Prince of darkness «~NAMJIN~»

By julciaxis1

143K 11.8K 9.6K

|zakończone| •Jestem synem współzałożyciela ogromnej korporacji. Nie wiem jakim cudem jestem tu, gdzie teraz... More

PROLOG (0)
PROLOG
#1
#2
#3
#4
#5
#6
#7
#8
#9
#10
#11
#12
#13
#13 PRAWDZIWY
#14
#15
UWAGA!
#16
#17
#18
#19
#20
#21
DZIĘKUJĘ!
#22
#23
#24
#25
#26
BARDZO WAŻNE!
#27
#28
#29
WAŻNE
#30
#31
#32
#33
#34
#35
#36
#37
#38
#39
#40
#41
#42
#43
#44
#45
#46 cz.I
?¿
CZĘŚĆ II- PROLOG
#1 cz.II
#2 cz.II
#3 cz.II
#4 cz.II
SPRAWA ŻYCIA I ŚMIERCI
#5 cz.II
#6 cz.II
#7 cz.II
#8 cz.II
#9 cz.II
#10 cz.II
#11 cz.II
#12 cz.II
#14 cz.II
#15 cz.II ?¿
#16 cz.II
#17
#18 cz.II
#19 cz.II
#20 cz.II
JUŻ JEST!
#21 cz.II
#22 cz.II
#23 cz.II
! WYJAŚNIENIE!

#13 cz.II

612 44 50
By julciaxis1

~Seokjin~

-JiSoon!

Zawołałem przysiadając spokojnie na jednej z drewnianych ławek w parku. Byłem tak wykończony, nieprzespaną nocą, a głowa rozsadzała się samoistnie od środka. Właśnie tutaj przyszliśmy by odreagować pewne rzeczy i zbliżyć się do siebie. Potrzebowaliśmy chwili wytchnienia i czasu bym przemyślał to wszystko. Dzisiejsza pogoda była średnia, przez nieprzyjemny wiatr, jednak dało się wytrzymać. Westchnąłem przeciągle, gdy chłopiec pociągał niezbyt delikatnie za kosmyki włosów swojej siostry.

-Przestań! Ała! To boli! boli!

Pisnęła KaiSoo, kuląc się w sobie i mrużąc oczka z bólu. Jednak JiSoon nie miał zamiaru psuć sobie zabawy.

-Tato!

-Czy wy nie potraficie się normalnie dogadać?

Mruknąłem zirytowany, zasłaniając twarz dłonią. Nie miałem dzisiaj siły na kłótnie i rozdzielanie ich. Od wczoraj byli bardzo marudni.

-Tak jak, ty z tatusiem!

Krzyknął blondynek na co, aż zrobiło mi się ciepło. Poczułem się jak najgorszy ojciec i człowiek świata. Jakbym to ja był temu winny.  W momencie się spiołem, a w sercu coś pękło.

-JiSoon...

-Nie można tak odzywać się do rodzica.

Dziecko momentalnie zaprzestało ruchów, zamilkło i rozszerzyło swe duże ślepia. KaiSoo również była zaskoczona, jak i zdezorientowana, w końcu przestając płakać. Stanęli obok siebie, robiąc kroczek do tyłu. Spojrzałem powoli w bok, a moje serce samoistnie dostało palpitacji. Zastałem stanowczy wyraz męskiej, a zarazem chłopięcej twarzy, blond kosmyki, długi beżowy płaszcz i czarny golf z opinającymi spodniami. A przede wszystkim, błękitne niczym najczystsze niebo oczy. Miałem wrażenie, iż przez chwilę straciłem oddech.

-Proszę, przeprosić tatusia za swoje zachowanie. Teraz jest mu przykro i jest smutny. Nie możecie tak robić.

Powiedział niebieskooki, wskazując na mnie swą silną dłonią. Dzieci popatrzyły po sobie, nie wiedząc co zrobić. Jednak bez wahania podbiegły do mnie ze spuszczonymi główkami i uroczą skruchą.

-Przepraszamy tatusiu... Już nie będziemy tak robić.

-Ty nie będziesz. To ty mi dokuczałeś.

Wtrąciła się KaiSoo, z założonymi rączkami i ustami ułożonymi w dziubek. Mimo zdenerwowania, zaśmiałem się cicho, bo ten obrazek był tak przepełniony słodyczą, aż nie dało się inaczej. Czując czuły wzrok blondyna, przytuliłem pospiesznie małe pociechy, na co dostałem upragnioną dawkę radosnego śmiechu, który jak nigdy był mi potrzebny. Przymknąłem na moment powieki i wzmocniłem uścisk.

-Nic się nie stało, ale jeśli chcecie się nadal tu bawić, to proszę się nie bić. Zrozumiano?

Powiedziałem, już powoli wstając, a słysząc moje słowa kiwneli zgodnie głowami.

-Tatuś?

-Tak?

-A kim był ten pan?

Zapytała KaiSoo, patrząc na mnie uważnie z iskierką w oku, na co automatycznie zacząłem się rozglądać za Kevinem, którego już nie było. Jakby zniknął.

-Nasz anioł stróż.

-Anioł stróż? A co to?

Zapytał, podbiegający JiSoon. Przykucnąłem przed nimi i spojrzałem raz to na chłopca, raz na dziewczynkę.

-Anioł stróż, to ktoś kto broni innych. Ktoś kto nie pozwoli nas skrzywdzić.

-Tak jak tata Nam?

Przez chwilę nastała cisza, która tylko dla mnie była uciążliwa, gdyż nie wiedziałem co mam na to odpowiedzieć. Dzieci kołysały się na swoich małych nóżkach, nadal uporczywie wbijając swe oczka we mnie.

-T-tak... Jak Namjoon.

Starałem się zamaskować smutek wymuszonym uśmiechem. Miałem wrażenie, że zaraz się rozpłaczę na amen i znów pogrążę w rozpaczy.

-Idźcie się ładnie bawić.

Powiedziałem, popychając ich lekko w stronę placu zabaw. Nie byłem gotów na taką rozmowę. Na pewno nie dziś.

Kiedy tylko łobuzy podbiegły do piaskownicy, gdzie były inne dzieci, wyciągnąłem telefon. Przewertowałem całą książkę telefoniczną by wybrać tak dobrze mi znany numer ,,Mój mężczyzna💓".

-Powinienem, to w końcu zmienić.

Mruknąłem do siebie i drżącą dłonią nacisnąłem przycisk, a po czterech sygnałach odebrano. Mimo wszystko pragnąłem usłyszeć jego głos.

-Halo?

W moich bębenkach, rozbrzmiał siarczysty, przyjemny głos, aż ciarki mnie przeszły.

-To ty Jinnie?

Kolejne pytanie, a ja kompletnie nie potrafiłem się odezwać. Zacisnąłem dłoń na komórce i pociągnąłem nosem.

-Chciałem cię usłyszeć.

Wyszeptałem, nadal przypatrując się bawiącym dzieciom, które aktualnie przesypywały piasek do małych, kolorowych foremek. Usłyszałem tylko wciągnięcie powietrza.

-Ja również. Nawet nie wiesz jak bardzo.

Powiedział, śmiejąc się bez humoru.

-Tydzień osobno.

Zauważyłem, spuszczając wzrok na dłonie i wyginając je nerwowo, w różnym kierunku.

-Nawet, mi o tym nie przypominaj. Mam ochotę cię przytulić i intensywnie pocałować. A potem może i coś więcej.

Wywróciłem tylko oczami.

-Już nie jesteśmy razem.

-Chociaż daj mi pomarzyć.

Powiedział, przez co naprawdę miałem ochotę parsknąć, jednak ludzie dziwnie by na mnie patrzyli.

-Dzwonię, po to by umówić się z tobą w sprawie rozwodu. Trzeba o tym pomówić.

-Nie chcę rozwodu, jak i ci go nie dam. Na to nawet nie licz.

Po tym stanowczym tonie, aż rozchyliłem wargi niedowierzając.

-C-co? A-ale ja...

-Chcę nadal czuć, że jesteś mój. Że nikt inny poza mną nie będzie mógł się dotknąć, czy posiąść. Jesteś mój i koniec Kim Seokjinie.

-To nie ty tu decydujesz!

Wyrzuciłem powoli się denerwując.

-Właśnie, że tak bo ty Jin nigdy się ode mnie nie uwolnisz. Nawet jeśli nasz związek będzie się opierał na odległości. Kocham cię zbyt mocno.

-J-jesteś pieprzonym egoistą!

Zacisnąłem jedną pięść, wyprowadzony z równowagi.

-Myślisz tylko o sobie! Nawet nie zapytasz, jakie ja mam zdanie w tej sprawie?

-Tą bezsensowną rozmowę uznaję za zamkniętą kochanie.

-C-co? Nie! I nie mów tak do mnie. Namjoon!

W momencie się rozłączył, a ja czułem, że najzwyczajniej w świecie nie wytrzymam. Po kilku sekundach zacząłem cicho łkać z bezradności, zasłaniając usta dłonią opadając bezwładnie na drewnianą ławkę. Zgiąłem się w pół, opierając łokcie o kolana. Już nie zwracałem uwagi na przechodniów, na rodziców z dziećmi, którzy natarczywie mi się przyglądali. Miałem ochotę podejść do Namjoona i złożyć mu soczystego liścia w twarz.

Jak wogóle śmie, za mnie decydować?

Starłem pospiesznie łzy, a żal powoli przemieniał się w złość i irytację. Uniosłem twarz z wyzywającym wyrazem i wstałem pospiesznie z niewygodnego mebla. Nie mogłem pozwolić sobą tak pomiatać.

-JiSoon, KaiSoo! Wracamy!

W momencie zostawili zabawki z nietęgimi minami i podeszli do mnie odbierając swoje plecaczki.

-Tatooo, czemu tak szybko.

Mlasnęła niezadowolona dziewczynka, zakładając swój różowy plecak na ramionka.

-Mam bardzo ważne spotkanie, więc musimy się spieszyć.

Już szedłem w swoją stronę, a dzieci dzielnie obok mnie podążały.

***

-Mamo, dziś wychodzę. Zajęła byś się dziećmi?

Zapytałem nabierając wywaru na łyżkę. Mama zaprzestała, jedzenia ramenu i spojrzała na mnie spod lekko siwej grzywki.

-A gdzież to się wybierasz, o tak późnej porze?

-Umówiłem się z kimś.

-Oh... Rozumiem. Mam nadzieję, że to nie jest ten cały Namjoon.

Powiedziała całkowicie odkładając łyżkę, opierając ją o brzeg talerza.

-Nigdy w życiu. Jedyny i ostatni dzień, to będzie ten w sądzie. Nie odpuszczę mu tego rozwodu.

Sam dziwiłem się, jakim cudem to wszystko wywołuje we mnie tyle złych emocji. I samo, to że tak uporczywie do tego brnę. Jednak gdy tylko przypominam sobie najgorsze momenty, już rozumiałem dlaczego tak tego chcę. Gdy tylko o tym wspominam mam wrażenie jakbym miał wybuchnąć ze wściekłości.

-W takim razie oczywiście, że zajmę się moimi wnuczkami.

Uśmiechnęła się delikatnie, po czym powróciła do jedzenia.

***

-Wychodzę!

Krzyknąłem na prawie cały dom, już wiążąc szalik na własnej szyi. Poprawiłem jeszcze włosy, przeglądając się w dużym na całą ścianę lustrze.

-Baw się dobrze! I nie rozrabiaj tam!

-Nie jestem już dzieckiem mamo.

Wywróciłem oczami, po czym wyszedłem zamykając drzwi. Kiedy tylko obróciłem się w kierunku ulicy, stał tam już biały, sportowy samochód, z tylnymi przyciemnianymi szybami. Jedna przednia uchyliła się, a w niej uśmiechający się, zapierający dech w piersiach mężczyzna. Zacisnąłem dłoń i przygryzłem wargę na ten widok. To wszystko tak idealnie do siebie pasowało.

-Wsiadaj Jinnie, bo rezerwacja nam minie.

Zaśmiał się dźwięcznie, na co od razu się otrząsnąłem podążając w końcu do samochodu. Otworzyłem drzwi i wsiadłem odprężony. Odetchnąłem z ulgą, napotykając troskliwy, a zarazem spokojny wyraz.

-Wszystko dobrze?

-Teraz? W jak najlepszym.

Na te słowa uśmiechnął się szeroko, po czym bez ostrzeżenia ruszył z miejsca. Aż wbiło mnie w fotel. Prędkość jaką mógł osiągnąć samochód, była imponująca.

Przyglądałem się cieszącym się życiem ludziom, którzy obłapiali wszystkie możliwe kluby w poszukiwaniu rozrywki. My jednak nie przepadaliśmy za takimi miejscami, więc Kevin miał zamiar zabrać mnie do gustownej, chorobliwie drogiej restauracji. W sumie nie miałem nawet szansy się spierać w tej sprawie. Nie musiał aż tak bardzo się starać. Nie mam pojęcia co musiał zrobić by w tym samym dniu dostać najlepsze miejsce na sali, jak rezerwacje robiło się zazwyczaj kilka miesięcy przed. Lokal zawsze był rozchwytywany na wszystkie strony.

-Zaskoczyłeś mnie, tym że chcesz się spotkać.

Powiedział nadal nie odrywając wzroku od jezdni. Na jego ustach cały czas witał ten sam ciepły uśmiech.

-Muszę się wyciszyć i wyłączyć. A ty jesteś moim jedynym schronieniem w tym ciężkim czasie.

-Mam nadzieję, że podołam zadaniu.

Zaśmiał się cicho, po czym skręcił ostrożnie na parking. Przez jakiś czas szukaliśmy wolnego miejsca, które wręcz czekało na nas praktycznie przy wejściu.

-Kevin?

-Tak?

-Czy... Już nie ważne.

Przypatrywał mi się jeszcze przez chwilę, a widząc że jednak zrezygnowałem z pytania, wysiadł z samochodu, okrążając go i otwierając mi drzwi.

-Madam.

Powiedział z szerokim uśmiechem zginając się w pół, z wyciągniętą zgrabnie w moją stronę dłonią. Zaśmiałem się cicho, po czym skorzystałem z jego pomocy i wysiadłem z drogiego pojazdu.

-Nie mów tak do mnie. Nie jestem kobietą.

Powiedziałem udając zirytowanie, a tak naprawdę w środku bardzo mi się to podobało.

-Ale nadal jesteś księżniczką. Tylko akurat nie moją.

-To w każdym momencie może się zmienić.

Powiedziałem z dystyngowanym uśmiechem i podążyłem w stronę budynku wiedząc, że Kevin właśnie poprawia swój bordowy garnitur i przygryza wargę, onieśmielony.

Otworzono nam szklane, dwa razy większe ode mnie drzwi, po czym wkroczyliśmy w głąb tego pięknego, majestatycznego miejsca. Bogactwo, które się tu znajdowało było nie do opisania. Wszędzie elementy złota, czerni i czerwieni. Na każdym okrągłym, z ciemnego drewna stole spoczywały niespotykane kwiaty i świece.

W trakcie rozglądania się, Kevin poszedł zgłosić nasze przybycie. Nawet kelner podszedł do mnie i pomógł zdjąć mój płaszcz, ukazując błękitną, satynową koszulę z dużą kokardą i dość dużym dekoltem, włożoną do eleganckich, przylegających czarnych spodni.

Gdy tylko miły pan podprowadził nas do naszego stolika, byłem w szoku. Mieliśmy najlepsze miejsca, tuż przy dużym na całą ścianę oknie. Można było zachwycać się pięknem nocnego, zawirowanego Seulu. Kiedy mężczyzna nas opuścił, Kevin odsunął moje krzesło, tak abym usiadł. Tak więc, zasiadłem na nim wygodnie i podziękowałem skinieniem głowy.

-Co państwo zamawiają?

Zapytał kolejny, ubrany w uniform młody chłopak. Już miałem chwycić za menu, jednak blondyn mnie wyprzedził. Spojrzałem na niego zdezorientowany, on tylko to zignorował.

-Dla mnie będzie stek z ryżem i sosem mięsnym, a dla tego pana...

Popatrzył w moją stronę. Właśnie miałem splecione dłonie na piersi obrażony.

-To co najbardziej lubi, czyli krewetki z ryżem, sosem sojowym i sałatką grecką. Do tego jeszcze wytrawne wino razy dwa.

Aż rozchyliłem wargi z podziwu. On pamiętał. Pamiętał wszystko, to nad czym się zachwycałem na naszych wspólnych kolacjach z przeszłości.

-Dobrze, zamówienie powinno pojawić się za jakieś dwadzieścia minut.

Spojrzał na srebrny, najzwyklejszy zegarek na swoim nadgarstku.

-Dziękujemy.

Rzucił na jego odchodne Kevin, który w końcu skupił całą swoją uwagę na mojej osobie.

-Zrekompensowałeś się za to podkradanie menu.

-Przewidziałem, to co będziesz chciał zamówić. Przynajmniej zaoszczędziliśmy mu czasu. Ale muszę się przyznać, że chciałem się wykazać.

Spuścił wzrok speszony, a ja dostrzegłem delikatny rumieniec na jego twarzy.

-Ja z kolei ci powiem, że ci się udało. Zaimponowałeś mi.

Uśmiechnąłem się delikatnie. Po chwilowych przemyśleniach, zapytałem o to co mnie najbardziej ciekawiło.

-Czy mógłbyś mi jedną sprawę wyjaśnić?

Podjąłem w końcu temat, gdyż chciałem od niego to usłyszeć.

-Już chyba wiem, o którą ci chodzi.

Powiedział opierając się o tył wygodnego krzesła. Światło świeczki, odbijało się od jego gładkiej, wręcz nieskazitelnej skóry. Był zakłopotany i ja to widziałem.

-A więc?

-Chodzi o śmierć, tak?

Skinąłem tylko głową.

-To wszystko było tak impulsywne. Zrobiłem to w chwili słabości. Sam wiesz najlepiej jak to jest. Bo to ty byłeś moją słabością. Odkąd pamiętam... Aż do teraz.

Spuścił wzrok, na co moje serce zostało ukłute na ten widok. Chwyciłem pospiesznie jego większą od mojej dłoń.

-Hej, spokojnie nie ucieknę ci.

Powiedziałem całkowicie szczerze, na co uśmiechnął się niemrawo.

-Nie chciałem ci stawać na drodze szczęścia z kimś innym. Nie chciałem byś musiał się mną przejmować. Kiedy tylko twoi rodzice dopilnowali bym przeżył, kilka razy znów próbowałem popełnić samobójstwo... Jednak twoja mama zawsze mnie od tego odciągała. To złota kobieta, naprawdę.

-Matko, to niepoważne z twojej strony. W sumie... Zawsze taki byłeś.

Prychnąłem przypominając sobie o jego częstej lekkomyślności.

-Jednak cię rozumiem. Najważniejsze jest to, że i ty i ja wróciliśmy. Że zaczyna się nowy rozdział w naszych życiach, tak?

-Jasne... Ale... nie tęsknisz za nim?

Na to pytanie westchnąłem przeciągle.

-Oczywiście, że tęsknię jednak to nie był ktoś komu powinienem był zaufać. Popełniłem błąd Kevin.

-Nie mów tak. Na pewno nie był, aż tak zły. Z tego co mówiła twoja mama, troszczył się o ciebie.

-Tak. Tego akurat nie da się zaprzeczyć... Ale momentami mnie przerażał.

Kevin tylko skinął głową rozumiejąc. Akurat przyniesiono nasze zamówienie, na co potarłem dłonie o siebie, widząc te pyszne dania. Od razu zabraliśmy się za konsumpcję. Przez chwilę czułem się jak w niebie. Danie pobudziło wszystkie moje kubki smakowe, doprowadzając do szaleństwa, a nadzwyczaj dobre wino rozlało, po moim gardle, przyjemnie piekąc. Widząc Kevina, który zmarszczył brwi, rzuciłem mu pytające spojrzenie.

-Wybacz Jinnie, ale muszę cię na moment opuścić. Szef dzwoni, a wolę mu nie podpaść. Wiesz jak to teraz jest. Wyścig szczurów i tyle.

Wytłumaczył się, pokazując mi ekran telefonu.

-Jasne idź, idź.

Pogoniłem go z lekkim uśmiechem, na co wyszedł do męskiej łazienki.

• Chwyciłem po raz kolejny za kieliszek i mieszałem płynnymi ruchami jego zawartość. Przypatrywałem się czerwonej barwie, którą można było przyrównać do czerwieni krwi. W momencie dziwny niepokój na mnie spłynął, jednak odgoniłem złośliwe myśli.

