rozdział XXXVIII

22.9K 682 33
                                    

Jakimś sposobem jeszcze w tym samym tygodniu po kolacji u moich rodziców zdążyliśmy wprowadzić się do nowego lokum. Większość tego czasu spędziłam w swoim apartamencie robiąc porządki i sortując najpotrzebniejsze rzeczy razem z moimi przyjaciółmi. I choć ten czas poświęcili na dokuczanie sobie i wzajemne przekrzykiwanie swoich poglądów co do seriali, jedzenia, ubioru i innych mało istotnych spraw to naprawdę byli przydatni. Jake przez większość czasu streszczał nam reality show z Kardashiankami w rolach głównych podczas gdy my przewracałyśmy oczami i ziewałyśmy dając mu jasny sygnał, że to najgorszy możliwy temat, który mógł rozpocząć. Krzątaliśmy się po moim mieszkaniu wynajdując coraz to pokaźniejszą stertę ciuchów, o których nie miałam pojęcia, że gdzieś tu są i czekają na swoją kolej.

Byłam pewna, że apartament narazie będzie stał pusty, nie zamierzałam go wynajmować czy sprzedawać. Kochałam to miejsce, zresztą mieszkałam tu dobre pięć lat. Każde pomieszczenie wiązało się z inną historią. Zazwyczaj były to przyjemne wspomnienia, czasem żenujące o których chciałabym zapomnieć, ale zdecydowana większość kojarzyła mi się z ludźmi, których tu gościłam i ich zmartwieniami, uśmiechami i rozrywkami, które sobie zapewnialiśmy. Każdy moment spędzony w tym miejscu był częścią tego kim byłam obecnie.

Dzień podczas którego spakowałam wszystkie swoje dobytki, był też dniem kiedy Sophia oficjalnie powiedziała o ciąży, miażdżąc przy tym Jake'a. Blondyn był tak bardzo zdezorientowany, że przez dłuższy czas uraczał nas otwartą buzią i szokiem malującym się na jego twarzy. Nie dowierzając majaczył coś o dowodach i teście, jednak przymkął się jak tylko Sophia wyciągnęła zdjęcie swojego pierwszego usg. Przyglądałam się jej twarzy nie dostrzegając na niej ani odrobiny rozczarowania czy niechęci. Moja przyjaciółka może i jest nieco zlękniona i speszona kiedy o tym mówi, ale kto by nie był przygotowując się na taką rolę, szczególnie niezapowiedzianą. Byłam z niej dumna i naprawdę cieszyłam się jej szczęściem. Zasługiwała na to, zresztą Jeremy okazał się być świetnym facetem, który od razu wczuł się w rolę przyszłego ojca, proponując jej wspólne mieszkanie i zajęcie się nią.

Przyglądałam się po raz ostatni miejscu, w którym spędziłam długą część mojego młodego życia, upewniając się, że na pewno zabraliśmy wszystko co było potrzebne. Przez duże drzwi balkonowe wpadały ostatnie promienie zachodzącego słońca przez co uśmiechnęłam się nieznacznie. Uwielbiałam spędzać tu czas czytając książki, jedząc kolację czy po prostu wpatrując się w otaczający mnie świat. Przejechałam dłonią po beżowych, jasnych zasłonach, które sięgały aż do podłogi a nawet lekko się o nią opierały kiedy usłyszałam znajome głosy moich przyjaciół. Najwidoczniej zdążyli wrócić z pobliskiego sklepu.

-Co właściwie zamierzasz?- donośny głos Jake odbił się od pustych ścian pomieszczeń.

-Nie jestem już dzieckiem Jake, ogarnę to jakoś.- Figlarnie puściła mu oczko siadając na żółtym fotelu i łapiąc za pozostawiony do wystygnięcia kubek z zieloną herbatą. 

Przysłuchiwałam się ich rozmowie, nie odzywając się jednak. Złapałam za szczotkę, próbując rozczesać moje skołtunione włosy, które za długo związane były w koka. Przyglądałam się rozłożonym kosmetykom, które walały się tuż przede mną, na niewielkiej białej toaletce, którą planowałam zabrać ze sobą do nowego domu. 

- Wiem to Sophia, po prostu nie potrafię tego wszystkiego pojąć.- Przyznał cichym głosem. -No wiesz... Ty jesteś w ciąży, masz faceta, Cecillia pakuje ostatnie rzeczy, bo przeprowadziła się do Harry'ego, prawdopodobnie za chwilę będziemy organizować jej ślub i doczekamy się kolejnych bobasów. - Mówił nieskładnie, wymachując rękami jakby próbując stworzyć dramaturgię do tego co opowiadał.

- Czym ty tak właściwie się martwisz Jake?- Zadała pytanie, mrużąc przy tym oczy. -Jesteśmy dorośli, to całkiem normalne.

-Wiem, tylko każda z was zaczyna układać sobie życie, swoją rodzinę. Będziecie coraz bardziej zajęte, zapominając przy tym o starych przyjaciołach. - Westchnął wyraźnie zakłopotany.

Lovely gentleman  ZAKOŃCZONAWhere stories live. Discover now