rozdział XXX

25.4K 749 44
                                    

Beżowa suknia z głębokim dekoltem idealnie opinała moje piersi oraz brzuch. Szerokie ramiączka układały się luźno, opadając na moje ramiona. Rozcięcie ciągnące się od połowy uda w dół, było kuszące, ale jednocześnie eleganckie. Suknia była na tyle długa, że zasłaniała moje jasne sandałki, imitujące skórę węża. Włosy były pofalowane, upięte luźno w zmysłowym koku. Jedynym dodatkiem były duże, okrągłe złote kolczyki oraz mała kopertówka. Makijaż był delikatny, rozświetlający, w naturalnych kolorach a jedynym akcentem były czerwone, wyraziste usta.

Wyglądałam pięknie.

To dzięki mojej przyjaciółce, która pomogła mi z makijażem i fryzurą kiedy ja tak naprawdę ustalałam ostatnie detale z podwykonawcami przed balem. Sophia ukończyła kurs makijażu, uwielbiała to robić, przede wszystkim udawało jej się to robić pięknie. 

                                                                                                        *

Im bliżej było dnia w którym miał się odbyć bal, tym bardziej przejmowałam się i zastanawiałam się czy udało mi się zorganizować wszystko dokładnie tak jak mogła oczekiwać tego matka Lawrence'a. W większości spraw otrzymałam wolną rękę, więc kontaktowałam się z nią jedynie od czasu do czasu informując o kolejnych podpunktach z listy, którą omówiłyśmy. Na litość boską, ta kobieta była przesympatyczna i naprawdę czułam, że jest bardzo miłą i kochaną osobą ale nadal pozostawała matką Harry'ego. Nie miała pojęcia na jakim etapie znajduje się w relacji z jej synem, ponieważ on najwidoczniej nie wydzwaniał do niej i nie informował jej o swoim życiu uczuciowym a ja tym bardziej nie zamierzałam niczego wyjaśniać.  

- Wyglądasz bosko mała!- Z zamyślenia wyrwał mnie donośny głos Jake'a.

On sam miał na sobie czarny, gustowny garnitur. Marynarkę miał rozpiętą, więc doskonale było widać śnieżnobiałą koszulę oraz ciemny bordowy krawat. Włosy miał zaczesane do tyłu, a twarz przyozdabiał szczery uśmiech. 

- Och, hej Jakyy. Ty też niczego sobie- Odpowiedziałam, łapiąc za komórkę i notes. Do tej pory uwielbiałam zapisywać sobie wszystko w papierowej wersji. Małe karteczki potrafiły się walać po całym mieszkaniu, kiedy zapisywałam sobie nowe pomysły i inspiracje.

- Sprawdziłem catering i oświetleniowców. Wszystko działa, posiłki również przygotowane w dwóch wersjach. Dla wegetarian i weganów także- Dodał szybko, widząc, że chce o to zapytać.

- Świetnie, bardzo Ci dziękuję. Zadzwonię jeszcze tylko do orkiestry smyczkowej, żeby zaczęli grać nieco wcześniej.- Sapnęłam, zabierając kopertówkę i resztę najpotrzebniejszych rzeczy. - Ruszamy?

- Umhh..- Przytaknął.- Wszystko jest idealnie, nie denerwuj się tak.- Złapał mnie za łokieć, przytrzymując moje ramiona. Oddychał głośno, wypuszczając powietrze, dając mi znać bym za nim powtarzała. Zrobił przy tym nadzwyczajnie głupią minę, kiedy jego policzki były niesamowicie wypchnięte a on sam starał się być przy tym całkowicie poważny. 

Uśmiechnęłam się blado i uniosłam dłonie do twarzy blondyna.- Jake, próbuję być spokojna... Ale jeśli pooddychamy nieco dłużej naprawdę się spóźnimy.

-Okej, okej nie musisz powtarzać dwa razy.- Wyszczerzył się, ciągnąc mnie do wyjścia.

                                                                                                       *

Na miejscu byliśmy po niecałych piętnastu minutach. Sala bankietowa prezentowała się obłędnie. Po bokach ustawione były okrągłe stoły ozdobione jasnoszarymi obrusami, na których stały wysokie złote świeczniki oraz piękne kompozycje z białych kwiatów. Gdzieniegdzie wplątane były zielone liście czy plącza by nadać bukietom bardziej naturalnego efektu. Jasna zastawa na której leżały beżowe serwety a po bokach rozłożone złote sztućce dawały poczucie eleganckiego przyjęcia. Na stołach znalazło się także menu dzisiejszego wieczora oraz winietki z nazwiskami zaproszonych gości. Sala była oświetlona w taki sposób, by miejsce wydawało się większe i jaśniejsze niż jest to w rzeczywistości. Na scenie ustawiona była mównica a za nią już przygotowywali się muzycy. Byłam zachwycona efektem końcowym, o czym za chwilę miał się przekonać mój przyjaciel, kiedy pisknęłam z zachwytu i złapałam go za ręce wymachując nimi na boki.

Lovely gentleman  ZAKOŃCZONAOù les histoires vivent. Découvrez maintenant