Kevina nie było już dość długo, więc zacząłem się powoli martwić. Nerwowo ruszałem nogą, opierając brodę na dłoni.

-Chyba muszę, to sprawdzić.

Mruknąłem do siebie już się podnosząc. Skierowałem się w stronę łazienki, jednak uniemożliwiono mi to. Kiedy poczułem dłoń na mojej talii od tyłu, mechanicznie się uśmiechnąłem.

-Już myślałem, że coś ci się stało.

Odetchnąłem z ulgą.

-Naprawdę? Miło z twojej strony kochanie.

W momencie moje wszystkie mięśnie się spięły, a mój oddech zatrzymał. Oczy wytrzeszczyły, a usta rozchyliły z niedowierzania. Zacisnąłem nerwowo dłoń na rękawie, swojej dopiero co wyprasowanej koszuli. Moje serce łomotało jak szalone.

-Nie przypuszczałem, że to tutaj będziesz chciał się spotkać.

Wyszeptał zaciskając palce na moim prawym boku. Jego zapach docierał do mnie ze zdwojoną siłą, przez co przez chwilę czułem się dziwnie otumaniony. Jednak z tego letargu wyrwało mnie chrząknięcie. W chwili powróciłem do rzeczywistości, a Namjoon wzmocnił ścisk, dostrzegając zdezorientowane spojrzenie Kevina.

-Jin?

Blondyn widocznie nie miał pojęcia co zrobić i jak się zachować. Wiedziałem również, że ten widok był dla niego okrutnie bolesny.

-Kevin...

Spojrzałem na niego przepraszającym wzrokiem. Byłem wściekły na Namjoona, który szantażował mnie bolesnym ściskaniem boków.

-A cóż to za spotkanie, po latach. Chyba powinieneś już kłaść się z powrotem do grobu. Inaczej się umawialiśmy.

Teraz to ja byłem zdezorientowany tą całą sytuacją. Widziałem tylko jak Kevin, boleśnie przygryza wargę i zaciska pięść. Miałem ochotę go przytulić i poczuć w końcu bezpiecznie, gdyż w ramionach tego psychopaty wcale już tak nie było. Miałem wrażenie, że Namjoon popada w obsesję. Same jego czyny na to wskazywały.

-A ty Jinnie? Widzę, że znalazłeś już sobie pocieszenie. Szybko.

Wyszeptał, zagryzając mój lewy płatek ucha. Aż nieprzyjemny dreszcz przeszedł wzdłuż mego kręgosłupa. Bałem się. Najzwyczajniej w świecie bałem się własnego męża. Kevin widząc, to zmienił swój tymczasowy wyraz i spoważniał. Wiedziałem, że w środku się w nim gotuje. Jak i bardzo dobrze wiedziałem, jak to wszystko się skończy. Dlatego już płakałem.

-Nie widzisz, że jest mój i tylko mój? Nikogo innego? Jak śmiałeś zlekceważyć naszą umowę. Miałeś odstąpić mi miejsca. Przecież już z góry byłeś przegrany.

Wysyczał cwanie Namjoon, a ja nie mogłem w to wszystko uwierzyć. Te informacje nie mieściły mi się w głowie.

Jak Namjoon mógł rządać śmierci mojego w tamtym czasie chłopaka?

-Nie widzisz co robisz? On się ciebie boi. Przerażasz go. Patrz na jego minę, to chciałeś osiągnąć? To niby jest twoja miłość?!

-Nie wtrącaj się gówniarzu. Ja i Jin się kochamy. Nie masz prawa nawet w to ingerować, ty zapchlony...

-Zamknij się!

Wezbrałem w sobie wszelkie siły i wrzasnąłem na co wszyscy na sali zwrócili na nas swoją uwagę.

-Zamknij się w końcu! Nie mogę już cię słuchać! Jak śmiesz wogóle tak się do niego odzywać? Jest sto, jak nie tysiąc razy lepszy od ciebie. I wiesz co? To z nim chcę być. To z nim czuję się wyjątkowy i bezpieczny. To ty nas rozdzieliłeś.

