Rozdział LIX

2.5K 325 39
                                    


Zarzucił torbę na ramię, po czym omiótł swój pokój lustrującym spojrzeniem chcąc się upewnić czy aby na pewno niczego nie zostawił. Nie lubił się wracać, nie lubił także egzystować bez niektórych przedmiotów. Na przykład swojej deski - od Wade'a. Oraz pewnej przydużej bluzy, która oczywiście również należała do najemnika. Mimo swoich obaw zabrał wszystko, co mogło być dla niego przydatne przez najbliższe dwa tygodnie, do szkoły wróci dopiero po Nowym Roku. Miał nadzieję się przez ten czas trochę pouczyć, po powrocie miał zapowiedzianych parę sprawdzianów. Jednak nie chciał się też za bardzo oszukiwać. Wiedział, że większość czasu poświęci na nadrabianie straconego czasu z Wadem.

Już pojutrze Wigilia, dziś wieczorem miał opuścić Akademię i pojechać do domu. Do cioci May. Do stosów wypieków, dziesiątek potraw oraz mrowia dekoracji świątecznych.

I choinki.

Obiecała mu zostawić ją „gołą", aby mogli udekorować ją z Wadem razem. Już widział te iskierki szczęścia w oczach Deadpoola, gdy ten ujrzy te wszystkie świecidełka, które zbierali od najmłodszych lat Petera. O ile oczywiście nie postanowi „poprawić" wystroju kawałkami pizzy. Albo głowami swoich zleceń. Nigdy nie wiadomo, na co ten człowiek wpadnie.

Szedł ulicami Nowego Yorku brodząc po kostki w śniegu. Niewiarygodnym było już to, że śnieg postanowił spaść, a co dopiero tak obficie, ale był to tylko kolejny dobry znak. Te święta zapowiadały się jako jedne z najlepszych w życiu Petera. Spojrzał na telefon, od kilku dni milczał. Nie miał żadnej wiadomości i zaczynał się trochę martwić. Nie żeby nie miał przedtem cichych dni, ale w końcu Wade miał mieć jakąś ważną misję.

Mimo ukłucia niepokoju w sercu, był niesamowicie szczęśliwy, gdy przechodził wśród tych wszystkich świecidełek i kolorowych wystaw. Ludzie wydawali się milsi, częściej okazywali sobie uczucia, wszędzie widział pary trzymające się za ręce, dzieci rzucające się śnieżkami i robiące bałwany z puchu leżącego na trawnikach.

Zaczęło sypać, Peter owinął szyję szczelniej szalikiem, po czym zaczął szukać wzrokiem jakiegoś przystanku, z którego mógłby dojechać na Queens. Zastanawiał się czy pajęczyna nie będzie zamarzać, gdy temperatura spadnie mocno poniżej zera. Będzie musiał nad tym popracować, jeśli znajdzie trochę czasu. Najpierw Wade. W końcu powinni zobaczyć się już za trzy dni.

~*~

Otworzył drzwi do mieszkania. Był całkiem przemoczony przez śnieg, który coraz mocniej sypał za oknem.

- Ciociu?

Dom był kompletnie pusty. Poczuł ukłucie lęku, po czym zauważył karteczkę na lodówce. Wyskoczyła na małe zakupy. Pokręcił głową, martwił się kiedy wychodziła tak późno, miał tylko nadzieję, że poszła do pobliskiego sklepiku, jeśli tak, to powinna wrócić za jakiś kwadrans. Chyba, że znowu wda się w jakąś pogaduszkę z koleżanką. Peter obiecał sobie w duchu, że jeśli nie obędzie jej za dziesięć minut to do niej zadzwoni.

Wbiegł po schodach na piętro, po czym wsunął się do swojego pokoju, jakby był tu obcym. I tak po troszku było, choć wydawało mu się, że ciocia zostawiła wszystko na swoim miejscu. Musiała jednak często tu odkurzać, bo nawet modele samolotów i Gwiazdy Śmierci, które po tym czasie powinny pokryć się grubą warstwą kurzu, były czyściutkie. Odłożył torby, zapalił małą lampkę stojącą na biurku, przejechał dłonią po grzbietach książek, aby w końcu rzucić się na równiutko pościelone łóżko. Na suficie wisiały plakaty z Avengersami, lampa na ścianie była atrapą tarczy Kapitana, jego ulubiona poduszka miała kształt Sokoła Millenium, a Peter nie potrafił powstrzymać uśmiechu widząc to wszystko. Wciąż nie potrafił uwierzyć, że udało mu się trafić do szkoły, w której uczyli jego dziecięcy bohaterowie, przynajmniej wtedy, gdy nie mieli misji. Jakże cudownie było słuchać o historii od Rogersa i mieć matematykę wykładaną przez samego Starka.

Uniósł telefon sprawdzając czy nie ma żadnej wiadomości od Wade'a. Z ekranu spojrzał na niego Deadpool w swojej masce obejmujący Spider-Mana i pewnie szczerzący się pod jej materiałem. Brakowało mu ich wspólnego zdjęcia, gdy są po prostu Wadem i Peterem. Będzie musiał to zmienić, gdy tylko najemnik wróci.

Spojrzał na torbę, gdzieś na dnie leżał prezent dla cioci, a dokładniej naszyjnik, który wypatrzyła kiedyś na jakiejś wystawie, nie mogła sobie wtedy na niego pozwolić, ale Peter to zapamiętał i kupił go już miesiąc temu. Był tam także prezent dla Wade'a - Nintendo wraz z najnowszą częścią Pokemonów. To wszystko kosztowało go, co prawda masę zdjęć dla Daily Bugle, ale było warto. Nie mógł się doczekać, aż zobaczy ich uśmiechy i Wade'a zrywającego papier z pudełka. A może będzie otwierał upominek powoli? W końcu to miały być jego pierwsze święta.

Z zamyślenia wyrwał go klucz przekręcający tryby w zamku, ah, te pajęcze zmysły, a sam Peter zbiegł po schodach, żeby przywitać się w końcu z ciocią May.



~*~

Powiem Wam, że ciężko mi było znowu się wkręcić w to opowiadanie. I to tak bardzo, że chciałam je porzucić. Szczególnie dlatego, że chciałabym zakończyć również Sto Tysięcy, Come As You Are oraz Ciasto ze śliwkami. Przypomniało mi się jednak, jak bardzo boli czytanie nigdy nieskończonego opowiadania, dlatego jestem. Plan jest taki, że najpierw kończę to, a potem po kolei następne serie. Nie chcę Was zawodzić, nie chcę Wam dawać złych rozdziałów, nie po tych wszystkich wiadomościach i komentarzach. Dziękuję Wam za to, bardzo mnie to motywowało, na pewno pomagało mi to w przygotowaniach się do matury.

Tak zwany update z życia: idę na studia. Dokładniej na Uniwersytet Wrocławski na filologię polską, chcę zostać nauczycielem. I wiecie co? Jest w tym też jakaś Wasza zasługa.

Dziękuję i do następnego rozdziału.

Shiruslayer


PS.: Wciąż szukam bety!

We're more like a soulmates. [Spideypool]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz