Cisza panująca w całym domu sprawiła, że miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Słychać było jedynie nasze nierówne oddechy mieszajace się ze sobą. Byłam przerażona, sfrustrowana i kompletnie nie wiedziałam jak powinnam się teraz zachować. Lawrence stał przede mną na wyciągnięcie ręki, a jego dłonie znajdowały się w kieszeniach garniturowych spodni. Nie miałam pojęcia co kryło się w jego głowie, milczał przez dłuższy czas, a jego wzrok ani na moment nie spoczął na mnie. Cholernie obawiałam się właśnie panującej ciszy i obojętności, bo jak inaczej mogłam to nazwać... Harry nie próbował dopytywać, a ja nie miałam pojęcia co mogę zrobić. Wypuściłam wstrzymywane powietrze i miałam zamiar wyjść z kuchni. Oderwałam się od blatu chcąc zrobić pierwszy krok.
-Nigdzie nie idziesz.- Pewny głos mężczyzny rozniósł się echem po całym pomieszczeniu.
Wzdrygnęłam się a na moim ciele pojawiły się ciarki.
- Nie rozumiem tego Cece.- Jego zielone tęczówki uniosły się na mnie, a na jego twarzy dostrzegalne było zdziwienie. - Nie planujesz wiązać ze mną przyszłości?- Przerwał na chwilę, unosząc oczy ku górze. - Kochamy się. Nie rozumiem gdzie leży problem.- Jego ton głosu uspokoił się. Mówił niemal szeptem.
Zamknęłam oczy, próbując powstrzymać łzy. On niczego nie rozumiał. Tak bardzo miałam ochotę po prostu porzucić tę rozmowę i wtulić się w jego silne ciało. Przestań w końcu o tym myśleć i zastanawiać się co przyniesie mi los.
-Oczywiście, że chcę. Marzę o tym Harry. Chcę spędzić z Tobą każdą chwilę, każdy ważny moment w moim życiu, chcę żebyś przy mnie był w tych najlepszych ale i najgorszych chwilach mojego życia.
Złapałam głęboki oddech i ułożyłam dłonie na opinającej jego barki niebieskiej koszuli. Zdezorientowane zielone tęczówki wpatrywały się w oczekiwaniu na moje dalsze słowa.
-Bardzo chciałabym żebyśmy mieli dzieci.- Wyszeptałam. -Wierz mi, ale nie jestem w stanie ci ich dać.
Odwróciłam głowę, starając się ukryć napływające mi do oczu łzy. W miejscu, w którym się znajdowaliśmy słyszałam jedynie wyraźne bicie własnego serca.
- Cecillio.- Wypowiedział cicho, układając dłonie na moich policzkach. Wtuliłam się w jego ciepłe ręce, przymykając przy tym oczy. Zapach jego ciała i perfum, które w dalszym ciągu utrzymywały się na jego skórze koiły moje ciało i duszę. Pragnęłam już tylko ułożyć się do snu przytulona do jego ciepłego ciała, które sprawi, że odpłynę, nie myśląc o tym więcej. - Przepraszam.- Wyszeptał, otulając moje ciało ramionami.
Uniosłam głowę, obserwując jego zaciśniętą szczękę i usta układające się w wąski pasek. Stał wyprostowany w dalszym ciągu przytulając moje ciało, a dłońmi przesuwał po moich plecach. Był całkowicie opanowany za co byłam mu niesamowicie wdzięczna. Nie chciałam litości, żadnego współczucia i smutku. To właśnie on miał mi dać siłę i nadzieję, uświadamiając mi, że wszystko się jakoś ułoży.
- Nie miałem pojęcia.- Powiedział spokojnym głosem. - Nie czuj się winna z tego powodu. Niczego od ciebie nie oczekuję. Pragnę tylko twojego szczęścia.
Otworzyłam szeroko oczy, a mój żołądek zwinął się w ciasny supeł. Zdumiona wpatrywałam się w mężczyznę stojącego przede mną, który w dalszym ciągu stał wyprostowany na wyciągnięcie mojej ręki, a z jego twarzy nie dało się wyczytać żadnych emocji. Słowa, którymi mnie uraczył były najlepszym co mogłam usłyszeć, przez co moje napięte barki opuściły się, a ja sama poczułam jak schodzi ze mnie długo wstrzymywany ciężar.
- Wiem to, dlatego tak bardzo cię kocham - Wymamrotałam, przysuwając się i wtulając w jego ramiona.
-Chcę to jeszcze raz usłyszeć.- Podniósł mój podbródek, zatrzymując swoje palce na mojej szczęce i o nią pocierając. Jego oczy iskrzyły, a oddech przyspieszał.
CZYTASZ
Lovely gentleman ZAKOŃCZONA
RomanceCecilia Evans pragnie jedynie przetrwać ślub swojej dobrej znajomej, nie zwracając przy tym uwagi na swojego byłego narzeczonego. Los nie pozwala jej jednak długo cieszyć się samotnością. Oprócz burzliwej rozmowy z człowiekiem, którego niegdyś kocha...