Rozdział I

16.9K 1K 797
                                    

Witam serdecznie! Mam tu dla Was wynik mojego RP z Mią Carrot, więc do Waszych łapek trafia pierwsza część naszego Co-opa. Zapraszam gorąco do czytania! <3

Pierwsze dni w nowej szkole są zawsze prawdziwą męką i swoistą drogą przez piekło. Każdy się na ciebie gapi i są to spojrzenia w stylu: „Hej, a to nie jest przypadkiem ten Nowy?". Choć w przypadku Petera Parkera wypowiedzi te często były podszyte drwiną i nutką pogardy. Chłopak miał jakieś takie dziwne szczęście do tego, aby zaraz po przybyciu do nowej szkoły, interesowały się nim typy spod ciemnej gwiazdy. W ciągu tych kilku lat zdobył dość dogłębną wiedzę na temat wszelkiego rodzaju szkolnych dręczycieli, od cwaniaczków chcących podkraść trochę pieniędzy na fajki, po bezmózgie góry mięcha, których interesowało tylko jak spożytkować rozpierającą ich energię i młodzieńczy zapał do obijania cudzych mord. Jakby tego było mało, już po mniej więcej tygodniu, no, może dwóch, musiał wracać do domu z karteczką typu - „Proszę rodzica o przyjście do szkoły.". Cóż, oczywiście nie z winy Parkera, jednak nie zmieniało to faktu, że początki zawsze były dla niego paskudne. Wkurzało go również to, że szkolne dryblasy nawet nie zdawały sobie sprawy, kogo atakują. Nie oszukujmy się, Peter lubił być Spider-Manem, ale miało to swoje minusy. Ogromne minusy. Na ten przykład nie mógł pokazać na co go stać, bo o ile on kończył u szkolnej pielęgniarki, to jego "oprawcy" mogliby wylądować na cmentarzu. Miał czasami problemy z wyczuciem czy uderza tak aby dokopać, czy już tak by zabić.

Jakby tego było mało, podczas nocnego patrolu natrafił na jakże przemiły gang złodziei samochodów, przez co zaspał na swój pierwszy dzień w szkole. Ah, nie ma jak to zrobić dobre pierwsze wrażenie, co nie? Tym bardziej, że pierwszą lekcję miał podobno z nauczycielem, który oczywiście nienawidził, gdy uczniowie się spóźniali. No, ale w końcu był Peterem Parkerem, musiał mieć przewalone już od pierwszego dnia w szkole.

Liceum, do którego trafił, za namową Cioci May było na językach od chwili otwarcia. Nie, nie z powodu poziomu czy innych takich typowych aspektów. Placówka została całkowicie sfinansowana przez S.H.I.E.L.D. i po prasie chodziły pogłoski, że ma być to wylęgarnia nowych podwładnych Fury'ego, jednak szkoła okazała się być całkowicie normalnym miejscem, czego skrycie Peter żałował. Bo może akurat w końcu znalazłby miejsce gdzie jego sekret mógłby przestać być tajemnicą. Jednak nic co wyszło spod rąk Fury'ego nie mogło być tak do końca normalne. Uczyli tam zarówno agenci, jak i, ekscytował się tym niczym premierą GTA V na PCty, niektórzy z kompletnej elity, a dokładniej drużyny Avengers. Nie mógł się doczekać lekcji z niektórymi z nich, przecież zawsze chciał poznać ich osobiście. I może znali się gdy był Spider-Manem, ale nie było to to samo.

Szkoła była ogromna; składała się z kondygnacji pięter i półpięter połączonych z innymi blokami za pomocą korytarzy nadziemnych, więc od razu się pogubił. Na szczęście, krążąc po szkole w poszukiwaniu odpowiedniej sali, udało mu się kogoś znaleźć. Korytarzem szedł chłopak w czerwono-czarnej kurtce, z kapturem na głowie, w zamyśleniu przeglądając coś w telefonie. Peter stwierdził, że raz kozie śmierć, i że spróbuje go podpytać, gdzie powinien iść. Oczywiście mając nadzieję, że nie dostanie od razu w twarz.

- Hej, poczekaj! - krzyknął za nim, w duchu błagając, aby ten się zatrzymał - Czy mógłbyś mi powiedzieć, gdzie jest sala 129?

Chłopak odwrócił się w jego kierunku zdziwiony, że ktoś go woła. Był cholernie znudzony, z resztą jak zawsze szkole. Nie chodziło tu nawet o lekcje, mimo powszechnej opinii klasowego rozrabiaki i nieuka istniały zajęcia, które potrafiły go zainteresować. Bardziej drażniło go to, że tak rzadko. Miał nieustanne poczucie, że w szkole traci życie; marnuje czas, który mógłby poświęcić na cokolwiek innego.

We're more like a soulmates. [Spideypool]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz