Spotkanie

337 40 129
                                    

Żodyn się tego nie spodziewał.

Żodyn.

Swoja drogą, nie chce kończyć tego ff,,,  jakoś zbyt mocno się przywiązałam. Dzisiaj też trochę krócej, ale przynajmniej pewne kwestie się wyjaśniają.

Miłej lektury!

***
- Witaj.

Spoglądałam na mojego gościa z szokiem wymalowanym na twarzy, a moje ręce zaczęły się trząść niemiłosiernie. Oddech stał się urywany, a w klatce piersiowej poczułam męczący uścisk. Przybysz spojrzał na mnie z widocznym niepokojem.

- Lumine, wszytko w porządku? - odezwał się po chwili głos z salonu. Gdy nadal nie wykrztusiłam z siebie ani jego słowa, rozległo się głośne westchnięcie i już po chwili do moich uszu dobiegł głos dość żwawych kroków. Nie musiałam długo czekać, by za moimi plecami pojawił się Diluc.

- Kto to jest? - wyrwało się z ust niespodziewanego gościa. Sapnęłam z irytacją i pokręciłam głową w geście niedowierzania.

- Mój znajo- urwałam. - Mój przyjaciel? - Diluc odchrząknął niezręcznie, a na jego twarzy pojawiło się zaskoczenie, które szybko zniknęło.

Znowu poczułam nieprzyjemne pieczenie w klatce piersiowej. Gość spojrzał na moją nietęgą minę, podrapał się niezręcznie po karku i westchnął ciężko.

- Dobrze wiedzieć, że znalazłaś nowych przyjaciół, siostro.

***

Aether zdjął ciemny płaszcz, powiesił go w odpowiednim miejscu i rozejrzał się niepewnie po pokoju.

Szczerze mówiąc, to zdecydowanie nie tak wyobrażałam sobie nasze spotkanie. Myślałam, że po wielu poszukiwaniach odnajdę go, a to on jak gdyby nigdy nic, pojawił się w progu mojego mieszkania z nienaganną fryzurą, pięknie skrojonym płaszczem i słabym, niemal przepraszającym uśmiechem. Zdecydowanie nie wyglądało na to, że działa mu się jakaś krzywda.

Chłopak stał na samym środku pokoju i wpatrywał się we mnie dziwnym spojrzeniem. Podszedł powoli w moim kierunku zupełnie tak, jakby bał się, że wyrzucę go z mieszkania.

A ja? A ja nie widziałam zupełnie, co mam myśleć. Z jednej strony chciałam go przytulić i nigdy nie puszczać, z drugiej nakrzyczeć. W mojej głowie panował istny chaos. Tępym spojrzeniem mierzyłam jego działania, a ten kontynuował powolny krok w moim kierunku.

- Kupiłem mleko. - oznajmił w końcu, gdy stanął przede mną. Położył brązowy karton na stoliku i niezręcznie zaczął bawić się palcami. Diluc parsknął i rzucił mu nieprzyjemne spojrzenie z części kuchennej. Czerwonowłosy aktualnie parzył kawę według nowego przepisu, który wyczytał w jakieś gazecie i co jakiś czas obracał się w naszym kierunku. - Takie, jakie zawsze lubiłaś.

I wtedy już wiedziałam, że próbuje mnie przeprosić. Zawsze kupował mi je w momencie, gdy coś przeszkrobał i starał się mnie w ten sposób przekupić. Czy to stłukł przypadkiem moja ulubioną figurkę, czy nie doplnował mnie, przez co zdarłam kolano, czy przypadkiem wypaplał się mamie o mojej słabej ocenie. Zawsze zjawiał się w drzwiach mojego pokoju z czekoladowym mlekiem w rękach i przepraszającym uśmiechem.

Usiadł obok mnie, a jego przepełnione żalem spojrzenie sprawiło, że moje serce niemal pękło na pół. Dopiero teraz miałam okazję mu się dokładniej przyjrzeć.

Jego duże, złote oczy wpatrywały się we mnie błagalnie, a usta wykrzywiły się smutnym grymasie. Jego rysy twarzy delikatnie wyostrzyły się, a. warkocz był dłuższy, niż zapamiętałam. Na nosie nadal znajdowała się mała blizna, której nabawił się podczas uczenia mnie jazdy na łyżwach. To on pokazał mi jak stanąć na lodzie, jak się poruszać i jeździć do tyłu. Każda wizyta na lodowisku kojarzyła mi się z nim, przez co czułam się, jak za starych, dobrych czasów.

Z zamyślenia wyrwał mnie delikatny uścisk na mojej dłoni. Podniosłam spojrzenie i westchnęłam cicho.

- Lumine... - zaczął szeptem.

- Gdzie byłeś przez cały ten czas? Szukałam cię wszędzie. - wychrypiałam, a ten odwrócił wzrok.

- Wiem, że mnie szukałaś. - zamarłam. Poczułam się tak, jakby wbił mi nóż w plecy.

- Czyli przez cały ten czas... - Blondyn pokiwał głową, a na jego twarzy pojawił się słaby uśmiech.

- Pogrążasz się. - stwierdził Diluc. Postawił przed nami pięknie przyrządzone kawy i swobodnie usiadł na przeciwko.

Twarz mojego brata wykrzywiła się w niezadowolonym grymasie.

- Kim ty w ogóle jesteś?

- Nazywam się Diluc - zaczął uroczyście. Poprawił się nieco w fotelu, a następnie wyprostował plecy. Jego twarz przyjęła dumy wyraz. - i byłem przy niej wtedy, gdy mnie potrzebowała. W przeciwieństwie co do niektórych. - spojrzał na niego znacząco, po czym wziął łyka swojego napoju. Na jego twarzy odmalował się wyraz zwycięstwa.

Jeden do zera- zdawało się mówić jego spojrzenie.

Blondyn westchnął ciężko.

- Musi być przy naszej rozmowie? - spytał mnie błagalnie, a cała jego postawa niemal krzyczała, że czuję się niekomfortowo.

- Nie mam przed nim nic do ukrycia. - oznajmiłam po chwili myślenia. Aetehr zmrużył oczy, ale nie odważył się podważyć mojej decyzji.

- Nie wiem od czego zacząć.

- Najlepiej od początku. - mruknął Diluc, który zasłonił złośliwy wyraz twarzy kubkiem. Przewróciłam oczami, a gdy ten zauważył moje spojrzenie, wzruszył ramionami.

W pomieszczeniu dało się wyczuć coraz bardziej gęstniejąca i nerwową atmosferę.

-  Wszystko zaczęło się po śmierci matki. - zaczął opowieść z bólem wymalowanym na pobladłej twarzy.

Świąteczne Problemy Mikołaja Where stories live. Discover now