rozdział XXIV

27.7K 778 198
                                    

Będąc już w domu i przebierając się w luźną, zwiewną butelkowozieloną sukienkę pisałam wiadomość do mojego przyjaciela, przypominając mu o wystawie mojej mamy. Wiedziałam, że Harry nie jest w stanie się dzisiaj pojawić, ewentualnie późnym wieczorem, dlatego zdecydowałam się na towarzystwo blondwłosego przyjaciela całej rodziny. Jake miał pojawić się lada moment, dlatego chowałam w pośpiechu wszystkie potrzebne rzeczy do torebki. Byłam rozgrzana, przez co włosy falowały się znacznie bardziej i choć ten widok zazwyczaj mnie irytował to dzisiaj zdecydowanie podobało mi się moje odbicie w lustrze. Dopieszczając policzki różem usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi za którymi za chwilę ujrzałam głowę Jake'a.

- Hej mała, gotowa? – przyjrzał mi się po czym jego twarz przybrała śmieszną minę, która miała oznaczać zachwyt. Jego teatralne przedstawienia nie robiły już na mnie większego wrażenia choć nadal był przy tym uroczo zabawny.
-Postarałaś się!- zagwizdał.- A to wszystko bez mojej pomocy.-Przewróciłam oczami ciągnąc go w stronę wyjścia. Oklaski były już zbędne...

- Przestań się wygłupiać, zaraz będziemy spóźnieni jeśli dłużej tu postoimy. – Zamknęłam apartament i skierowaliśmy się na podziemny parking.

Droga do nowo otwartej galerii była krótka, toteż już po dziesięciu minutach byliśmy na miejscu. Przez większość drogi Jake rozprawiał o weekendzie spędzonym na przyjęciu urodzinowym brata, które nie okazało się wcale spełnieniem jego marzeń. Blondyn poznał na uroczystości nową dziewczynę swojego brata. Jessica nie do końca wpasowała się w kanon jego ulubionych znajomych, okazując się zimną, wyrachowaną z zacięciem homofobicznym panią psycholog, która ewidentnie ma problem z akceptacją ludzi różniących się od niej samej.

Już jej nie lubiłam. Tego byłam pewna. Jake był najmilszą osobą, jaką dane mi było poznać i nie pragnęłam dla niego niczego więcej jak miłości, otwartości i zrozumienia od najbliższych, z którymi leczył swoje relacje.

- Chodźmy Jake, moja mama oszaleje z radości kiedy cię zobaczy.- zgarnęłam go bliżej chcąc podratować resztki jego odchodzącego humoru. Jego twarz się rozjaśniła a zęby wyszczerzyły w szczerym, przyjaznym uśmiechu.

Na wejściu zgarnęliśmy lampkę z musującym prosecco, które pysznie rozchodziło się po naszych kubkach smakowych a to z pewnością podniesie nasze nastroje. Weszliśmy głębiej przyglądając się wernisażowi. Byłam dumna oglądając zdjęcia w powiększonej formie i świetnej rozdzielczości o nasyconych barwach, które całkowicie oddają charakter podróży mamy po krajach azjatyckich i europejskich. Wchodząc przez oszklone oświetlane małymi światełkami drzwi, dostrzegłam obrazy mamy, a przy nich ją samą w objęciach taty.

- Jestem zachwycona.- Szepnęłam jej do ucha podchodząc cicho i wtulając się w jej bok.

- Dziękuję kochanie, Patrick jest świetnym fotografem. Jake mam nadzieję, że Tobie również się podobają zdjęcia?- Jej życzliwy uśmiech nie dawał możliwości odpowiedzenia negatywnie. Przyjaciel potwierdził moje słowa, wchodząc w głębszą dyskusję z moją matką.

Kolaż zdjęć przyjaciela mamy miał okazać się wstępem przed jej wystawionymi obrazami. Głównymi pracami miały być pejzaże, ukazujące jej postrzeganie miast, w których przyszło jej mieszkać przez blisko kilka miesięcy. Przypominając sobie ten czas, kiedy była poza domem a tato nie potrafił do końca znaleźć sobie miejsca wcale nie miałam ochoty na żadne powtórki a ulga kiedy wróciła z podróży mam wrażenie że towarzyszyła mi do dnia dzisiejszego. Rodzice się uwielbiali, kochali i choć mama była niepoprawną romantyczką, duszą artystyczną to świetnie dogadywała się z mężem prawnikiem. Byli totalnymi przeciwieństwami a mimo to potrafili ze sobą rozmawiać godzinami, wymieniając się poglądami na wszelkie możliwe tematy.

Rozejrzałam się po pomieszczeniu zostawiając moją rodzicielkę i przyjaciela w poszukiwaniu drugiego rodzica. Chciałam z nim porozmawiać, miałam zamiar uprzedzić go o ewentualnym pojawieniu się Harry'ego. To jemu częściej się zwierzałam, zresztą to on był tym spokojnym, stonowanym rodzicem, wiedziałam, że obędzie się bez pisków i długich pytań. Odstawiłam pusty kieliszek na stoliku koktajlowym odkręcając się w kierunku starszego mężczyzny, jednak mój tato był nad wyraz pochłonięty rozmową z młodym, przystojnym brunetem, który prezentował się naprawdę dobrze w standardowym granatowym garniturze i białej koszuli. Nie chcąc zwracać na siebie uwagi odeszłam dalej, chcąc obejrzeć resztę wystawy. Kierowałam się do wyjścia na taras kiedy w oczy rzuciła mi się znajoma twarz. Niekoniecznie kojarzyła mi się dobrze, a już na pewno nie rozumiałam co mogła robić na wystawie mojej matki. Przed sobą miałam nikogo innego jak nieprzeciętnie długonogą Lydię. Nie zastanawiając się długo, skierowałam się prosto w jej stronę. Stanęłam obok przyglądając się jednemu z wiszących obrazów.

- Nie sądziłam, że możesz interesować się malarstwem.- Wypowiedziałam na głos, nadal nie odrywając wzroku od pejzażu.

- Ani trochę.- Swobodnie wypowiedziała. – Nie spotykaj się z Lawrence'm. To nie jest ktoś, kto może Cię uszczęśliwić.

Moje brwi automatycznie poszybowały do góry, a usta zacisnęły się w wąską linię. Przyszła prawić mi jakieś mądrości, dzieląc się dobrą radą?

- A Ty skąd możesz to wiedzieć?

- Jestem siostrą jego żony. 

_______________________________________

Heeej! 😊
Witajcie w Nowym roku, mam nadzieję że będzie jeszcze lepszy od poprzedniego! 🌞 Życzę tego sobie i Wam kochani 💜

Króciutki rozdział, ale za to ile się w nim dzieje 🙈
Zaskoczeni?

Lovely gentleman  ZAKOŃCZONAWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu