Rozdział VII

7.4K 727 188
                                    

Knajpka, do której weszli była nieduża, ale miała swój klimat i Deadpool uwielbiał tu przychodzić. Lokal był utrzymany w klimacie lat 70., a jego fenomen polegał przede wszystkich na różnorodności i umiejętnym zmiksowaniu różnych aspektów kultury tamtego okresu z futurystycznymi dodatkami. Gdy weszli akurat grało "Cherry Bomb" od The Runaways, a Joan Jett swoim seksownym wokalem doprowadzała słuchaczy do szaleństwa. I to od 1976 roku, przecież to nienormalne. Gdy tylko wszedł blondyn w czerwonej skórze i słuchawkach na karku rzucił mu się na szyję z głośnym okrzykiem:

- Nasz stały klient! Siemanko Dead... – Wade zakrył usta kolesia jednym sprawnym ruchem.

- Zamknij się Quill – puścił go, zarzucając głową w kierunku Petera, który stał tuż za nim. Blondyn uśmiechnął się szeroko, puścił Wade'a i wyciągnął dłoń do swojego imiennika.

- Peter Quill, chociaż wszyscy wołają na mnie Star Lord.

- Peter Parker. Miło Cię poznać, Star Lordzie - także się uśmiechnął i uścisnął jego dłoń. Mężczyzna wyglądał całkiem sympatycznie, ale Peter założyłby się, że Quill jest od niego starszy o jakieś parę lat - Skąd się wzięło takie przezwisko? - spytał rozbawiony. Star Lord popatrzył na Wade'a z głupkowatym uśmiechem szepcząc:

- Co ja mam powiedzieć? - pod ostrym spojrzeniem Deadpoola od razu się zreflektował - Długa historia. Co podać?

- Zdam się na Wade'a, okej? To on częściej tu bywa, więc pewnie całkiem nieźle zna menu. Co polecasz? - zwrócił się do towarzyszącego mu chłopaka.

Wade podrapał się po głowie.

- Mam nadzieję, że lubisz mięso - spojrzał na Star Lorda - To co zawsze, stary.

Poklepał blondyna po ramieniu i pociągnął Petera na siedzenie. Stoliki były ustawione w starych autach z lat 70. Znajdowały się tam między innymi stare Audi 50, Buicki, a nawet kultowy Mercedes-Benz 600, wszystkie pomalowane na jaskrawe barwy lub gwiezdne motywy. Peter usiadł naprzeciw Wade'a i rozejrzał się po pomieszczeniu, które było całkiem sympatyczne.

- Nie dziwię się, że tak często tu przychodzisz. Fajnie tutaj.

- Najlepiej! - stwierdził Star Lord pojawiając się znikąd tuż przy Peterze i rozkładając przed nimi lemoniadę w szklanych butelkach po mleku. Wade chyba chciał coś powiedzieć, ale zamarł z otwartymi ustami, a po chwili westchnął cierpiętniczo. Pociągnął blondyna na kanapę obok siebie i poczochrał go po włosach.

- Jesteś niemożliwy. Gdzie zgubiłeś Gamorę i resztę?

- Ściśle tajne - mężczyzna wyszczerzył się w odpowiedzi robiąc z palców apostrof. Peter odchylił się na siedzeniu i wziął swoją lemoniadę do ręki, po czym zaczął przyglądać się dwójce siedzącej naprzeciwko niego - Jak długo się znacie? - spytał i pociągnął łyk ze szklanki.

- Niedługo stuknie pięć lat - powiedział Deadpool, a Star Lord energicznie pokinął głową i napił się z butelki Wade'a.

- Idę po pizzę chłopaki, dajcie mi chwilkę.

- Ile Peter ma lat? – zapytał Parker, gdy wspomniany chłopak odszedł od stolika. - Wygląda mi na starszego.

- Dwadzieścia osiem, no, prawie dziewięć, choć zachowuje się jak jakiś dzieciak. Mimo to miły gość, nie mogę powiedzieć o nim złego słowa.

I Deadpool rzeczywiście nie mógł, bo naprawdę lubił współpracę ze Star Lordem, choć niezbyt chciał opowiadać o niej Peterowi.

- Serio? Dałbym mu maksymalnie dwadzieścia cztery - przyznał z podziwem. Jak na gościa, który niedługo miał skończyć trzydzieści lat, to całkiem nieźle wyglądał. - Przyjdziemy tu jeszcze? - zmienił temat. - O ile nadal będziesz chciał ze mną wagarować - zażartował, chociaż nie miał na myśli nic śmiesznego. Jak na razie fajnie mu się spędzało czas z Wadem i chciał zostać jego przyjacielem.

We're more like a soulmates. [Spideypool]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz