We're more like a soulmates...

By Shiruslayer

330K 37K 7.1K

Peter przenosi się do szkoły Nicholasa Fury'ego i stara się tam zaaklimatyzować,nieustannie utrzymując swój s... More

Rozdział I
Rozdział II
Rozdział III
Rozdział IV
Rozdział V
Rozdział VI
Rozdział VII
Rozdział IX
Rozdział X
Rozdział XI
Rozdział XII
Rozdział XIII
Rozdział XIV
Rozdział XV
Rozdział XVI
Rozdział XVII
Rozdział XVIII
Rozdział XIX
Rozdział XX
Rozdział XXI
Rozdział XXII
Rozdział XXIII
MARATON [06.08 o 20:00]
Rozdział XXIV
Rozdział XXV
Rozdział XXVI
Rozdział XXVII
Rozdział XXVIII
OGŁOSZENIE (rozdziały, Polcon i YT)
Rozdział XXIX
Rozdział XXX
Rozdział XXXI
Rozdział XXXII
Rozdział XXXIII
Rozdział XXXIV
Rozdział XXXV
Rozdział XXXVI
Rozdział XXXVII
Rozdział XXXVIII
Rozdział XXXIX
Rozdział XL
Rozdział XLI
Rozdział XLII
Rozdział XLIII
Rozdział XLIV
Rozdział XLV
Rozdział XLVI
Rozdział XLVI
Rozdział XLVIII
Rozdział XLIX
Pytanie!
Nominacja.
Rozdział L
Rozdział LI
Rozdział LII
Rozdział LIII
Rozdział LIV
Rozdział LV
Rozdział LVI
Rozdział LVII
Rozdział LVIII
Zawieszam.
I'm back.
Rozdział LIX
Rozdział LX
Rozdział LXI
Rozdział LXII
Rozdział LXIII
Rozdział LXIV
Rozdział LXV
Rozdział LXVI
Rozdział LXVII
Ogłoszenie
Rozdział LXVIII
Rozdział LXIX
Rozdział LXX
Epilog
Posłowie i Podziękowania
Coś więcej?

Rozdział VIII

7K 732 133
By Shiruslayer


Nie minęło nawet dziesięć minut, gdy Peter dobiegł do drzwi własnego pokoju. Prawie się zabił, gdy w biegu przebierał się w swój strój, po czym wyskoczył przez okno i na sieciach poleciał w miejsce strzelaniny. Miał chociaż nadzieję, że zdąży komuś pomóc.

Gdy doleciał w okolice tego miejsca, strzelanina nadal trwała. Dwójka ludzi chowała się za samochodem, nawalając do tych drugich z karabinów, którzy odwdzięczali się tym samym. Gdzieś w oddali słyszał odgłos syren policyjnych, a pomiędzy "osłonami", było pełno krwi. Nie wiedział czyjej i to było najgorsze.

Zaszedł jedną stronę od tyłu, w jednego strzelając siecią i odciągając daleko w tył, drugiemu za to przywalił z pięści w szczękę. Druga strona przestała strzelać, chyba zainteresowali się tym, co dzieje się z ich przeciwnikami. Peter schował się za samochodem, by za chwilę strzelić jednemu w twarz pajęczyną - o rany, jak on uwielbiał to robić! - i pobiegł w ich stronę, przeskakując za samochód, ale typ gdzieś zniknął. Wtedy odezwał się jego zmysł i przerzucił typa, który miał ochotę zaatakować go od tyłu, przez ramię, przypadkowo robiąc to tak mocno, że prawdopodobnie złamał mu rękę. Cholera.

No i w końcu przyjechała policja. A - oczywiście - zamiast zająć się przestępcami, wycelowali bronie w niego. A jakżeby inaczej.

- Jestem tutaj tylko po to, żeby wam pomóc! - krzyknął do nich, po czym przyciągnął się do dachu jednego z pobliskich budynków i postarał się zniknąć im z oczu.

Gdy Deadpool i Quill przybyli na miejsce, wśród ludzi coś się zakotłowało. Wadowi przez chwilę wydawało im się, że jest już po krzyku, ale chwilę później w kierunku policji skoczyło coś przypominającego jaszczura. Przyspieszył kroku zdziwiony; co jak co, ale Lizarda się tu nie spodziewał. Nim dopadł do potwora, ten rozdarł funkcjonariusza na dwie części i odrzucił za siebie. Po chwili oberwał wiązką promieni od Star Lorda prosto w pysk, która odrzuciła go w tył. Deadpool był tuż obok i władował obie katany prosto w jego klatkę piersiową. Lizard wrzasnął i trzasnął Wade'a pazurzastą łapą w nogę.

- Kanada! - wrzasnął Deadpool, a jego ostrze przejechało po jaszczurczym ogonie odcinając go bez większych problemów - Star Lord, nie guzdraj się cholero - warknął, parując kolejne uderzenie.

Kolejny promień uderzył Lizarda w bark, wyrywając z niego spory kawał mięsa, ale rana po chwili zaczęła się zasklepiać. Cholerny Healing Factor. Kolejny cios Jaszczura trafił prosto w gardło. Najemnik zachwiał się, ale ustał bez większego problemu, atakując głowę Lizarda. Potwór zamachnął się i nastała ciemność. Wade starał się coś zobaczyć, jednak dopiero gdy Star Lord podniósł jego głowę zobaczył swoje ciało kilka metrów dalej.

- Hej stary, rozumiem, że chciałeś się, rozerwać, ale bez przesady – Star Lord parsknął śmiechem.

Spider-Man siedział na krawędzi budynku, kiedy zobaczył Deadpoola i jakiegoś innego typka w śmiesznej masce. Przybiegli tam, gdzie jeszcze przed chwilą był on sam, kiedy znikąd pojawił się ten ogromny, oślizgły jaszczur. Brr. Wyglądało na to, że obaj sobie całkiem nieźle radzą sami, więc się nie wtrącał. W dodatku ten typ strzelał laserami, proszę was. Dopiero gdy głowa Deadpoola odleciała parę metrów dalej, wzdrygnął się i zastanowił, czy może podejść i zaproponować pomoc.

- Reflektujecie współpracę? - spytał, gdy zeskoczył na asfalt obok nich.

- Kim jesteś? - mruknął Star Lord stając między Spider-Manem, a ciałem Deadpoola. Jaszczur wciąż zbierał się z ziemi po ciosie Wade'a, więc Quill nie przejmował się niespodziewanym atakiem. A nawet gdyby, to już nie z takich opresji wychodził.

- Spider-Man, do usług - odparł. Czy on był z innej planety, że go nie kojarzył? - On... Sam się zregeneruje czy jakoś go trzeba, no nie wiem, złożyć? - spytał niepewnie, pocierając kark. Nie miał zielonego pojęcia na czym to polegało, a Deadpool w całości mógł im się przydać.

- Trzymaj - mruknął Star Lord i rzucił mu głowę Wade'a, sam zajmując się ostrzałem Lizarda

- Okej? No i co mam z nim zrobić? Zacząć żonglować? - spytał ironicznie. Przycisnął jego głowę bardziej do siebie, żeby coś się z nią nie stało. Ja działa ta cała regeneracja?, spytał sam siebie.

- Spidey? - Deadpool mruknął cicho. Wydawało mu się, że słyszy głos Pajęczarza. Powoli otworzył powieki i ujrzał Pajączka, który kurczowo trzymał jego głowę.

- O, cześć. Twój kolega poszedł się nawalać z Lizardem, a ja dostałem twoją łepetynę. Może mi powiesz, co dokładnie mam teraz zrobić? - jęknął cierpiętniczo. To zdecydowanie nie była normalna sytuacja, ale chyba będzie się musiał przyzwyczaić.

- Reszta ciała jeszcze gdzieś tu jest? Jeśli tak to je po prostu złącz. Wiesz, jak megazorda w Power Rangersach czy coś.

- Taak, super porównanie. Jak zrobisz się zaraz metalowy i wielki na siedem pięter, to będę wniebowzięty - mruknął do siebie i podbiegł do ciała Deadpoola, leżącego sobie gdzieś parę metrów dalej. Przyłożył jego głowę do miejsca, gdzie kończyła się szyja, no i go tak zostawił, a sam stanął obok i czekał na to cudowne połączenie. Czuł się niczym Victor Frankenstein, gdy ten tworzył swojego potwora.

Na szczęście Deadpool nie musiał regenerować całej głowy, starczyło tylko kilka połączeń i już mógł władać z powrotem resztą ciała. Dźwignął się do góry, akurat w tym momencie, gdy świeżo zregenerowany ogon Lizarda walnął w Petera. Gdzie Twoje Pajęcze zmysły, Spidey? - zdziwił się

Peter dostał całkiem mocno, bo siłę uderzenia poczuł aż w żołądku. Przez chwilę go zamroczyło, ale udało mu się zdezorientować tego gówniaka strzałem sieci w twarz. Nie no, to serio nigdy się nie nudzi!, stwierdził w myślach wesoło, mimo ochoty splunięcia krwią.

- Wade, przytrzymaj mu łeb, bo się wierci, cholera! - wrzasnął Quill.

Deadpool szybkim ruchem doskoczył do Lizarda, który próbował zedrzeć lepką pajęczynę z twarzy i wbił oba ostrza w jego pierś, od razu je skręcając. Jaszczur wrzasnął, ale Deadpool nie zamierzał puszczać.

- Padnij! - jak mu kazano tak zrobił, usłyszał tylko dźwięk podobny do smażenia i gdy podniósł wzrok, głowy Lizarda nie była, a jego wielkie cielsko właśnie opadało na ziemię.

Peter jeszcze przez chwilę siedział na ziemi, bo uderzenie sprawiło, że na moment stracił oddech w płucach. W oddali widział korpus Lizarda, bez głowy, i przeklął pod nosem. Nie chciał, żeby go zabijali, tym bardziej, że znał prawdziwą tożsamość stwora, a Dr Connors sam w sobie był dobrym człowiekiem.

Gdy w końcu się podniósł, stęknął głośno i podszedł do Deadpoola i tego typa w śmiesznej masce. Oj, coś czuł, że będzie miał siniaka na brzuchu.

- On nie wróci już do żywych czy znowu będzie się naprzykrzał?

Deadpool dźgnął kilka razy pierś Jaszczura.

- Moim zdaniem martwy, ale wiesz jak to bywa - przejechał palcem po swojej szyi. Spojrzał na Star Lorda, który ciężko dyszał; wciąż nie wydobrzał po ostatniej akcji. Bardzo mocno wtedy oberwał, prawie wyzionął ducha. Dlatego też zaszył się na ziemi i lizał rany. Podszedł do Quilla opierając mu dłoń na ramieniu - Wszystko dobrze, tancereczko?

Star Lord skinął głową i pokazał mu okejkę. Nagle wśród policjantów rozległ się szum, a po chwili wystrzał ostrzegawczy. Deadpool jakby nigdy nic podniósł Star Lorda na barana i wyciągnął jedną katanę.

- Nawet się, kurwa, nie ważcie. Nie jestem tak miły jak Pajęczarz.

- No to... to ten, to do zobaczenia, panowie - mruknął i chciał wystrzelić sieć w stronę najbliższego budynku, ale nic takiego się nie stało. Zamiast tego stał jak głupek w miejscu, z ręką wyciągniętą do przodu. - Super - westchnął ciężko. Nie napełnił sieciowodów, w dodatku nie miał żadnych zapasów, dlatego podbiegł do ceglanej ściany i wspiął się na nią, bądź co bądź wolał wrócić do internatu po dachach niż na ulicy.

Star Lord spojrzał zdziwiony na Deadpoola i parsknął śmiechem.

- Niezły ten twój Spider-Man.

Deadpool uśmiechnął się półgębkiem. Policjanci wciąż nie chcieli ich spuścić z celownika.

- Trochę zatrzęsie, Star Lord.

Wbił się z bara w najbliższego funkcjonariusza i powalił go na łopatki, a sam zaczął biec, nie zważając na strzały. Póki nie trafiali w Quilla, było całkiem dobrze.

W końcu doszli do zaplecza knajpki, a tam przebrali się w normalne ciuchy. Wade opadł na posadzkę i spojrzał na swojego przyjaciela:

- Tośmy się trochę poruszali co? Przez Ciebie mi jeszcze przykleją metkę tego "dobrego" - mruknął zakładając bluzę, ale zupełnie ignorując kaptur i bandanę. Kurde, przy Star Lordzie, jak przy Cable'u, mógł być sobą. Nagle usłyszał dźwięk smsa.

Petey: Jak tam? Dalej jesteś na tej pizzy?

Uśmiechnął się lekko. Odłożył broń pod ladę i wrócił na zaplecze. Rocket właśnie zaczął robić im kazanie o byciu bezmózgimi dupkami.

- Dobra, dobra, szczurku. Ja się muszę zwijać.

Szop już otworzył pyszczek, żeby coś powiedzieć, ale Deadpool bez większych problemów zatkał go leżącą obok szmatką.

- Nie zostawiaj mnie samego z jego wyrzutami - mruknął Star Lord z podłogi. Siedział pod jedną z szafek, próbując oszczędzać klatkę piersiową.

- Jak Gamora wróci... - warknął Rocket rzucając szmatką w twarz Quilla. Wade parsknął śmiechem i założył kaptur i bandanę. Przybił żółwika z całą trójką (Groot właśnie wszedł na zaplecze) i wyszedł.

- Przyjdź niedługo z tym całym Peterem - rzucił mu Star Lord na pożegnanie. Wade uśmiechnął się w odpowiedzi i zaczął odpisywać na smsa.


Continue Reading

You'll Also Like

7.9K 834 22
! KSIĄŻKA NIE MA NA CELU SHIPOWANIA TUBBO Z RANBOO ! Jest to tylko fikcja literacka, a ich relacja w książce może być różnie odebrana przez czytelnik...
114K 11.4K 18
Codzienne życie na Baker Street zaczyna się zmieniać, tak jak relacja między wspaniałym detektywem i jego bloggerem. A wszystko przez te głupie koszm...
15.7K 1.1K 27
Pomimo, że Vees byli dla ciebie jak rodzina (niektórzy) jako bliska przyjaciółka samej księżniczki piekła postanawiasz pomóc jej w prowadzeniu hotelu...
1.9K 100 12
Niektóre TALKSY mogą być inspiracją!