Rozdział XXII

29.4K 847 91
                                    

Moje ramiona napięły się, a ja sama zesztywniałam pod wpływem zielonych tęczówek wpatrujących się we mnie. Nabrałam głośno powietrza w płuca, a palce od rąk skubały materiał mojej sukienki. W głowie kotłowały się myśli, a wyobraźnia podsuwała co raz to nowe wyobrażenia śledzącego mnie bruneta. A może kogoś do tego wynajął? O czym ja do cholery myślę? Przymknęłam powieki i zaśmiałam się w duchu, nie mamy po piętnaście lat żeby się tak zachowywać. A już na pewno nie on.

- I to cię tak zdenerwowało?- wychrypiałam, przechylając głowę w bok. – Właściwie dlaczego miałabym się z czegokolwiek tłumaczyć?

- Cecillio nie pogrywaj sobie ze mną. Nie mam na to ochoty.- zagroził, przesuwając palcami po odkrytej skórze moich ramion.

- To przestań zachowywać się jak apodyktyczny dupek!- mój głos zadrżał zdradzając moje zniecierpliwienie i niezrozumienie całej tej sytuacji. – Zacznij ze mną normalnie rozmawiać. Chcę wiedzieć skąd wiesz, że w moim biurze był wtedy Alexander?

Odwróciłam się i przeszłam w głąb salonu gestem zapraszając go do środka. Harry napiął szczękę słysząc moje słowa i ruszył prosto za mną rozsiadając się wygodnie na dużej czerwonej kanapie. Śledziłam jego ruchy stojąc w bezpiecznej odległości i skubiąc skórki przy paznokciach.

- Nie zaproponujesz mi czegoś do picia?- rzucił sarkastycznie, wymownie jeżdżąc wzrokiem po mojej sylwetce.

- Oczywiście panie Lawrence gdzie moje maniery, napije się Pan czegoś?- uśmiechnęłam się drwiąco zastanawiając się ile jeszcze potrwa ta przepychanka.

Ruszyłam w stronę kuchni słysząc prośbę o wodę. Otwierając szafkę usłyszałam dźwięk poruszającego się ciała. W kilka sekund był tuż przy mnie a jego oddech był coraz bardziej wyraźny, zupełnie jakby odległość którą przebył z salonu do kuchni sprawiła mu trudność.

Stanęłam przed małą wysepką zaciskając palce na krawędzi blatu przez co opuszki palców mocno się zaczerwieniły. Westchnęłam głośno czując się po prostu zmęczona ostatnimi wydarzeniami. Harry stanął za mną i objął moją talię ochoczo przyciągając moje ciało jeszcze bliżej siebie. Czułam jak przejeżdża swoim gorącym oddechem po moim odsłoniętym karku i ramionach.

- Byłem wtedy w restauracji.- mówi cicho kiedy nadal stoję zakleszczona w jego ramionach.

To było dwa dni temu, przecież powinien być w tym czasie w Seattle. A przynajmniej miałam prawo tak sądzić, bo przecież nie odezwał się kiedy wrócił. Ale czy mogłam wymagać od niego wiadomości od razu po powrocie? Czy mogłam się temu dziwić? Nie byliśmy parą, nie określiliśmy się w żaden sposób, nie rozmawialiśmy o tym, a jednak o ile się dało spędzaliśmy ze sobą każdą wolną chwilę. Może tylko ja to tak odczuwałam, nie byłam już niczego pewna.

- Przyszedłem po dokumenty dla mojej matki, nie zamierzałem Ci przeszkadzać, zresztą sam miałem sajgon w biurze. – wyjaśnia spokojnie odwracając mnie twarzą do siebie. Oparłam się mocniej o blat chcąc zyskać przestrzeń, poczułam, że będę potrzebowała całej silnej woli i zdrowego rozsądku by doprowadzić tę rozmowę do końca. Ale patrząc na jego przystojną twarz i błyszczące oczy to wydawało się niemożliwe.

- Dlaczego miałoby cię to zdenerwować?- przechyliłam głowę w bok dając mu znać, że oczekuję odpowiedzi.

- Mówiłaś, że się dla Ciebie nie liczy.- wyrzucił z nutą wrogości w głosie.

- Bo to prawda. To, że pojawił się u mnie w gabinecie nic nie znaczy. Nie rób afery tu gdzie jej nie ma. 

- Nie chce, żebyś miała z nim cokolwiek wspólnego. – Oparł dłonie o moje ramiona, pocierając je delikatnie.

Lovely gentleman  ZAKOŃCZONAWhere stories live. Discover now