rozdział XLIII

19.8K 652 44
                                    

Otaczająca mnie cisza dawała mi pewnego rodzaju spokój. Mogłam przemyśleć każde wypowiedziane zdanie przez Bonneta. I choć ten spokój pozwalał mi próbować zrozumieć wszystko co się wydarzyło, to jednak czułam, że nie mogę ufać tylko jego słowom. Od zawsze byłam rozważną i racjonalnie myślącą osobą, w każdym drobnym konflikcie uważałam by wysłuchać każdej ze stron, bo to dawało mi obraz na całą sytuację. Jednak wiedziałam, że nie jestem jeszcze gotowa by wrócić, nie chciałam się mierzyć z prawdą, która mogła się dla mnie okazać zbyt bolesna. A czułam to całą sobą.

I choć moje myśli krążyły przy jednym i tym samym temacie od wczorajszego popołudnia to jednak głośne burczenie w brzuchu przypomniało mi o głodzie. Dlatego skierowałam swoje kroki w stronę domku, otulając się szczelniej kardiganem, który miałam na sobie. Dzień był rześki, a silny wiatr sprawiał, że było zdecydowanie chłodniej niż mogło się wydawać. Ruszyłam prosto do kuchni chcąc przygotować sobie śniadanie. Złapałam za zielone jabłko z misy stojącej na blacie kuchennym kiedy usłyszałam dźwięk telefonu.

Zerknęłam na wyświetlacz a kiedy dostrzegłam imię bruneta zrozumiałam, że musiał dowiedzieć się, że nie ma mnie w domu. Mogłam się tego spodziewać, w końcu wczoraj w domu nie była tylko Jospehine, ale także ogrodnik i dwóch ochroniarzy, którzy na bieżąco informują Lawrence'a co się dzieje w posiadłości. Przeklęłam w duchu nie będąc pewną czy odebrać. Mimo ogromnej chęci usłyszenia jego głosu i dowiedzenia się prawdy, nie byłam pewna czy chcę tego właśnie teraz. To nie była rozmowa na telefon, musiał powiedzieć mi prawdę prosto w oczy. Dlatego odrzuciłam połączenie i napisałam krótką wiadomość tekstową, w której poinformowałam go, że chciałam odpocząć i gdzie się znajduję. Wiedziałam, że gdyby tylko usłyszał mój głos domyśliłby się, że coś jest nie tak. Lawrence nie mógł wiedzieć co się stało, w końcu jest w San Diego i wraca dopiero za kilka dni, co mnie nieco uspokajało.

Spokojnym krokiem weszłam do kuchni zabierając ze sobą sok jabłkowy i rogaliki, które miały być moim śniadaniem. Na ganku na którym ustawiony był niewielki stół i dwa krzesła już ustawione były naczynia i mój ulubiony truskawkowy dżem. Krzątając się po domu usłyszałam dźwięk sygnalizujący nową wiadomość w smartfonie. 

"Chcę z Tobą porozmawiać, odbierz telefon."

Odłożyłam urządzenie, łapiąc w tym czasie za parujące naczynie z herbatą. Próbowałam upić łyk gorącego napoju kiedy na nowo rozdzwonił się mój telefon. Przez krótką chwilę zawahałam się po czym przeciągnęłam palcem na zieloną słuchawkę.

- Cecillio.- Usłyszałam głos, za którym tak bardzo tęskniłam. 

-Harry.- Odpowiedziałam ściszonym głosem.- Napisałam ci, że jestem w domku rodzinnym moich rodziców, wszystko jest w porządku.- Zacisnęłam zęby, prosząc w duchu o stabilny głos.

- Dlaczego nie ma cię w domu?- Zadał pytanie. - Wiem, że coś się stało.

Przełknęłam ślinę, nie przerywając mu jednak.

-Rowan poinformował mnie, że wyszłaś wczoraj późnym wieczorem.- Wyjaśnił. - Płakałaś... Chcę wiedzieć co się wydarzyło.- Jego ochrypły, mocny głos nawet przez telefon przyprawiał mnie o ciarki.

- To nic.. Miałam po prostu gorszy dzień.- Wyjaśniłam, chcąc zbyć jego pytania.- Jesteś już po spotkaniu?- Zadałam pytanie.

- Nie zmieniaj tematu Cecillio. Proszę cię, wróć do domu. - Jego stanowczy głos rozbrzmiał w słuchawce, przez co westchnęłam.

- Po prostu chcę odpocząć Harry. -Wyjaśniłam.- To tylko kilka dni, które zamierzam spędzić sama, bez pracy i jakichkolwiek telefonów. 

- Uwielbiasz swoją pracę... Nie rozumiem dlaczego tak nagle wyjechałaś. - Mówił coraz bardziej przejęty.

Lovely gentleman  ZAKOŃCZONAWhere stories live. Discover now