Na Ratunek 112

383 43 95
                                    

- Mam nadzieję, że się nie spóźniliśmy.

Niepewnie otworzyłam zaciśnięte powieki i rozejrzałam się wokoło, próbując ocenić sytuację.

Przed nami stał wysoki chłopak, jego długie włosy wpadające w odcień grantu, związane były w niedbały kucyk, który opadał na szerokie plecy. Nie widziałam jego twarzy, bo był odwrócony do nas tyłem. Opalone dłonie opierał z nonszalancją na biodrach.

Spojrzałam nieco dalej i zamarłam w momencie, gdy zauważyłam lód pełznący po ziemi w kierunku nóg bandziorów. Ci spoglądali z przerażeniem w ziemię, jednak nie potrafili się ruszyć, ani wydobyć z siebie żadnego dźwięku.

Cichy śmiech opuścił usta naszego wybawiciela.

- To na chwilę załatwi sprawę. - powiedział i odwrócił się w naszym kierunku.

Cóż, musiałam przyznać, że był przystojny. Na opalonej twarzy malował się zadowolony uśmieszek, który ukazał jego śnieżnobiałe zęby. Grzywka z jaśniejszym, niebieskim pasemkiem opadała na jego prawe oko.

Swoją drogą, jego oczy były naprawdę wyjątkowe. Niebiesko-liliowe spojrzenie z specyficzną źrenica, zdecydowanie przyciągało uwagę.

Ubrany był dziwnie ekstrawagancko, ale jakimś cudem, pasowało mu to. Granatowe spodnie i tego samego koloru koszula, ładnie ze sobą współgrały. Na jego ramionach spoczywało białe futro, a dłonie odziane były w czarne rękawiczki bez palców.

- Dlaczego zawsze musisz z robić takie wejścia? - odezwał się z delikatnym rozbawieniem miękki, melodyjny głos. Przypominał mi trochę łagodny szelest wiatru.

Zadarłam głowę do góry i mogłam się założyć, że moja mina wyrażała więcej niż tysiąc słów.

Nad nami unosiły się sanie z kilkoma reniferami. Z pojazdu wychylał się roześmiany chłopak, który jak gdyby nigdy nic, skoczył z wysokości pięciu metrów. Jednak zamiast uderzyć o ziemię z głośnym plaskiem, wyładował delikatnie, niczym  piórko.

Chłopak był dość niskiego wzrostu, ale mimo tego i tak był wyższy ode mnie. W przeciwieństwie do pierwszego, posiadał bladą cerę. Jego jego zielono-niebieskie oczy błyszczały radosnymi ognikami. Ciemne włosy zostały zaplecione w dwa warkocze, a ich końcówki były koloru niebieskiego. Usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu.

Na głowie znajdowała się dziwna, zielona czapka, a obok niej został wetknięty piękny kwiat. Ubrany był w białą koszulę, zielone spodenki, brązowy gorset i jasne pończochy. Na plecy miał narzuconą małą pelerynę.

Oparł ręce na biodrach, przekrzywił głowę spojrzał na nas oceniająco.

- Czy może mi  ktoś do cholery powiedzieć, co tu się stało? - ciszę przewał Childe. Założył ręce na piersi i  rzucił zaniepokojne spojrzenie na zamrożonych bandytów.

- Dziwnie wymawiasz słowo "dziękuję". - powiedział wyższy kpiąco. Na jego czole pojawiły się kropelki potu, sapnął cicho, a drugi chłopak spojrzał na niego z niepokojem.

- Co wy tu robicie? - odezwał się zaskoczony Diluc. Jego szkarłatne oczy wpatrywały się dziwnie w przybyszy.- Dziękuję wam za pomoc, ale możecie się wytłumaczyć? Mieliście doglądać reszty.

Chłopak z ciemniejsza karnacjacją westchnął ciężko i wzniósł oczy do nieba.

- Tobie nie da się dogodzić, prawda? - gdy czerwonowłosy nie odpowiedział, kontynuuował. - Mówiłem, że będę miał na ciebie oko, więc kiedy dowiedziałem się, że masz kłopoty, od razu przylecieliśmy.

Świąteczne Problemy Mikołaja Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu