rozdział I

81.4K 1.4K 249
                                    


Stoję właśnie naprzeciw witryny sklepowej, rozglądając się na boki w poszukiwaniu mojej najlepszej przyjaciółki Sophii, która podobno już od 5 minut jest w pobliżu.
To jej okropny nawyk udawania, że już dawno jest na miejscu, gdzie prawdopodobnym okazałoby się, że wybiega właśnie z metra.
Przyglądam się długiej kwiecistej sukience w kolorze brązu, kiedy ktoś szturcha mnie w ramie.

-Przepraszam Cece, byłabym wcześniej, ale mega przystojny koleś właśnie zaprosił mnie na kawę!
Umówiłam się z nim na jutro! Gdybyś tylko go widziała! Był tak bardzo czarujący...

Uśmiechnęłam się delikatnie, próbując nie przewrócić oczami. Była dziewczyną, za którą oglądała się większość męskiej populacji, przyciągała uwagę, była czarująca i zabawna. Korzystała z tego do woli, adorując co raz to nowych mężczyzn. Sama była lekkoduchem i bardzo szybko potrafiła się zauroczyć.

-Przepraszam, rozmarzyłam się. To co wchodzimy?-złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę wejścia.

Rozpoznałam jej zamglone, zdecydowanie zauroczone spojrzenie i wiedziałam, że tego spotkania sobie na pewno nie odpuści. Sophia jest piękną blondynką o niebieskich oczach, z wyraźnie wysportowaną sylwetką. To oczywiste, że przyciąga facetów jak magnes. Mimo to wciąż szuka "tego jedynego".

- Świetnie, to wejdźmy w końcu do środka. Wiesz, że najchętniej oszczędziłabym sobie tych całych zakupów, gdyby nie fakt, że muszę wyglądać jak pieprzona modelka z okładki Vogue'a.

Sophia pokiwała głową w zrozumieniu, zauważyłam w jej oczach skupionych na mnie cień niepokoju. Skrzywiłam się lekko w półuśmiechu dając jej znak, że wszystko jest w porządku.

- To kto to był? Kogo poznałaś?- zaczęłam spokojnie.

Na jej twarzy natychmiast zaczął pojawiać się coraz większy uśmiech. Jej lśniące oczy ciskały we mnie iskierkami radości.

- Ma na imię Jeremy, wpadliśmy na siebie oboje bardzo się śpiesząc- mówiła przejęta.- Przecież nie chciałam żebyś czekała- rzuciła mi ukradkowe spojrzenie.

- Idziecie jutro na kawę? Przyprowadź go do mnie, chętnie przekonam się czy faktycznie jest taki czarujący. Mogę załatwić wam stolik na zewnątrz z widokiem na Water street.- zakomunikowałam.
Jej uśmiech powiększył się jeszcze bardziej, o ile w ogóle było to możliwe.

- Dzięki Cece, ale już zaproponował miejsce. Następnym razem.- rzuciła szybko, rozglądając się na boki salonu.

- W porządku. Dobra, idę  w końcu do przymierzalni.- rzuciłam szybko w jej kierunku.

Ślub ciotki mojego byłego narzeczonego, który będzie miał miejsce za dwa dni, dręczy mnie od dłuższego czasu. Spotkanie z Alexandrem wcale nie jest mi na rękę. A jestem przekonana, że tam będzie, to w końcu jego najbliższa rodzina.

Cóż, kiedy jeszcze byliśmy razem z tym podłym, wrednym, małym gnojkiem, nazywanym przez mnie narzeczonym przez dobre dwa lata zdążyłam się naprawdę zaprzyjaźnić z większością jego rodziny, a szczególnie z jego ciocią Amelią.

Alexander i ja mieliśmy burzliwe rozstanie, mówiąc delikatnie. Pół roku przed ślubem okazało się, że ten wypierdek romansuje ze swoją pracownicą, która rzekomo była pomocną dłonią przy sprawdzaniu dokumentów, kiedy zostawał w pracy po godzinach. Jasne, że musiała być świetną pomocną dłonią, już ja doskonale wiem co miał na myśli mówiąc mi to co drugi dzień...

Dowiedziałam się o tym kiedy chciałam mu zrobić niespodziankę na jego urodziny wieczorem w jego biurze. Ubrana niemal jedynie w płaszcz, mając pod spodem cienką sukienkę i koronkową bieliznę wparowałam tam z jego ulubionym winem w jednej dłoni, w drugiej trzymając koszyk z przygotowaną wcześniej kolacją, kiedy on w tym czasie był w trakcie jakiegoś ostrego i gorącego seksu ze swoją asystencką wywłoką. Bonnet okazał się być wredną francuską świnią, który uwielbiał wszystko co związane z jego francuskim pochodzeniem, a ja uwielbiałam jego, oczarowana jego wyglądem, charakterem, inteligencją i oczywiście zmysłowym francuskim, którym posługiwał się na co dzień, bo był pieprzonym Francuzem.

Lovely gentleman  ZAKOŃCZONAWhere stories live. Discover now