Dziki Bez

383 43 154
                                    

- Więc? Co cię gryzie? - spytałam i spojrzałam wyczekująco na chłopaka. Diluc westchnął cicho i wziął wziął łyk aromatycznej kawy. Zhongli i Venti czekali na swoje napoje przy kasie, a Childe z Kaeya śpiewali przy ogólnodostępnym sprzęcie karaoke. W sumie to bardziej urzędzali bitwę i o dziwo, zebrało się wokół nich dość dużo zaciekawionej publiczności.

Diluc odłożył z delikatnym trzaskiem kubek, rozlewając przy tym odrobinę napój. Podskoczyłam z zaskoczeniem i spojrzałam na niego pytająco. Na jego twarzy malowała się irytacja. Brwi ściągnęły się złością, a usta wygięły się w nieprzyjemnym grymasie. Chyba pierwszy raz widziałam go tak wytrąconego z równowagi.

- To nie ma sensu. - parsknął niewesoło.

- Co nie ma sensu? - spytałam z zdziwieniem.

- To wszystko. - machnął nie cierpliwie ręka. Moja obecność tutaj jest błędem, żadne z naszych działań nie przynosi zamierzonych skutków, to strata czasu. Zamiast myśleć nad planem działania siedzę w kawiarni i piję kawę.

- Po prostu masz chwilę przerwy, to tyle. Każdy potrzebuje czasem odsapnąć. - powiedziałam cicho i wbiłam wzrok w okno. Próbowałam zignorowac napływający niepokój.

- To wszystko trwa za długo. - mruknął ze złością.

- To chyba normalne, że trzeba trochę poczekać na efekty.

Diluc spojrzał na mnie ze złością.

- Rozumiem to, ale sama wiesz jaka jest sytuacja. - szczupłymi palcami ścisnął nasadę nosa i westchnął ciężko.

- Lepiej zrobić porządnie kilka rzeczy, niz zrobić dużo, ale byle jak, nie sądzisz?

Zmierzył mnie dziwnym spojrzeniem.

- Zresztą, mam jeszcze kilka pomysłów jak możemy pomóc, tylko nie da się ich przyśpieszyć. - westchnęłam cicho. - Są zaplanowane na konkretne dni. - mruknęłam i zamyśliłam się. Następnie rozejrzałam się po kawiarni i mnie olśniło. - Mam pomysł!

Kawiarnia nie została jeszcze udekorowana. Właścicielka była już starszą kobietą, która nie miała zbytnio siły, by się tym zająć. Poderwałam się z krzesła i błysnęłam uśmiechem w jego kierunku. Wpatrywał się we mnie z niepokojem,  przez co poklepałam go pocieszająco po ramieniu i zniknęłam w tłumie.

Pani Maria kojarzyła mnie i śmiem przypuszczać, że darzyła moją osobę, dość dużą sympatią. Często dostawałam gratis pyszne ciasteczka, które były specjalnością kawiarni. Oczywiście odwdzięczałam jej się i w wolnych chwilach pomagałam kobiecie w różnych sprawach. Kilka razy w weekendy zastąpiłam brakujących pracownikowi, zrobiłam zakupy, lub po prostu pomogłam z sprzątaniem.

Nasza znajomość  rozpoczęła się dość specyficznie. Było to krótko po moim przyjedzie do miasta i  po dołączeniu do szeregów policji.

Zostało parę dni do świąt, a ja smętnie włóczyłam się po zaśnieżonych ulicach miasta. Moje kolejne pomysły i teorie dotyczące Aethera okazały się być nietrafione. Sapnęłam ze złością i kopnęłam kamień, który nawinął mi się pod nogi.

Cały przyjazd do miasta okazał się złą decyzją. Owszem, byłam teraz bliżej moich przyjaciół, jednak nie potrafiłam się przystosować do panujących tu warunków. Było głośno i gwarno, ludzie mieli wszytko gdzieś i patrzyli tylko i wyłącznie na czubek własnego nosa.

Moja irytacja sięgała zenitu. Sytuację pogarszał fakt, że byłam dość daleko od mojego mieszkania, a ostani autobus odjechał mi sprzed nosa.

Zimny wiatr szarpał kosmykami moich włosów i zasłaniał mi widok na drogę. Odgarnęłam je ze złością i ciężko westchnęłam. Jedyne o czym marzyłam, to gorąca kąpiel i kubek dobrej herbaty. No i znalezienie mojego brata, ale to wydawało się nie osiągalne.

Świąteczne Problemy Mikołaja Where stories live. Discover now