Rozdział XIV

6.4K 712 125
                                    

- Cześć, Star Lordzie! - krzyknął Peter już na progu, widząc Quilla za ladą i zaprowadził Wade'a do jednego z pustych stolików, siadając obok niego. W pomieszczeniu jak na razie nie było zbyt wielkiego ruchu, ale to dlatego, że było dosyć wcześnie i ludzie prawdopodobnie nawet nie wstali jeszcze z łóżek - w końcu nie dość, że to sobota, to jeszcze gdzieś koło dziewiątej. Wade wciąż trzymał Petera za rękę, a ten drugi nie miał nic przeciwko. Jedynym problemem było to, że musiał uważać, żeby nie zacząć szczerzyć się jak głupi.

- Siemanko! - odparł Peter i spojrzał wymownie na ich złączone ręce, po chwili spoglądając na Wade'a z lekko głupkowatym uśmiechem. - Co wam podać, zakochańce?

- Tak właściwie, to parę odpowiedzi. I wyjaśnień. Głównie dla mnie - odparł tajemniczo Parker, wzrokiem wskazując miejsce naprzeciwko siebie.

Quill uniósł brew zaskoczony, ale usiadł na wyznaczonym przez Petera miejscu.

- Słucham Cię, komisarzu Parker, chciałbym jednak przypomnieć o domniemaniu niewinności - parsknął śmiechem.

- Jesteś aresztowany! Masz prawo zachować milczenie. Wszystko co powiesz może być użyte przeciwko Tobie - dodał Wade, za co dostał od Star Lorda kuksańca w bok.

- Ha ha, bardzo śmieszne panowie, naprawdę - mimo swoich słów sam się zaśmiał, jednak po chwili odchrząknął i zmarszczył brwi. - Gdybyś mógł, Peter, to wyjaśnij mi proszę, dlaczego strzelasz laserami w wielkie, obślizgłe jaszczury, które lubią odrywać Wade'owi głowę. Jestem tego strasznie ciekaw.

Star-Lord uśmiechnął się szeroko, tak jakby, w ogóle nie zdziwiło go to pytanie. Spojrzał na Petera, potem na Wade i jeszcze raz na Petera, a po chwili szczęka opadła mu na ladę:

- Spider-Man?

- Och, czyli skojarzyłeś. Tak, we własnej osobie - uniósł brwi w rozbawieniu. - Opowiadaj jak to jest z twoimi laserami, bo nadal mnie intrygują - powiedział podekscytowany.

- Czekaj, czyli... - pokazał palcem na Petera, później na Wade'a i z powrotem na Petera - Wiesz, że on jest Deadpoolem?

- Mhm. Wygadałem się jako Spidey, że wiem kim jest i tak jakoś się skończyło. Znaczy to było trochę inaczej, ale uznajmy, że tyle starczy, bo chcę się w końcu dowiedzieć dlaczego strzelasz laserami. I o co chodzi z tą śmieszną maską? Bez urazy oczywiście - dodał zaraz.

- Śmieszną maską? To nie ja biegam w spandeksie - mruknął Star Lord.

Deadpool rozsiadł się wygodnie, gładząc kciukiem dłoń Petera. Bardzo przyjemnie oglądało mu się tak rozemocjonowanego chłopaka.

- Jakkolwiek dziwnie to nie zabrzmi, to człowiekiem jestem tylko w połowie, po mamusi, również dzięki niej kocham tak muzykę, taniec i ogółem lata 70., ale do rzeczy. Mój ojciec to Spartoi, w dodatku szef Spartax, planety w dalekim, dalekim układzie. Wychowałem się, tak, wiem, że ci ciężko w to wszystko uwierzyć, widzę po spojrzeniu, ale na pokładzie statku kosmicznego Łowców. Potem razem z przyjaciółmi założyliśmy drużynę Guardians of the Galaxy, jak się pewnie domyślasz - do obrony naszej kochanej galaktyki. Niestety, podczas jednej z naszych misji cholernie mocno oberwałem i aktualnie liżę tu rany. Tak w skrócie.

Peter uniósł brwi w konsternacji.

Spart... Spar co?

- Okej, to jest bardzo duży skrót - mruknął i podrapał się wolną ręką po głowie. - Mam przynajmniej świadomość, że zwyczajny to nie jesteś. Znaczy wiesz, w tym dobrym sensie. Czyli tyle informacji powinno mi starczyć, tak?

- Jeśli chcesz o coś dopytać, to wal śmiało - odparł - Szczególnie, jeśli pytania będą dotyczyć tego, jakim świetnym strzelcem i pilotem jestem.

- Więc ty też latasz statkami kosmicznymi. Nie boisz się, że nagle Ci tam... no wiesz, tlenu zabraknie?

- Po to mi właśnie maska - Quill dotknął powietrza tuż przy swojej skroni, a wspomniany przez niego przedmiot zmaterializował się w ciągu kilku sekund otaczając jego twarz - Przy okazji ma wbudowany translator, ale tu na ziemi nie jest mi potrzebny.

Szczęka Petera nie mogła opaść już niżej, aktualnie pewnie sięgała mu aż do kolan. Był... zafascynowany tą technologią i nie wiedział, co ma powiedzieć. Szukał jakiegoś logicznego wytłumaczenia na to wszystko, ale zwyczajnie to się nie mieściło w jego głowie.

- Jak ty to... Dobra, nie pytam, chyba nie chcę wiedzieć - powiedział i odetchnął. To było dla niego zbyt dużo informacji i wydarzeń jak na dwa dni.

I tak Peter i Wade spędzili resztę dnia - siedząc w knajpce Quilla i rozmawiając o błahych rzeczach, czasem śmiejąc się do rozpuku. Star Lord zazwyczaj opuszczał ich tylko na chwilę, żeby zrealizować jakieś zamówienie. Peter musiał przed sobą przyznać, że strasznie polubił swojego imiennika.
Podobało mu się też to, że Wade wcale nie puszczał jego dłoni i trzymał ją tak, jakby to była ostania rzecz, którą zrobiłby na tym świecie. Pomijając to, że chłopak raczej by z niego nie zszedł.


Dziś krótko, ale za to kolejny rozdział wrzucę w piątek. Do zobaczenia :3

We're more like a soulmates. [Spideypool]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz