Sanie

322 42 80
                                    

Trochę spóźnionych, wesołych świąt!

Swoją drogą, powoli zbliżamy się do końca.

***
- Jesteś kretynem. - stęknęłam cicho.

- Wiem.

Siedzieliśmy obok sobie na małej ławeczce. Diluc przyciskał lód do czoła, a ja starałam się zatamować krwawienie z nosa. Skrzywiłam się mocno, gdy za mocno docisnęłam chusteczkę, przez co przeszył mnie jeszcze większy ból.

A juz się wszytko prawie ładnie zagoiło. Prawie.

Co jakiś czas ktoś z obsługi posyłał nam zaniepokojone spojrzenia, które staraliśmy się zignorować. Poczułam lekkie dźgnięcie w bok, syknęłam głośno i uderzyłam go łokciem w żebro. Zaczęliśmy się przepychać, az w końcu Diluc znalazł się na podłodze. Uśmiechnęłam się wrednie, ale niemal natychmiast zadowolony grymas zszedł z mojej twarzy i został zastąpiony przez mocne skrzywienie się.

- Czy warto było szaleć tak? - spytał z wrednym uśmieszkiem. Przewróciłam oczami i wydęłam usta.

- Pragnę przypomnieć, że to przez ciebie się wywróciliśmy. - wytknęłam mu.

- Przeze mnie? - spytał z niedowierzaniem. Uniósł brwi i nachylił się delikatnie w moim kierunku. Dość dziwnie to wyglądało, bo nadal siedział na ziemi. - To ja chciałem iść na łyżwy?

- A co, wolałbyś kolejny dzień snuć się po mieszkaniu i udawać, że mnie nie widzisz?

- Dokładnie.

- Aspołeczny dziwak.

-Określiłbym się raczej mianem introwertycznego myśliciela.

- Jasne, jasne. - moja mina pełna zwątpienia musiała go najwidoczniej zirytować, bo skrzywił się. Odsunęłam chusteczkę od nosa i zauważyłam, że nie było na niej nowych śladów krwi. - Ale wiesz co ci powiem? Z takim twardym czołem zrobiłbyś karierę w policji.- wymamrotałam i odruchowo dotknęłam uszkodzonej części ciała.

Diluc przewrócił oczami i rozejrzał się dyskretnie, po czym nachylił się jeszcze bliżej. Sapnęłam cicho, gdy jego zimna dłoń musnęła moją rozgrzaną twarz. Zamrugałam z zaskoczeniem, a ból żelzał odrobinę. Jego dotyk był trochę inny niż kiedy ostani raz mnie opatrywał. Wydawał się być bardziej delikatny? To chyba dobre określenie.

Trwaliśmy w tej dziwnej pozycji przez chwilę i patrzyliśmy się na siebie bez żadnego wyrazu. Jako pierwszy otrząsnął się czerwonowłosy. Odsunął dłoń, odchrząknął niezręcznie i podrapał się po karku.

- Uhm, jakoś wątpię, że chciałbyś wrócić na lód. - powiedział i spojrzał z powątpieniem na taflę, w której znajdowało się dość duże wgłębienie od naszego upadku.

- Faktycznie, mam dość wrażeń jak na jeden dzień. - przyznałam mu rację i wstałam powoli z ławki. Diluc podniósł się i razem ruszyliśmy w kierunku wyjścia. Podziękowaliśmy jeszcze za lód i pożegnaliśmy się z pracownikami. - To co teraz robimy?

- Wracamy do mieszkania? - spytał z nadzieją i podszedł do pobliskiego kosza, a następnie wyrzucił lód. Spojrzał na mnie z narastającym napięciem.

- To zbyt nudne.

Westchnął ciężko.

- To w takim razie co chcesz robić?

- Nie wiem. Wymyślimy coś.

Krążyliśmy przez chwilę po rynku, ale nic nie zwróciło naszej uwagi. Diluc zaś zdawał się ponownie gubić w własnych myślach. W końcu jednak podniósł głowę i spojrzał na mnie uważnie.

- Stało się coś? - zaniepokoiłam się delikatnie, a ten pokręcił głową.

- Mam pomysł. - oznajmił mi i uśmiechnął się słabo. - Ufasz mi?

- Podchwytliwe pytanie. - odpowiedziałam po chwili namysłu. Zmarszczył śmiesznie nos i fuknął coś cicho. - Żartuję przecież. Powiedzmy, że ufam.

- To mnie nie uspokoiło.

- Nie miało. - wyszczerzyłam się, a ten wznosił oczy do nieba. - Dobra, prowa-

- Lumine! - głośny krzyk przewał mi  dokończenie zdania. Z zaskoczoniem odwróciłam się w kierunku głosu i zauważyłam znajomego, zdyszanego mężczyznę. Z trudem przebiegł ostani fragment dzielącej nas trasy i podał mi białą kopertę. - Zapro...

- Co to jest? - nie zrozumiałam ani jednego słowa, które z siebie próbował wydusić.

- Zaproszenie na bal. - wychrypiał. - To w podziękowaniu za wasz udział czynny udział.

- Potrzeba wam jakieś pomocy w przygotowaniach?

Mężczyzna posłał mi dziwne spojrzenie, po czym odchrząknął delikatnie.

- Jesteście zaproszeni jako goście, ale jeśli macie chęci, to zapraszamy. Wyślę ci później wiadomość z dodatkowymi informacjami. Teraz wybaczcie mi, ale muszę rozdać resztę zaproszeń, do zobaczenia!

- Chcesz iść na ten bal? - spytał cicho Diluc, kiedy wznowiliśmy marsz. Podrapałam się po brodzie i zamyśliłam na chwilę.

- W sumie, czemu by nie. Może będziemy się dobrze bawić.

- Będziemy? - niedowierzanie w jego głosie było niemal namacalne. Odruchowo zmarszczyłam brwi.

- Nie chcesz iść?

- To nie tak, że nie chcę, ale musisz zrozumieć, że mam swoje obowiązki. - westchnął ciężko. - Kiedy ma się odbyć bal?

Rozerwałam kopertkę i zaczęłam czytać informacje zamieszczone na zaproszeniu.

- Dwudziestego trzeciego.

- Mogę już dawno być na Biegunie. - wymamrotał, a ja niewidząc czemu poczułam delikatnie ukłucie. Przecież zdawałam sobie sprawę, że kiedyś będzie musiał wrócić, więc o co chodzi? - Później o tym porozmawiamy, teraz chodź. - mruknął, złapał mnie za rękę, po czym poprowadził w stronę zaułka. - Zamknij oczy.

- Ale- urwałam pod naporem jego spojrzenia. Niepewnie posłuchałałam jego prośby i już po chwili przymknęłam powieki. - Jeśli mnie zamordujesz, to wiedz, że mój duch nigdy nie da ci spokoju.

- Nie wiem czy bardziej ucierpiałabyś na tym ty, czy ja. - rozległo się głośne pstryknięcie. Zawirowało mi w głowie i na chwilę starciłam grunt pod nogami. - Już możesz otworzyć.

- Co ty zrobi- urwałam gdy zauważyłam, gdzie jesteśmy. Siedzieliśmy w dużych, drewnianych saniach i uniosiliśmy się delikatnie nad blokiem. - Zwariowałeś?!

- Boisz się wysokości? - spytał z uniesioną brwią i uśmiechnął się zaczepnie.

- To już nie o to chodzi! Mogliśmy przyjść pieszo, nie musiałeś specjalnie marnować magii.

- Wszystko mam pod kontrolą, spokojnie. - złapał za lejce i spojrzał w moim kierunku. - Zapnij pasy.

Posłusznie wykonałam polecenie i już po chwili byłam zabezpieczona. Przynajmniej w teorii.

Diluc wypowiedział jakąś dziwnie brzmiącą, zawiłą sentencję i sanie uniosły się jeszcze wyżej.

To bedzie ciekawe doświadczenie.

Świąteczne Problemy Mikołaja Where stories live. Discover now