Wyrwałem się w końcu z silnego uścisku i podbiegłem pospiesznie do nadal stojącego nieruchomo Kevina, który kompletnie nie mógł uwierzyć w moje słowa. W sekundzie przywarłem do jego słodkich ust, już mając gdzieś czy Namjoon patrzy, czy nie. Z początku nie wiedział, jak się zachować, jednak pewnie ułożył dłonie na moich biodrach, z wyczuwalną stanowczością. Odsunąłem się w końcu i wtuliłem w jego prawy bok.

-Jeszcze raz, choćbyś zbliżył się do mojej księżniczki...

Kevin zostawił mnie chwilowo za sobą, podchodząc do wściekłego do granic możliwości Namjoona.

-To zgnijesz w pace za prześladowanie. Jeśli tylko zauważę, że dzieje mu się krzywda, za twoją sprawą. Odpłacę się.

Jednak Namjoon prychnął rozbawiony.

-Jesteś doprawdy żałosny. Czy nie słyszałeś nigdy, że ze mną się nie zadziera młodzieniaszku.

••Dostrzegłem tylko, jak platynowowłosy wyciąga broń, spod swojej marynarki i w sekundzie celuje w brzuch Kevina.

-Nie!

•••Usłyszałem tylko jeden strzał i strach ludzi, którzy zaczęli uciekać z budynku. Kevin dotknął swego zranionego brzucha, przysłoniętego materiałem koszuli i spojrzał na pokrytą krwią dłoń.

-Wybacz Jinnie... B-bądź szczęśliwy.

Wyszeptał ostatni raz spoglądając w moją stronę, a ja w momencie podbiegłem do jego upadającego już ciała. W porę zdążyłem, go złapać a łzy przysłoniły mi widzenie.

-N-nie... Nie, błagam... Nie teraz. Proszę nie tym razem.

Poklepałem kilka razy jego policzki, by może go rozbudzić, jednak powoli przestawał reagować, a stróżka krwi z jego rozchylonych ust wypłynęła. Oczy nadal miał otwarte. Te piękne, błękitne oczy, w których zawsze kryła się bezgraniczna miłość.

-Dzwońcie po pogotowie. On musi żyć, musi!

••••Nerwowo przeczesywałem jego bląd kosmyki, a Namjoon tylko z kamięnną twarzą się temu wszystkiemu przyglądał.

-Kim Namjoon... Jesteś potworem. Chorym psycholem, który do reszty chce zniszczyć mi życie. Czy ty wiesz co wogóle zrobiłeś?

-Bardzo dobrze wiem. Zrobiłem to dla naszego szczęścia.

-Chyba zaspokojenia twojej rządzy krwi moich bliskich. Jesteś psychiczny, nawet nie zbliżaj się do nas! Ani do mnie, ani do dzieci. Pomszczę Kevina. Pomszczę słyszysz?!

Wrzasnąłem zrozpaczony, nadal przytulając do swojej piersi umierającego Kevina.

-Wszystko będzie dobrze. Jeszcze tylko chwila.

Kołysałem się z nim delikatnie na boki. Jego ciało z każdą chwilą stawało się bardziej zwiotczałe, na co wybuchnąłem głośnym płaczem.

•••••Krew brudziła moją koszulę, tworząc kontrast.

-Boże, błagam cię bądź dla nas łaskawy.

Wyszeptałem stykając się z nim czołami.

Namjoona już nie było... Kevina też. Nic nie było...

***

Dobra, płakam

A wy jak się bawicie?





Continue Reading

You'll Also Like

51.7K 4K 29
Min Yoongi - uczeń jednego z liceum znika bez śladu, jak się szybko okazuje nie bez powodu. Przed swoim odejściem postanawia zostawić list staremu pr...
49.8K 3.1K 22
Państwo Kim, zabierają na bankiet firmowy swojego jedynego syna, aby przyzwyczajać go do powinności, które będzie musiał wykonywać, kiedy skończy stu...
15.8K 1.3K 22
"(...)Czuję dłoń na ramieniu, więc się obracam. Joost wrócił z białym tulipanem w ręku. Patrzę na niego zdziwiona. - Dla mnie? - dopytuję. - Możesz...
19.9K 1.6K 18
Draco kocha syna ponad wszystko. Dlatego, kiedy była żona planuje odebrać mu dziecko, Draco zwraca się o pomoc do ostatniej osoby, o której by pomyśl...