanka chwytała się każdej deski ratunku, by przyciągnąć Monty'ego i mieć go wyłącznie dla siebie. Niestety, nie było to możliwe. W pewnym momencie ze zgrozą zdała sobie sprawę, że istnieją aspekty, w których nigdy nie zastąpi Monty'emu Velmy Farrell i myśl ta przepełniła ją jeszcze większym strachem niż jej braki edukacyjne w pewnych sferach.

     Monty mimo kontuzji ciągle musiał wypełniać swoje obowiązki właściciela włości i zarządcy ziem. Nie do końca mógł je jednak wypełniać samodzielnie, gdyż pech chciał, iż złamał sobie rękę prawą i chociaż usilnie starał się wyćwiczyć drugą dłoń, pisanie dokumentów zajmowało mu godziny. Potrzebował czyjejś pomocy a kto byłby w stanie pomóc mu lepiej w sprawunkach rezydencji jak nie sama lady Raincliffe? Monty nawet przez sekundę nie wpadłby na pomysł poproszenia Tris o pomoc w pisaniu listów, dokumentów i planowaniu. Zamykał się na parę godzin w swoim gabinecie razem z Velmą Farrell a Tris kipiała ze złości i niepewności w salonie ze swoją herbatą i książką, której w nerwach i tak nie była w stanie przeczytać.

     Tych momentów nie lubiła najbardziej! Siedziała na sofie napięta jakby poduszki były nakłute szpilkami, popijała herbatę, trzymając filiżankę w drżących dłoniach i z gorzkim uśmiechem przypominała sobie słowa bliźniaczek Doyle i hrabiny Morton.

     „Ona naprawdę się do niego przystawia..." – ta fraza krążyła w jej myślach i miała ochotę roztrzaskać porcelanę lady Raincliffe za każdym razem, gdy słyszała jej śmiech przeplatający się z głosem Monty'ego za zamkniętymi drzwiami.

Wicehrabina Raincliffe// Viscountess of RaincliffeHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin