rozdział XL

20.9K 672 70
                                    

Cisza panująca w całym domu sprawiła, że miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Słychać było jedynie nasze nierówne oddechy mieszajace się ze sobą. Byłam przerażona, sfrustrowana i kompletnie nie wiedziałam jak powinnam się teraz zachować. Lawrence stał przede mną na wyciągnięcie ręki, a jego dłonie znajdowały się w kieszeniach garniturowych spodni. Nie miałam pojęcia co kryło się w jego głowie, milczał przez dłuższy czas, a jego wzrok ani na moment nie spoczął na mnie. Cholernie obawiałam się właśnie panującej ciszy i obojętności, bo jak inaczej mogłam to nazwać... Harry nie próbował dopytywać, a ja nie miałam pojęcia co mogę zrobić. Wypuściłam wstrzymywane powietrze i miałam zamiar wyjść z kuchni. Oderwałam się od blatu chcąc zrobić pierwszy krok.

-Nigdzie nie idziesz.- Pewny głos mężczyzny rozniósł się echem po całym pomieszczeniu.

Wzdrygnęłam się a na moim ciele pojawiły się ciarki.

- Nie rozumiem tego Cece.- Jego zielone tęczówki uniosły się na mnie, a na jego twarzy dostrzegalne było zdziwienie. - Nie planujesz wiązać ze mną przyszłości?- Przerwał na chwilę, unosząc oczy ku górze. - Kochamy się. Nie rozumiem gdzie leży problem.- Jego ton głosu uspokoił się. Mówił niemal szeptem. 

Zamknęłam oczy, próbując powstrzymać łzy. On niczego nie rozumiał. Tak bardzo miałam ochotę po prostu porzucić tę rozmowę i wtulić się w jego silne ciało. Przestań w końcu o tym myśleć i zastanawiać się co przyniesie mi los.

-Oczywiście, że chcę. Marzę o tym Harry. Chcę spędzić z Tobą każdą chwilę, każdy ważny moment w moim życiu, chcę żebyś przy mnie był w tych najlepszych ale i najgorszych chwilach mojego życia.

Złapałam głęboki oddech i ułożyłam dłonie na opinającej jego barki niebieskiej koszuli. Zdezorientowane zielone tęczówki wpatrywały się w oczekiwaniu na moje dalsze słowa.

-Bardzo chciałabym żebyśmy mieli dzieci.- Wyszeptałam. -Wierz mi, ale nie jestem w stanie ci ich dać. 

Odwróciłam głowę, starając się ukryć napływające mi do oczu łzy. W miejscu, w którym się znajdowaliśmy słyszałam jedynie wyraźne bicie własnego serca.

- Cecillio.- Wypowiedział cicho, układając dłonie na moich policzkach. Wtuliłam się w jego ciepłe ręce, przymykając przy tym oczy. Zapach jego ciała i perfum, które w dalszym ciągu utrzymywały się na jego skórze koiły moje ciało i duszę. Pragnęłam już tylko ułożyć się do snu przytulona do jego ciepłego ciała, które sprawi, że odpłynę, nie myśląc o tym więcej. - Przepraszam.- Wyszeptał, otulając moje ciało ramionami.

Uniosłam głowę, obserwując jego zaciśniętą szczękę i usta układające się w wąski pasek. Stał wyprostowany w dalszym ciągu przytulając moje ciało, a dłońmi przesuwał po moich plecach. Był całkowicie opanowany za co byłam mu niesamowicie wdzięczna. Nie chciałam litości, żadnego współczucia i smutku. To właśnie on miał mi dać siłę i nadzieję, uświadamiając mi, że wszystko się jakoś ułoży.

- Nie miałem pojęcia.- Powiedział spokojnym głosem. - Nie czuj się winna z tego powodu. Niczego od ciebie nie oczekuję. Pragnę tylko twojego szczęścia.

Otworzyłam szeroko oczy, a mój żołądek zwinął się w ciasny supeł. Zdumiona wpatrywałam się w mężczyznę stojącego przede mną, który w dalszym ciągu stał wyprostowany na wyciągnięcie mojej ręki, a z jego twarzy nie dało się wyczytać żadnych emocji. Słowa, którymi mnie uraczył były najlepszym co mogłam usłyszeć, przez co moje napięte barki opuściły się, a ja sama poczułam jak schodzi ze mnie długo wstrzymywany ciężar.

- Wiem to, dlatego tak bardzo cię kocham - Wymamrotałam, przysuwając się i wtulając w jego ramiona. 

-Chcę to jeszcze raz usłyszeć.- Podniósł mój podbródek, zatrzymując swoje palce na mojej szczęce i o nią pocierając. Jego oczy iskrzyły, a oddech przyspieszał.

Lovely gentleman  ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz