rozdział XVII

28.6K 887 261
                                    

Zakładając na siebie czerwoną sukienkę usłyszałam głosy wydobywające się z mojego niewielkiego salonu. Próbowałam rozszyfrować do kogo mogą należeć, w końcu Jake nadal był u mnie, przygotowując się na dzisiejsze wyjście do klubu, w którym miały odbyć się urodziny naszej znajomej- Abigail. Wyszłam ubrana zabierając ze stolika swoją czarną kopertówkę i telefon. Na kanapie siedział mój przyjaciel z Sophią, dyskutując o czymś zawzięcie.

- O co tym razem się kłócicie?- zadałam pytanie, chcąc zwrócić ich uwagę.

- Prowadzimy jedynie konstruktywną dyskusję. Sophia nie potrafi zrozumieć, że jej torebka nie pasuje do tych butów.- wyjaśnił, wskazując na jej szpilki.- Panterka i sznurowane szpilki się ze sobą po prostu gryzą. Powinnaś to wiedzieć, zaraz znajdę Ci coś w szafie Cecilii- dodał, wymachując rękami. Uśmiechnęłam się krzywo widząc minę blondynki. Naprawdę nie wiedziałam w czym widział problem, dla mnie nie miało to specjalnie różnicy, ale skoro on to widział musiało być coś na rzeczy.

Skinęłam głową Sophii, by dała sobie spokój i pozwoliła mu wybrać torebkę, która jego zdaniem będzie pasować. Dziewczyna widząc mój gest podążyła za mną do kuchni, wpatrując się w butelkę czerwonego wina, które stało na blacie obok ułożonych w stosik owoców.

- Czy może być jeszcze bardziej nieznośny?- jęknęła, wychylając kieliszek i dopijając resztkę czerwonego napoju.

- Myślałam, że już się przyzwyczaiłaś- zaśmiałam się głośno, widząc jak przewróciła oczami.
Podążyłam wzrokiem za Sophią, która stanęła przy lustrze, sprawdzając swój wygląd.

- Myślisz, że to wygląda dobrze?- odwróciła wzrok w moją stronę. Jej ciemna, obcisła sukienka przylegała do niej jak druga skóra, a długie włosy ułożone w fale dopełniały całego looku. Przechyliłam głowę, udając, że się zawzięcie zastanawiam.

- Wyglądasz zniewalająco.- prychnęłam. Podałam jej ponownie napełniony kieliszek wina i skierowałam się na kanapę. Blondynka zajęła miejsce obok mnie, kładąc stopy na stoliku przed nami.

- Wiesz do którego klubu idziemy?

- Abigail wspominała coś o Luxie, ma mi napisać czy nic się nie zmieniło.- odpowiedziałam.- Możliwe, że pojawi się Harry. -dodałam spokojnie, choć w środku aż się we mnie gotowało.

Głowa Sophii poderwała się z oparcia sofy, a ona przy tym zmrużyła skośnie oczy.- Coś Ty powiedziała?

- Um, chyba idziemy do Lux.

- Później.

- Abigail ma mi napisać czy na pewno się tam wybieramy?

-Cece!- skarciła mnie. Odwróciłam się, szeroko się uśmiechając w jej stronę.

- Okeeej, Harry prawdopodobnie się tu pojawi.- mruknęłam.- Nie rozumiał, że mamy dzisiaj plany, próbowałam mu to wytłumaczyć, ale on jest taki.. władczy, nie chciał słyszeć odmowy.- skubałam skórki przy paznokciach, mówiąc coraz ciszej.- Jakoś tak wyszło- podniosłam głowę, patrząc na przyjaciółkę, która wyglądała na nieco rozbawioną, jednocześnie delikatnie wkurwioną, a jej ręce zawzięcie ściskały poduszkę na jej kolanach.- Wprosił się!

- Wiesz, że to urodziny Abigail, naprawdę nic mi do tego, ale tam będzie masa naszych znajomych! Cece czy Ty o tym pomyślałaś?

- Och nie będzie tak źle, myślę, że on nie lubi takich klimatów i jak tylko dowie się dokąd jedziemy odpuści.- wyjaśniłam, próbując wierzyć w swoje słowa.

- Może też się okazać, że jest świetny we wszystkim, a wy skończycie pieprz...

- Nie kończ!- pisnęłam, rzucając w nią drugą poduszką. Wykonała szybki unik, szczerząc się szeroko, zanim wybiegła w stronę mojego pokoju. Usłyszałam tylko śmiech Jake'a zanim dotarł do mnie dźwięk dzwonka do drzwi. Rozejrzałam się po pokoju, szukając zegarka. Harry miał pojawić się o siódmej. Poczułam skurcz żołądka, widząc godzinę. Poprawiłam w lustrze włosy i pociągnęłam sukienkę w dół, po czym otworzyłam drzwi.

Harry stał oparty o futrynę, w ręku trzymając białe wino. Jego oczy powiększyły się kiedy zlustrował mnie wzrokiem. Wzdrygnęłam się i odsunęłam, wpuszczając go do środka.

- Cześć- powiedziałam nieśmiało.

- Ta sukienka jest zdecydowanie za obcisła. Jeżeli mamy zamiar gdzieś wyjść, idź się przebrać- zażądał.

-Chyba sobie żartujesz Harry. Nie przebiorę się.

- Cecilio wyglądasz cholernie dobrze, ale nie wyjdziesz stąd dopóki się nie przebierzesz.- wyjaśnił już spokojniej.

- Nie ma takiej opcji. Nie widzę problemu, a ta sukienka bardzo mi się podoba.

Jego dłoń natychmiast powędrowała na moją talię, przyciskając moje ciało do jego sylwetki. Podniósł mój podbródek zmuszając mnie do podniesienia głowy. Przybliżył swoje usta do mojego ucha, przysuwając się najbliżej jak było to możliwe.

- Przelecę Cię właśnie tutaj, na tej ścianie jeżeli za chwilę się nie przebierzesz.

Moja twarz wyglądem w tym momencie musiała przypominać dorodnego pomidora, miałam wrażenie, że mój mózg przestał prawidłowo funkcjonować, a wypowiedzenie składnego zdania stało się czymś arcytrudnym. Zarzuciłam ramiona na jego barki, chcąc się do niego przytulić by ukryć moje zażenowanie. Nigdy nie byłam typem wstydliwej osoby, jednak przy nim czułam się jak dziecko. Jego ramiona opiekuńczo objęły mnie, co pozwoliło mi przycisnąć swoje ciało do jego wyrzeźbionego torsu.

Odsunął się nieznacznie przekraczając próg mojego mieszkania. Zdążyłam jedynie chrząknąć kiedy za nami pojawili się moi przyjaciele. Spojrzałam na trzy zmieszane spojrzenia. Harry szybko się ocknął, przydziewając na twarz jeden ze swoich szelmowskich uśmiechów.

- Cześć Sophia- powiedział swobodnie, podając jej dłoń. Zacisnął szczękę odwracając się do blondyna, który był niewiarygodnie onieśmielony.

- Umh. Harry pamiętasz też Jake'a? To mój wspólnik.- wymruczałam cicho.

- Tak oczywiście, witaj Jake.- jego błyszczące oczy skierowane były prosto na moich znajomych.

- Tak, to my zadzwonimy do Abigail i zamówimy taksówkę- mówili niemal jednocześnie, ciągnąc się wzajemnie do niewielkiej kuchni.

- Pojedziemy z moim kierowcą. A teraz wybaczcie, Cecilia musi się przebrać.

Chwycił mnie za dłoń, ciągnąc za sobą. Ciekawskie spojrzenia przyjaciół zginęły za rogiem, kiedy wkroczyliśmy do mojego pokoju.

- Harry! Mogłeś być milszy- przewróciłam oczami, patrząc jak rozgląda się po pomieszczeniu.

- Nie spodziewałem się tego. Dokąd wychodzimy wieczorem?

Odeszłam do szafy, szukając nowego stroju na dzisiejszy wieczór.

- Idziemy do klubu, nie wiem jak Ty.- posłałam w jego stronę zadziorny uśmiech.

Podniósł się natychmiast z fotela, a odgłos jego kroków rozchodził się po całej sypialni. Jego klatka piersiowa unosiła się nieznacznie, kiedy przybliżał się do mnie.

- Żadnych obcisłych sukienek, ktoś może Cię dotknąć.

_______________________________________

Wiem, że bardzo długo kazałam Wam czekać 😕 Ale w końcu zebrałam się w sobie! A ten rozdział, pisało mi się niewiarygodnie sprawnie, w końcu doczekałam się weny 🤩

Mam nadzieję, że się podoba, zachęcam też do komentowania, to bardzo wiele dla mnie znaczy ☺️

Pozdrawiam cieplutko misie😘

Lovely gentleman  ZAKOŃCZONAWhere stories live. Discover now