rozdział XXV

24.7K 774 31
                                    

Moje serce zaczyna bić z zawrotną prędkością, a nogi uginają się pod ciężarem mojego ciała. W głowie mam tylko obraz szyderczego uśmiechu blondynki, która szybko opuszcza wystawę. Nie próbowała nic więcej dodać, po prostu wyszła, a ja nie byłam w stanie jej nawet zatrzymać. Miałam wrażenie, że tracę oddech, a ciało wcale nie próbuje ze mną współpracować. Opieram się o ścianę, odchylając głowę do tyłu, przymykam powieki i jedyne czego pragnę to znaleźć się jak najszybciej w swoim mieszkaniu. Ściskam mocno pasek od torebki i podejmuję jedyną słuszną decyzję. Wychodzę.

Mrugam usilnie powiekami pozbywając się wilgotności. Odnajduję Jake'a już po chwili by dostrzec w jego oczach przejęcie. Uśmiecham się krzywo i proszę by o nic nie pytał.

- Wrócę do siebie, proszę przeproś moich rodziców ode mnie, nie chce pokazywać się im w takim stanie.- mówię szybko, niemal nieskładnie, każde wypowiedziane słowo sprawia mi trudność. Gula w moim gardle stale rośnie, a ja nie mogę dłużej powstrzymywać płaczu.

- Cece nie mam pojęcia co się stało, ale na pewno nie zamierzam pozwolić ci kierować w takim stanie.- Łapie mnie pod łokieć prowadząc w stronę wyjścia. – Wrócę z Tobą.- mówi twardo, patrząc mi prosto w oczy.

- Nie, Jake, chcę być sama. Wyjaśnię ci wszystko, ale nie teraz. – Opieram czoło o jego klatkę piersiową, próbując złapać oddech.

- Martwię się, nie mam pojęcia co ci jest.

- Po prostu chce być już w swoim domu, chcę odpocząć. – wyjaśniam smętnie kiedy obraz przede mną coraz bardziej się rozmazuje.

- Stój tu.- Ściska mi ramiona, próbując mnie przekonać. – Nie dam ci kluczyków.

Po chwili stoję już sama, na nieoświetlonym tarasie, a złość jaką czuję, niemal rozrywa mnie na kawałki. Kucam przy ścianie łapiąc się za włosy. Nie mam pojęcia co dalej ze sobą zrobić. Mogłabym nie zauważyć? On tak dobrze się krył? Dlaczego to Lydia mi o tym powiedziała? Każde kolejne pytanie doprowadza mnie do obłędu, niesamowitej wściekłości i rozczarowania.

- Zabieram cię do domu Cece.- Blondyn pomaga mi wstać i prowadzi prosto do auta.

Wsiadam, zajmując miejsce pasażera. Odjeżdżamy, a w samochodzie słychać pikanie, to prawdopodobnie problem moich niezapiętych pasów, ale nie przejmuje się tym. Uparcie siedzę dalej wpatrując się w swoje dłonie. Mój przyjaciel zjeżdża na pobocze, po czym pochyla się nade mną i zapina mnie bym była bezpieczna. Nie rozglądam się na boki, patrzę przed siebie. Jest ciemno, a światła nadjeżdżających z naprzeciwka samochodów rażą mnie w oczy. Obraz jest rozmazany, pewnie to przez ciągle wilgotne oczy i łzy, których nie mogę się pozbyć. Próbuje się uspokoić, nie chce znowu przez to przechodzić, ale to tak bardzo trudne.

- Jesteśmy.- głos blondyna wyrywa mnie z tego letargu.- Chodź kochanie, położymy się spać.- mówi to tak spokojnym głosem, że mam ochotę rozpłakać się jeszcze głośniej. Posłusznie kiwam głową kiedy łapię mnie za ramię i ciągnie w swoje ramiona.

- Położysz się teraz a ja zrobię Ci herbatę.- Prowadzi mnie do mojego apartamentu, opowiadając o smaku mojej ulubionej zielonej herbaty. Smakuje połączeniem pomarańczy i lasu, czuć też herbatniki a może też goździki. Nie jestem pewna, chociaż całość smakuje wybornie. Kojarzy mi się ze świętami, a to z dobrymi wspomnieniami. 

Siadam wygodnie na kanapie, jestem spokojniejsza kiedy odstawiam kubek i przykrywam się szczelniej przyniesionym wcześniej kocem. Patrzę na Jake'a. Nie odezwałam się do niego nawet jednym słowem odkąd znaleźliśmy się w moim apartamencie. I choć chciałabym mu to wszystko wyjaśnić a nawet odczuwam taką potrzebę, bo nie marzę o niczym innym jak o pozbyciu się z siebie upokorzenia, złych emocji i złości jaką czuję, to dalej wpatruję się jedynie w jego koszulę przyozdobioną motywem czerwonych róż.

W tej panującej ciszy słyszę jedynie od czasu do czasu mój wibrujący telefon. A mimo to ani razu nie podniosłam się by zerknąć na ekran aparatu. Powiadomienia stają się bardziej natarczywe aby już po chwili dało się usłyszeć głośny dźwięk dzwoniącej komórki.

- To Lawrence. – Blondyn zatrzymuje wzrok na mojej twarzy, jakby próbował się na niej czegoś dopatrzeć. Kiwam głową na znak, że rozumiem, ale nie zamierzam odbierać.

- To o niego chodzi prawda? Co on Ci zrobił?- kuca pod kanapą i łapie mnie za ręce.

- Po prostu nie chcę z nim gadać. Jestem całkowicie wykończona, zostaniesz na noc?- pytam, chcąc zmienić temat. 

Blondyn kiwa głową, po czym wyciąga dłoń w moją stronę. Odkładam koc i podaję rękę przyjacielowi. Próbuję się uśmiechnąć, dając mu znak jak bardzo jestem mu wdzięczna za to, że został. I choć nie wyjaśniłam mu niczego czuję niesamowitą ulgę kiedy jest blisko i wiem, że mogę na nim polegać. Po raz kolejny słyszę sygnał dzwoniącego telefonu, ale nawet się za siebie nie odkręcam. Doskonale wiem kto to, a ja nie jestem w stanie z nim w tym momencie niczego wyjaśniać. Zapalam lampkę na stoliku nocnym i przysiadam na krawędzi łóżka. Jake zostawia mnie samą dając mi znak, że zamierza wziąć prysznic a przy tym dać mi chwilę swobody. Układam się wygodnie zakrywając pościelą pod samą szyję, jest mi zimno, nie jestem pewna czy odkręciłam ogrzewanie. Próbuję nie myśleć, skupić się na nadchodzącym śnie, ponieważ czuję jak bardzo jestem zmęczona płaczem. Wtulam się w poduszkę, zaciskając na niej palce. Za chwilę czuję ciepłe ciało, przysuwające się do mnie i obejmujące mnie ramiona. Po chwili zasypiam.

Jest gorąco, mam wrażenie jakbym przykryta była kilkoma warstwami koców. Wyciągam ręce do góry, rozciągając przy tym ciało. Nie otwieram jednak oczu, chce dalej spać. Słyszę jednak jakieś dźwięki dochodzące z salonu. Przesuwam dłońmi po materacu chcąc wyczuć postać przyjaciela, jednak zdaję sobie sprawę, że go przy mnie nie ma. Próbuję się tym nie przejmować i dalej zapaść w krainę snów. Odkrywam się tylko delikatnie, układając wygodnie. Głosy stają się coraz wyraźniejsze przez co zaczynam się wiercić a już po chwili siadam wyprostowana, opierając się o zagłówek łóżka. Podnoszę się i kieruję do drzwi. Otwieram je powoli i wychodzę by korytarzem przejść do pokoju dziennego. Jestem zaspana i zmęczona ale od razu rozpoznaje głos Harry'ego. Przystaję przy ścianie nasłuchując ich rozmowę.

- Zejdź mi z drogi. – Jest zdenerwowany, a ja sama kulę się pod wpływem tonu jego głosu.

- Chyba sobie żartujesz, jest pierwsza w nocy.- Jake jest jego całkowitym przeciwieństwem. Jego spokój w takich sytuacjach zawsze mi mocno imponował. 

- Mam wrażenie, że za często tu przebywasz. Możesz wracać do siebie, teraz to ja z nią zostanę.

- Nie ma mowy. Ona nie chce cię widzieć.- Słyszę dobitny głos przyjaciela.

Powinnam im przerwać, wiem, że Harry nie odpuści, a ja jestem wystarczająco znużona i zmordowana by doczekać się tu jeszcze sąsiadów, którzy mogą to wszystko usłyszeć przez otwarte drzwi wejściowe. Wychodzę więc na środek korytarza, owinięta puchatym szlafrokiem przyglądając się im. Nie mija nawet sekunda kiedy brunet mnie zauważa po czym rusza w moją stronę. Odsuwam się dalej i wyciągam przed siebie rękę.

- Nie.- mówię głośno, robiąc kilka kroków w tył. – Nie podchodź.

Wyraźnie zdezorientowany, spowalnia ale się nie zatrzymuje. Jest coraz bliżej wyciągając dłoń do mojego policzka.

- Powiedziałam nie! Nie dotykaj mnie Lawrence. 

_______________________________________

Wracam! Dzień dobry kochani, powinnam się uczyć, ale ten rozdział pisało mi się tak dobrze 😏
Trochę się dzieje 🙈
Co myślicie? Jak Harry będzie próbował to wyjaśnić, a może Cece go wyrzuci?

Pozdrawiam Was cieplutko 😘

Lovely gentleman  ZAKOŃCZONAWhere stories live. Discover now