rozdział XLIV

20.7K 708 62
                                    

Słońce już dawno zniknęło za horyzontem, a jedynie latarnie na ulicy rozjaśniały podjazd i trawnik na którym się znajdowaliśmy. Moje włosy unosiły się przez wiatr, który z każdą chwilą przybierał na sile. Niebo było niesamowicie ciemne a pojedyncze krople deszczu otaczały mnie i bruneta, mocząc nasze ciała. Długą chwilę stałam wpatrzona w dalszym ciągu w jego postać, nawet nie orientując się kiedy złapał mnie za dłoń i pokierował prosto w stronę drzwi domu. Drżące palce nie ułatwiały mi otwarcia zamka, przez co zaklęłam siarczyście.

-Daj mi to.- Usłyszałam niemal szept za swoim uchem.

Spojrzałam do góry, łącząc na moment nasze spojrzenia. Pozwoliłam mu by wprowadził nas do salonu i zapalił światła, na powrót otaczając nas jasnością.

-Domyślam się dlaczego wyjechałaś. - Mruknął ściągając ze swoich ramion granatową marynarkę. Poluźnił nieco uścisk na szyi, rozpinając górny guzik koszuli i ściągnął krawat rzucając go na bok na kanapę.

W dalszym ciągu stałam w tym samym miejscu nie będąc pewną jakie pytania powinnam zadać. Mój przylegający do ciała kardigan zdążył namoknąć przez co na mojej skórze dało się zauważyć gęsią skórkę, a chłód otoczył moje ciało.

Lawrence podszedł zgrabnym krokiem przyglądając się mojej twarzy. W normalnych warunkach cieszyłabym się, że skrócił swój wyjazd i pojawił się chcąc spędzić ze mną czas, ale w tej chwili nic nie sprawiłoby, że uśmiechnęłabym się wtulając w jego ciało.

Stanął za mną łapiąc za mokre rękawy po czym pozwolił opaść odzieży, która zatrzymała się w jego dłoniach.

-Powiedz, że to wszystko czego się dowiedziałam nie jest prawdą.- Rzuciłam mu błagające spojrzenie, a w oczach zaszkliły się pierwsze łzy.

- Wiedziałem, że to się nie uda, a mój ojciec jest cholernym gnojem, który nie powinien mieszać się w nasze sprawy.- Westchnął odchodząc na kilka kroków. Przejechał po wilgotnych włosach a ja dostrzegłam wychodzące żyły na jego dłoniach.

Spuściłam wzrok rozumiejąc, że Harry o wszystkim wiedział, a Alexander był ze mną szczery.

-Musisz wiedzieć, że znałem cię wcześniej.- Zaczął, a ja otworzyłam usta, zbyt zdziwiona by się odezwać. Ponownie skupiłam się na śledzeniu jego ruchów i usiadłam na fotelu nie spuszczając z niego wzroku.

-Widziałem cię na kilku przyjęciach kiedy przylatywałaś do Londynu.- Wyjaśnił. - Wtedy jeszcze dużo czasu spędzałem w Anglii. Często przesiadywałem u Bernarda, a Amelia pokazywała właśnie zdjęcia z Twoich urodzin. To właśnie wtedy zobaczyłem cię po raz pierwszy.- Odkręcił głowę, patrząc prosto w rozszalały deszcz za oknem. - Potem często pojawiałaś się z Bonnetem w Londynie kiedy odwiedzaliście jego rodzinę a on załatwiał swoje sprawy biznesowe.- Zakpił, unosząc oczy ku górze.

Podciągnęłam nogi do klatki piersiowej i potarłam twarz dłońmi zastanawiając się dokąd zmierza ta rozmowa.

- Spodobałaś mi się.

Moje zdumione oczy rozszerzyły się w zdziwieniu a oddech przyspieszył. Stanęłam na równe nogi i zaczęłam chodzić po pomieszczeniu, nie próbując nawet zerkać w jego stronę.

-Chcesz mi powiedzieć, że obrałeś sobie mnie za cel?- Uniosłam głos przystając na moment.- Zniszczyłeś moją relację tylko dlatego bo miałeś takie widzimisię?

Nie musiałam długo czekać kiedy mężczyzna pojawił się tuż obok, łapiąc za moją twarz. Potarł kciukiem o dolną szczękę, rozchylając moje zimne i suche usta. Miałam ochotę szarpnąć się, ale mi na to nie pozwolił podtrzymując moją talię drugą dłonią.

- Nie próbuj nawet tak myśleć.- Warknął. - Zawsze pragnąłem dla ciebie tylko szczęścia, nawet wtedy kiedy cię nie znałem.

Ramiona opadły bezsilnie wzdłuż mojego ciała odrywając się od jego napiętej klatki piersiowej. Musiałam dać mu dokończyć i choć, ani odrobinę nie spodobało mi się to co powiedział, musiałam znać całą prawdę.

- Wytłumacz się.

Dolny kącik jego ust uniósł się ku górze, a on sam zaczął stawiać powolne kroki, mijając sofę i stolik po czym skierował się do dużego tarasowego okna.

-Wiedziałem, że jesteś narzeczoną Bonneta.- Oparł rękę o ramę okna spoglądając w zachmurzone niebo. - Wiedziałem też, że go kochasz.- Skrzywił twarz i przerwał na moment- Czego kompletnie nie rozumiałem.

-Nie musiałeś.- Odpyskowałam, stając zaraz za nim. - Harry do cholery to moje uczucia, a Ty się nimi tak po prostu zabawiłeś.

Odwrócił się gwałtownie, stając na wprost mnie z zaciśniętą szczęką.

- Zdradzał cię wcześniej.- Zacisnął zęby patrząc prosto w moje oczy. - Ten człowiek nigdy na ciebie nie zasługiwał...

Wpatrywałam się w niego z niedowierzaniem, próbując poskładać wszystko co mi powiedział w całość.

-O czym ty mówisz Harry?- Mój głos stał się słabszy.

- Bonnet zdradzał cię przy każdej możliwej okazji.- Warknął, przytrzymując się fotela, który stał w bliskiej odległości. - Kiedy tylko wyjeżdżał w sprawach służbowych jak myślisz co tak naprawdę robił spędzając ten czas w Londynie czy w Paryżu?- Zadał pytanie, jednak nie przerwał ani na sekundę.- Jego firma upadała, bo zasrany z niego biznesmen. - Odwrócił się w moją stronę, rzucając mi przepraszające spojrzenie. Zupełnie jakby próbował mnie przeprosić za wszystkie słowa, które wypowiedział i mogły mnie zranić.

Skuliłam się jeszcze bardziej niż to możliwe, garbiąc plecy, a moim ciałem wstrząsnął dreszcz. Już sama nie wiedziałam czy z natłoku tych okropnych informacji czy może z zimna. Harry odszedł by zabrać z sofy koc i okrył moje nagie ramiona ściskając je na chwilę.

-Wiedział to też mój ojciec. - Spuścił wzrok, odwracając się do mnie tyłem. Wypuścił głośno powietrze i odchylił twarz do góry. Włożył dłonie do kieszeni spodni i zrobił kilka kroków, rozglądając się po pomieszczeniu.

- To twój ojciec zaproponował mu pieniądze. Wyjąkałam.- Dlaczego Harry?

- Bo znał mnie i widział jak na ciebie reaguje nawet kiedy jeszcze cię nie poznałem.- Wyjaśnił, zwilżając językiem wargi. - Musisz wiedzieć, że byłem temu przeciwny Cecillio.

Przetarłam zmęczoną twarz, rozmazując zapewne resztki tuszu, które pozostały na rzęsach. Czułam rozgoryczenie i rozczarowanie. Jak mogłam tego wszystkiego nie dostrzec.

-To oszust i krętacz, któremu zależało tylko na pieniądzach. A mój ojciec to wiedział.

Harry przyglądał mi się, po czym podszedł i ukucnął przede mną, łapiąc za moje dłonie, które ściskały ciepły koc, którym byłam owinięta.

- Byłem temu przeciwny, a jednocześnie wiedziałem, że ten sukinsyn zrobi wszystko dla swoich korzyści. - Mruknął przesuwając wzrokiem po mojej sylwetce. - W głębi siebie wiesz dobrze, że mówię prawdę.

Westchnęłam, próbując opanować swój oddech.

- Mogłeś temu zapobiec.

-Próbowałem Cecillio. - Wyjaśnił ledwie słyszalnym głosem. - Nie zgodziłem się, a mimo tego mój ojciec w tajemnicy przede mną ukartował całą tę farsę.

Złapałam za jego dłoń pocierając ją kciukiem.

-Przepraszam kochanie.- Wyszeptał w dalszym ciągu klęcząc przed moimi nogami. Ucałował wierzch dłoni by po chwili ułożyć głowę na moich kolanach.

_______________________________________

Spodziewaliście się?
Szkoda mi Cecilli 🙁
Myślicie że Harry mówi prawdę?
Bo nasza główna bohaterka chyba nie jest już niczego pewna🙄

Samych cudownych ostatnich dni wakacji Wam życzę 🤩
Bawcie się dobrze i bez szaleństw dzieciaki 😁
Ja marzę już o moim długim dwutygodniowym urlopie który niedługo się zbliża 🙈

Lovely gentleman  ZAKOŃCZONAWhere stories live. Discover now