Zapiekanka

440 49 74
                                    

- Jakiś kot cię podrapał?

Otworzyłam usta, ale prawie natychmiast je zamknęłam. Nie miałam siły, by to skomentować. Machnęłam lekceważąco ręka i powoli pokuśtykałam w kierunku łazienki. Diluc odprowadził mnie wzrokiem.

Otworzyłam szafkę i wyjęłam z niej apteczkę. Wyłożyłam wszystkie potrzebne medykamenty i westchnęłam ciężko, gdy spojrzałam w lustro na swoją obitą twarz.

Rozcięcia wyglądały w miarę znośnie, bardziej denerwowała mnie rozbita warga i obolały nos. Na siniaki nie zwracałam większej uwagi. Chwyciłam za wacik i nasączyłam go środkiem dezynfekującym. Niepewnie przyłożyłam go do ust, a gdy płyn skontaktował się z raną, zasyczałam głośno z bólu.

Na domiar złego, znowu uderzyły we mnie zawroty głowy. Podtrzymałam się ściany i ostrożnie usiadłam na krawędzi wanny. Położyłam ręce na kolanach i oparłam o nie czoło. Stęknęłam z bólu.

Przymknęłam powieki i wypuściłam drżący oddech z płuc. Łzy zamajczyły mi w oczach, zaczęłam mrugać starając się przegonić nieznośne pieczenie.

Nie miałam pojęcia ile czasu spędziłam w pomieszczeniu wsłuchując się w swój urywany oddech. Do rzeczywistości przywróciło mnie ciche, choć natarczywe pukanie do drzwi. Chwiejnie podniosłam się i otworzyłam.

Diluc spojrzał na mnie z dziwną miną. Odchrząknęłam nerwowo i czując napływającą karuzelę, złapałam się o framugę. Pociemniało mi w oczach i jak przez mgłę zarejestrowałam sztywny chwyt, który ochronił mnie przed upadkiem. Zaskomlałam cicho, gdy złapał mnie za posiniaczone ramię i postawił do pionu. Diluc westchnął głośno. Przełożył moja rękę przez swój kark i załapał za moją dłoń, po czym skierował nas w stronę kanapy.

Usiadłam na niej i oparłam głowę o miękkie oparcie. Cholera, muszę wziąć zaraz jakieś leki, bo te, które dostałam po zatrzymaniu przestawały działać. Chciałam się podnieść i iść po przeciwbólowe, jednak powstrzymał mnie głos czerwonowłosego.

- Siedź. - mruknął i odszedł. Po chwili usłyszałam ciche kroki, a kanapa zaskrzypiała delikatnie, gdy usiadł obok mnie. Rozległ się cichy szelest, a następnie znowu poczułam ból. Zacisnęłam usta, gdy chłopak szorstko opatrywał mój nos. Chociaż robił to szybko, był dość niedelikatny. Później zajął się rozcięciami, zdezynfekował je, a większe rany zakleił plastrami. Następnie opatrzył rozcięta wargą i posmarował czymś chłodnym. Na końcu zajął się siniakami. - Gotowe.

- Dziękuję. - wychrypiałam i otworzyłam oczy. - Mógłbyś mi podać przeciwbólowe? - poprosiłam cicho. Diluc zmarszczył brwi.

- Nie. - spojrzałam na niego pytająco, ale z jego twarzy nie dało się niczego wyczytać. - Mam lepszy pomysł. - stwierdził po chwili. Powoli uniósł rękę i dotknął mojego czoła. Wzdyrgnęłam się delikatnie, czując bijący z jego dłoni chłód. Z zdziwieniem zauważyłam, że ból stał się słabszy, a zawroty głowy odeszły. - Lepiej?

- Mhm. - mruknęłam z lekkim zaskoczeniem. - Co zrobiłeś?

- Po prostu uśmierzyłem trochę ból i podleczyłem minimalnie rany, jeśli chcę iść na rynek, to muszę mieć w miarę sprawnego przewodnika. - oznajmił i opuścił dłoń. - Więcej nie dam rady uleczyć.

Przez całą sytuację z "gangiem" kompletnie zapomniałam, że obiecałam mu pójście na rynek. Jęknęłam cierpiętniczo i spojrzałam na niego z niemą prośbą, jednak ten pozostał niewzruszony. Blada, poważna twarz ani drgnęła. Wyglądał wręcz na znudzonego.

- Policjantka powinna dotrzymywać słowa, czyż nie? - spytał. Odgarnął czerwoną grzywkę z oczu i spojrzał na mnie wyczekująco. - Lumine, gdyby sytuacja tego nie wymagała, to dałabym ci spokój, ale wiesz jak jest. Zegar tyka, a ja nadal nie zrobiłem niczego pożytecznego.

Świąteczne Problemy Mikołaja Where stories live. Discover now