Bezdomna [ Trylogia Światłoci...

By aleksandraross

10K 1.6K 4.2K

Nieświadoma istnienia czegoś znacznie większego niż nasz świat, odkryłam, że moje życie było jednym wielkim k... More

⋅∙∘☽ PRZEDMOWA ☾∘⋅⋅
⋅∙∘☽ BOHATEROWIE ☾∘⋅⋅
Rozdział 1: Koszmar Nocy Letniej
Rozdział 2: Nieznajomy Podróżnik
Rozdział 3: Sekretne Światy
Rozdział 4: Kolegium Nigelthen
Rozdział 5: Legenda o Trzech Braciach
Rozdział 6: Spotkania z Duchami
Rozdział 7: Nieoczekiwany Zwrot Akcji
Rozdział 8: Ceremonia Prób
Rozdział 9: Siostra Króla Sępicieli
Rozdział 10: Formalna Kolacja w Nigelthen
Rozdział 11: Spotkanie w Melinie
Rozdział 12: Pytania Bez Odpowiedzi
Rozdział 13: Research Światła i Cienia
Rozdział 14: Analizy i Odpowiedzi
Rozdział 15: Stowarzyszenie Paproci
Rozdział 16: Nieistniejące Kolegium
Rozdział 17: Tracąc Grunt Pod Nogami
Rozdział 18: Grobowa Cisza
Rozdział 19: Zaufanie
Rozdział 20: Little Landington
Rozdział 21: Ukryta Biblioteka
Rozdział 22: Tajemnica Ruin
Rozdział 23: Siła Rażenia
Rozdział 24: Konfrontacja
Rozdział 25: Niespodzianki Chodzą Parami
Rozdział 26: Prace Społeczne
Rozdział 27: Nowe Oblicze
Rozdział 28: Ujawniony Sekret
Rozdział 29: Pod Osłoną Nocy
Rozdział 30: Interpretacje
Rozdział 31: Odpowiedzi
Rozdział 32: Przyjaciel czy Wróg?
Rozdział 33: Zbrodnia i Kara
Rozdział 34: Płomień
Rozdział 35: Żądza Mordu
Rozdział 36: Utrata Kontroli
Rozdział 37: Tajemnica Nieśmiertelności
Rozdział 38: Termoriański Szpieg
Rozdział 39: Tajny Plan
Rozdział 40: Chrzest Kuguarów
Rozdział 41: Akcja w Stowarzyszeniu
Rozdział 42: Scylisa
Rozdział 43: Odkryte Karty
Rozdział 44: Na Właściwym Miejscu
Rozdział 45: Nowy Początek
Rozdział 46: Koniec Semestru
Rozdział 47: Pożegnanie
Epilog
⋅∙∘☽ POSŁOWIE ☾∘⋅⋅
⋅∙∘☽ SŁOWNIK SMACZKÓW ☾∘⋅⋅

Prolog

1K 112 342
By aleksandraross


„(...) Linia podziału między dobrem, a złem przecina serce każdego człowieka. (...) W trakcie życia linia ta ulega przesunięciom, to ustępując wstecz przed rozpierającym się radośnie złem, to zostawiając więcej pola świtającemu dobru".

Aleksandr Sołżenicyn, Archipelag GUŁag 1918–1956

⋅∙∘☽☣☾∘⋅⋅

„Nauczyłem się wiele na temat dobra i zła. Nie zawsze są takie, jak wydają się być".

Charles Van Doren


⋅∙∘☽☣☾∘⋅⋅


Londyn,

grudzień, 1952 r.

Nadejście wielkiej mgły idealnie zagrało na jej korzyść. Ulice oślepły, a wraz z nimi mieszkający w Londynie ludzie. Chodzili po omacku, z wyciągniętymi przed siebie rękoma, z wytrzeszczonymi w przerażeniu oczyma. Mężowie ukrywali przed żonami lęki, a matki zerkały z niepokojem na swoje dzieci. Politycy zaś milczeli, zaciskając dumne usta. Domy i mieszkania wypełniały się powoli upiornymi charkotami, dusznościami i kaszlem. Ona zaś szła ulicą i nie mogła rozpoznać nikogo. Nawet siebie. Było już za późno, by się rozmyślić, i nie miała zupełnie nic do stracenia. Sunęła więc dalej w doskonale znanym sobie kierunku.

Zatłoczony zwykle Londyn zmienił się ostatnio w miasto umarłych. Choć żaden śmiertelnik nie mógł jej ujrzeć, to wyraźnie słyszała odległe, nęcące szepty. Wołały ją. Ruch na ulicach zmalał prawie do zera, lecz niektórzy kierowcy musieli wsiąść za kierownicę. Podążali więc za latarnikiem niczym wybrani za Mojżeszem. Chociaż, niosące nadzieję źródło światła nie potrafiło rozproszyć gęstych mroków. W swoim przerażeniu nie dostrzegła nawet czubków własnych butów.

Nikt z przechodniów nie okazywał jednak paniki. Chowali ją głęboko do kieszeni wełnianych płaszczy. Dusili wszystkie obawy i zmartwienia, jak na Brytyjczyków przystało. Na ulicy zakrywali usta chustkami i kołnierzami. Ona nie musiałam tego robić. Dobrze wiedziała, że przeklęty londyński smog jej nie zabije. Nic ani nikt nie mógł tego dokonać.

Stacja metra przy Down Street była zimna, pusta i zasłana ciemnością od dwudziestu długich lat. Jednak nawet tu, w powietrzu unosiła się mętna łuna smogu, przeszkadzająca w ocenie otoczenia. Schodząc na dół, kobieta zwróciła uwagę na zapleśniałe skrawki plakatów z czasów, gdy miejsce to służyło za bunkier – wciąż wisiały na ścianach. Prychnęła na myśl, że równie dobrze sama mogła je tu umieścić wiele lat temu.

Już dawno przestała liczyć, ile stuleci minęło, odkąd błąkała się po tym zapchlonym świecie. Nie pamiętała też ilości prób, by zwrócić na siebie uwagę członków Bractwa Wizytów. By złamać swoją klątwę. Teraz w rękach trzymała własnoręcznie wykonaną bombę. Była bardziej, niż gotowa, aby zakończyć to wszystko raz na zawsze. Miała nadzieję, że teraz w końcu uda jej się zmusić ich do reakcji.

Ciszę dookoła przerywały tylko jej zdecydowane kroki i nieregularne gwizdy wiatru, który wdzierał się w opustoszałe korytarze. Brzmiał jak lament uwięzionych dusz. Poruszała się czujnie, nie chcąc ingerować w naturalną aurę opuszczonej stacji. W ręku pewnie ściskała latarkę, starając się znaleźć ścianę, za którą ukryte było przejście do Archiwum Bractwa Wizytów. Była pewna, że tu jest, bo studiowała plany Down Street z maniakalną dokładnością. W końcu udało jej się zlokalizować właściwe miejsce i poczuła napięcie, ale też ekscytację – taką, która wzrasta przed osiągnięciem ważnego celu, czy przed spełnieniem marzenia.

Tropiła cholerne bractwo, odkąd dowiedziała się o ich działalności na Ziemii. Robiła to przez ostatnie stulecia i w końcu miała okazję zniszczyć ich najcenniejsze miejsce. Sprawić, że zapłacą za to, co zgotowali jej przed wiekami. Została skazana na wieczne życie na tym łez padole bez możliwości ujrzenia kojących ramion Śmierci. Ziemia była więc dla niej niczym czyściec, z którego nie sposób znaleźć ucieczki bez tajemnej wiedzy. Dla bractwa była zagrożeniem, a teraz nadszedł czas, by to zagrożenie zmaterializować.

Zacisnęła dłonie na bombie, gotowa do ostatecznego aktu buntu. W końcu, po wielu latach przygotowań była pewna, że wie, co należy zrobić. Skoro oni nie widzą mnie, to może chociaż dostrzegą to, co zostanie z ich cennego Archiwum, pomyślała. Wszystko, na co pracowali, miało pójść z dymem. W kolejnej sekundzie była gotowa odrzucić latarkę i rozpocząć najważniejszą akcję w swoim nieśmiertelnym życiu. Brakowało tylko kilku kroków, by uruchomić ładunki.

I wtedy zobaczyła jego.

Stał w noirowym półmroku – ledwie widoczny dla jej oczu. Wpatrywał się magnetyzującym spojrzeniem spod eleganckiego kapelusza fedory. Wyglądał zupełnie, jakby także ją obserwował... ale przecież to było niemożliwe. Była niewidzialna niczym wciąż żyjący duch wśród śmiertelników. On nie mógł jej widzieć. To zakłóciło trzeźwość myślenia. Omiotła szeroko otwartymi oczami znajomą twarz. Doskonale pamiętała moment, w którym widzieli się po raz ostatni – było to setki ziemskich lat temu. W jej sercu zapłonęła żywa nienawiść do tego człowieka. Najpierw ją pokochał, lecz potem zdradził w najgorszy możliwy sposób... Kiedyś wiele dla siebie znaczyli, teraz nie miało to już żadnego znaczenia.

— Nie rób tego — powiedział spokojnie, a jego głos odbił się echem od ścian tunelu. Był znajomy, niczym łyk gorącego mleka z miodem, którego posmakowała jako dziecko, będąc w jego domu.

— Widzisz mnie? — Serce jej załomotało.

Ścisnęła mocniej detonator, a światło latarki skierowała na twarz młodzieńca. W jego tęczówkach widać było iskrę, którą pamiętała. Nie zmienił się ani nie postarzał przez te wszystkie stulecia. Skąd się tu wziął? Dlaczego nadal żył? Przecież klątwa nieśmiertelnego więzienia spadła wyłącznie na nią. Zacisnęła szczęki i odsunęła od siebie pytania. Nie powinno jej to obchodzić, w końcu nienawidziła tego człowieka całym swoim istnieniem.

— Przestań. Doskonale wiesz, że to, co chcesz zrobić, nie ma znaczenia, ani sensu.

Coś w jego głosie sprawiło, że poczuła znajomy ucisk w sobie. Ponownie ujrzała obrazy, które nawiedzały ją w koszmarach. Wspomnienie jego zdrady napełniło ją rozgoryczeniem.

— Nikt nie wyzwoli cię od kary, którą odbywasz na Ziemi. Wysadzenie Archiwum Bractwa Wizytów w niczym ci nie pomoże — kontynuował, stojąc wciąż w półmroku stacji.

Prychnęła, otrząsając się już z nagłego ucisku nostalgii.

— Pojawiasz się w ostatniej chwili, po setkach lat i myślisz, że możesz mnie pouczać?! — wrzasnęła, czując narastającą wściekłość i zagarniające ją ramiona obłędu. — Zdradziłeś mnie! Przez ciebie jestem uwięziona w tym popierdolonym wymiarze!

Zmierzył ją zaniepokojonym spojrzeniem. Była rozdygotana, a jej twarz musiała przypominać oblicze obłąkanej. Po tylu latach przestała kontrolować swoje emocje i wygląd. W końcu pozostawała niewidzialna. Wiedziała, że wyglądała jak wrak; włosy miała skołtunione, twarz osmoloną, a ubrania stare i postrzępione. Nie miała już nic do stracenia, a obłęd od dawna stał się jej codziennym towarzyszem. Nieraz zastanawiała się, jak bardzo przypominała już swoją niezrównoważoną matkę.

— Nie masz zielonego pojęcia, jak to jest, gdy tkwisz w swojej głowie niezmiennie od setek lat! — wydarła się. — NIC NIE ROZUMIESZ!

Przez jego twarz przeszedł impuls, gdy ściany stacji metra zawibrowały niebezpiecznie. Głęboko skrywana tęsknota na sekundę zawładnęła drgnięciem kącika jego ust. Mimo wszystkich minionych stuleci i zatrważających zbrodni, które kobieta popełniła, on wciąż na twarzy nosił jakąś łagodność. Umiał patrzeć inaczej, bo wciąż widział pod powiekami jej wyblakłe widmo, które pielęgnował pieczołowicie w pamięci. Była pewna, że to robił. Widziała to w jego oczach.

— Odłóż tę bombę. — Zrobił krok w jej stronę, przez co nie zauważyła, że w międzyczasie wyjął coś z kieszeni.

Ani przez chwilę nie myślała o tym, by odpuścić. Chciała wywrzeć reakcję na Bractwie Wizytów, a to było jedyne wyjście. Nie miała ani krzty współczucia dla tej organizacji, która wychowywała obłudników, hipokrytów i kłamców. Nie dbała więc o głupie archiwum. Nie obchodził ją już nawet ten człowiek. Stał z miną zbitego psa, myśląc, że to w jakikolwiek sposób sprawi, że się zawaha.

W jednej chwili kobieta odrzuciła od siebie latarkę i zapadła ciemność. Jej palce od razu ruszyły do przycisku odpalającego bombę. Usłyszała ruch, a zaraz potem z gardła mężczyzny wydobył się wrzask, który odbity od ścian stacji, poniósł się w dal przez kilometry opuszczonych tuneli. Czas zatrzymał się w wirze świateł i cieni, walki o przyszłość jej planu. Jaskrawe światło rozbłysło w ciemnościach korytarza i padła na kolana z głuchym tąpnięciem. Nie zdążyła włączyć detonatora, który potoczył się gdzieś po kamiennej posadzce, tak jak misternie przygotowana bomba.

Poczuła przeszywający ból – rozlał się po ciele w jednej sekundzie. Przez zaciśnięte powieki zobaczyła oślepiające światło. Zupełnie, jakby słońce na chwilę zstąpiło z nieba, by rozświetlić zapomniane korytarze. Nie było to jednak wynikiem wybuchu, o którym tak marzyła. Świat rozdarł się na dwoje, zmieniając otoczenie w wir kolorów i świateł. Jej myśli, uczucia – wszystko, co składało się na jej istnienie – przekształciło się w coś innego.

Oślepiający blask i ból, były ostatnimi rzeczami, które zarejestrowała, zanim rozpadła się na milion postrzępionych kawałków, które rozpłynęły się w otaczającym smogu.


⋅∙∘☽☣☾∘⋅⋅


Miecz z sekundy na sekundę stawał się coraz lżejszy i chłodniejszy, a oślepiający kolor złotego żaru zmieniał się w pospolitą barwę stali. Nie był to zwykły miecz, a potężny luxtal – przewodnik energii i światła. Mistyczne symbole na nim po chwili zgasły i wchłonęły się w głownię. Przywarły do niej, tworząc niesamowite, runiczne wzory wyżłobione w stali. Mężczyzna obserwował to przez chwilę, po czym opuścił dłoń i jego palce rozluźniły się na diamentowym trzonie.

Z oszołomieniem rozejrzał się, by dostrzec, gdzie upadło jej ciało. Przypuszczał, że to spotkanie może zakończyć się w podobny sposób. Obserwował ją od jakiegoś czasu, starając się odgadnąć ukryte zamiary. Zachowywała się jak kompletnie zatracona w obłędzie, zniszczona istota. Z drugiej strony, wciąż chciał wierzyć, że kobieta, którą kochał w innym życiu, także się w niej gdzieś kryła. Pomimo wszystko, zrobił to, co musiał – powstrzymał zniszczenie Archiwum Bractwa Wizytów. Taką miał misję, aby wykupić swoją wolność. Znowu musiał ją zdradzić.

Podszedł do miejsca, gdzie chwilę temu stała. Podniósł latarkę i od razu cofnął się o krok. Jego luxtal upadł na posadzkę, wydając dźwięk, niczym dzwon klasztorny, obwieszczający ważne wydarzenie. Istotnie – był to moment zwiastujący wielkie zmiany we wszystkim, w co wierzyli i co znali przedstawiciele trzech międzywymiarowych ras. Albowiem, ciała kobiety nigdzie nie było.

Pod stopami mężczyzny leżała jedynie sterta starych, brudnych ubrań. Zaczął się więc rozglądać gorączkowo. Pomyślał, że nie mogła uciec po tym, jak została przebita luxtalem. Nikt nie był w stanie jej zabić przez klątwę nieśmiertelności, ale takie uderzenie wywołałoby skuteczny nokaut przynajmniej na kilka godzin. Wówczas mężczyzna mógłby zabrać ją w miejsce, gdzie nie miałaby szansy znowu zaatakować bractwo. Wtedy ciszę przerwał osobliwy dźwięk, który wkrótce przerodził się w rozdzierający wrzask. Był nieprzyjemny, choć wzbudzający współczucie i troskę. Mężczyzna poczuł, jak drętwieją mu nogi, gdy pochylił się nad źródłem tych odgłosów, którym okazała się sterta ubrań. Z obawą, co zaraz ujrzy, chwycił za materiał. W elementach garderoby leżało... niemowlę. Owiane przez grudniowe powietrze wrzasnęło jeszcze głośniej.

W jaki sposób dorosła kobieta – morderczyni skazana na wieczną karę zamieniła się miejscami z niemowlęciem?

Skrzywił się, nie tyle z powodu przykrego dźwięku, ile niedorzeczności sytuacji. Żadne prawa ziemskiej fizyki, magiczne siły, czy nawet Święta Energia samego Polluxa wyzwolona z luxtalu, nie była w stanie złamać tej klątwy... Mimo wszystko – kobieta zniknęła, za to pojawiło się małe dziecko.

Myśl o konsekwencjach usiadła na dobre w loży strachów mężczyzny. Co na to powie bractwo, a także cała Federacja Międzywymiarowa? Z mnóstwem wątpliwości i pytań wziął w ramiona niemowlę i owinął je w płaszcz. Musiał oddać je bractwu – to była pierwsza myśl, jaka przyszła mu do głowy.

Spojrzał raz jeszcze na dziecko z obawą wymalowaną na twarzy. Płakało rzewnie, a jego łzy świeciły blaskiem, który przypominał zarówno światło, jak i cień. Na małej główce widać było kępki ciemnych włosów. Nie znał się na fazach rozwoju najmniejszych ziemian, lecz dziecko wyglądało na kilkutygodniowe, może miesięczne. Nie chciał jednak się nad tym zastanawiać ani wyrokować. Niech bractwo dochodzi, co właściwie się stało i jak to odkręcić.

Wiedziony silnym przeczuciem o nowym początku, zgarnął z ziemi luxtal. Miecz zawibrował w dłoni, gdy nacisnął ukryty przycisk. Ostrze zmniejszyło się automatycznie do rozmiaru kieszonkowego scyzoryka. Wcisnął go do kieszeni na piersi i wraz z dzieckiem skierował się do wyjścia z opuszczonej stacji Down Street. Oboje bardzo szybko oddalili się w sobie znanym kierunku. Nad nimi zaś wisiało słońce, które za kilka chwil miało zostać zaćmione przez księżyc.


⋅∙∘☽☣☾∘⋅⋅⋅∙∘☽☣☾∘⋅⋅⋅∙∘☽☣☾∘⋅⋅


Witam Was wszystkich bardzo serdecznie. Jak odczucia po prologu? 

Przygotowałam dla Was małą niespodziankę na początek i od razu opublikowałam także pierwszy rozdział, do którego od razu zapraszam. :)

Continue Reading

You'll Also Like

61.6K 1.6K 37
Hermiona Granger, Harry Potter, Ron Weaslay i Draco Malfoy rozpoczęli właśnie siódmy rok nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Jak potoczy...
145K 4.9K 26
A co jeśli Draco i Hermiona odnajdą wspólny język? Czy mogą pokochać się bezwarunkowo? Historia pisana z perspektywy uczennicy mądrzejszej niż sama R...
91.2K 5.7K 42
Kolejne losy bohaterów Miraculum: Biedronka i Czarny Kot widziane oczami mojej wyobraźni... Miłego czytania :)
E38521 By LaVREe

Science Fiction

128K 7.3K 62
Eulalia ma dopiero 17 lat, kiedy jej życie wywraca się do góry nogami. Żyje w świecie wiecznej wojny, ubóstwa i bezprawia. W bardzo nietypowy sposó...