Rozdział XVIII

5.3K 616 118
                                    


Całą lekcję przeleżał na ławce, pod czujnym okiem nauczyciela. Gdy dzwonek w końcu zadzwonił, pozostali uczniowie zerwali się ze swoich miejsc i wyszli z klasy, a Thor zawołał do siebie Petera. Gdy chłopak podszedł do niego, mężczyzna zaczął rozmowę.

- Synu Parkera, oddam ci twe urządzenie, pod warunkiem, iż już nie skorzystasz z niego podczas lekcji. Zrozumiano?

- Tak.

- Dobrze, możesz już iść. I powodzenia z synem Wilsona - mrugnął do chłopaka i uśmiechnął się promiennie.

Peter wyszedł z klasy i odetchnął ciężko. Co to było?

Petey: Właśnie Thor życzył mi z tobą powodzenia. To dobrze czy źle?

Wade, który właśnie szedł w kierunku sali Rogersa, masując obolałą głowę, aż przystanął na widok smsa.

- Rusz się, Wilson - mruknął Cable, który szedł tuż za nim.

- Już, już. Tylko odpiszę Peterowi.

Jego przyjaciel westchnął i podniósł bez większego wysiłku go za kołnierz, niosąc do klasy. Wade kompletnie się tym nie przejął, stukając w ekran telefonu.

Wade: Rozmawiałeś z nim o Nas? Nie wiem Peter, ale Thor jest całkiem w porządku, więc nie przejmowałbym się tym za bardzo.

Petey: Najlepsze jest to, że nie wspomniałem ani słowem. Chociaż zabrał mi telefon, mógł się jakoś dobrać do wiadomości.

Peter szedł pod salę Starka, na matematykę. Nauczyciel siedział w klasie i popijał kawę, robiąc coś na jednym ze swoich fikuśnych gadżetów. Peter całkiem lubił tego nauczyciela; był ekscentryczny o wręcz jedyny w swoim rodzaju.

Cable odstawił go na ławkę, a Wade od razu zszedł na krzesełko, nie chcąc denerwować Rogersa. I jak zwykle, wywołując dość spore zamieszanie w klasie, wyjął zeszyt z historii, jedyny jaki posiadał.

Wade: Napiszę po historii, ok? Miłej matmy, Pajączku. Kocham Cię.

Peter uśmiechnął się na widok treści SMS-a i schował telefon do kieszeni, po czym usiadł na swoim miejscu.

- Dobra, dzieciaki, wyciągamy karteczki - usłyszał złośliwy ton nauczyciela, a po klasie rozległ się jęk rozczarowania.

Aktualnie rozmawiali o II Wojnie Światowej, a Rogers gestykulował żywo, prawie nie biorąc oddechu między poszczególnymi słowami. Wade czuł, że zaczyna boleć go nadgarstek, ale notował wszystko co Cap powiedział. No bo niecodziennie ma się szanse usłyszeć o Wojnie od człowieka, który rzeczywiście w tej wojnie wziął udział, prawda? Aktualnie Amerykanie bronili Midway, Wade słyszał szum samolotów wzbijających się z czterech lotniskowców japońskich - „Akagi", „Kaga", „Hiryū" i „Sōryū" - stanowiących trzon wrogich wojsk. Oczami wyobraźni widział padających żołnierzy, lecące kule, eksplozje, pikujące samoloty rozbijające się o amerykańskie statki, posyłając je na dno.
Na czole Rogersa pojawiła się zmarszczka, gdy Japończycy zaczęli wygrywać, ale po chwili rozjaśniła się, bo Amerykanie brali odwet. W końcu bitwa o Midway była zdecydowanie momentem przełomowym w wojnie, złamany został bowiem ofensywny kręgosłup floty Cesarstwa. Nawet nie wiedział kiedy zadzwonił dzwonek.

Wade: Jak matma?

Petey: Kartkóweczka, zresztą jak zwykle. Czy on uwziął się tylko na nas, czy reszta szkoły też tak ma?

Wade: Musieliście mu czymś podpaść, bo na nas się tak nie uwiesił. Zwykle się znęca nad klasą, jak się go nie słucha albo olewa.

Petey: Było tak pewnie zanim doszedłem do szkoły, bo zrobił kartkówkę już drugiego dnia. I ja też musiałem brać w niej udział.

Wade: Jak Ci idzie matma?

Petey: Dobrze. Lubię ją, dlatego nie mam z nią większego problemu. W poprzedniej szkole uważali mnie za kupiona, więc to mówi samo za siebie.

Wade: A tutaj, tak nie jest?

Petey: Wolę się nie udzielać, bo czułem na własnej skórze, jak to się kończy.

Wade: Pamiętasz co masz zrobić, jak ktoś będzie Ci dokuczał?

Petey: Jasne, zawsze. Nie martw się, nic mi się nie stanie.

Wade: To nie tak, że się martwię. Znaczy martwię. Ale tylko troszkę.

Wade: Po prostu zamordowałabym każdego, kto by Ci zrobił krzywdę.

Petey: Wiesz, że i tak bym ci na to nie pozwolił, ale dziękuję.

Petey: To nawet słodkie.

Wade: A tam słodkie. To Ty jesteś od bycia słodkim w tym związku.

Petey: I potrafię to dobrze wykorzystać. Co nie zmienia faktu, że to słodkie.

Wade: Twoje spojrzenie Kota że Shreka na mnie nie działa, Pajączku.

Petey: Mhm, tak sobie tylko wmawiaj. Mój urok osobisty działa na wszystkich. Także i na Ciebie, kochanie.

Wade: Chciałbyś, Młody.

Wade: Czekaj... Jakich wszystkich?

Petey: Chodzi mi o to, że zazwyczaj wszystko uchodziło mi płazem. A co, zazdrosny?

Wade: Trochę...

Petey: Oj, nie musisz się martwić. Kocham tylko Ciebie.

Wade wyszczerzył się do telefonu. Szedł właśnie na zajęcia z Bartonem, co bardzo go cieszyło.

Wade: Ja Ciebie mocniej. W ogóle ten nowy jest z Twojej klasy?

Petey: Szczerze? Nie mam pojęcia. Tak jak spotkałem go dzisiaj rano, tak go już nie widziałem. Zastanawiam się czy da się z nim jakoś normalnie pogadać.

Wade: Może odwiedza szkołę tak często, jak ja.

Petey: Tym lepiej dla nas. Nie chcę być niemiły czy coś, ale naprawdę wolałbym Ciebie w pokoju, no.

Peter podniósł głowę znad telefonu i zdał sobie sprawę, że stoi przed salą gimnastyczną, gdzie miał mieć za chwilę lekcje. Wade też podobno miał mieć, ale nigdzie go nie było.

We're more like a soulmates. [Spideypool]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz