Rozdział XXXIX

3.1K 430 35
                                    

Dobra, przekonaliście mnie, zaraz wrzucę jeszcze jeden, dobijmy do 40 rozdziałów.

Wade położył torby na łóżku i wyszedł z pokoju. Czuł, że będzie tęsknił za tym miejscem, ale cieszyła go możliwość treningu. Umówił się z Peterem w Central Parku i właśnie tam zamierzał. Gdy wszedł na teren parku od razu odetchnął. O tak. Za Manhattanem będzie tęsknił jeszcze bardziej. Usłyszał dźwięk kółek od deski i zobaczył przed sobą śmigającego Petera, który właśnie robił ollie przeskakując przez ławkę. Uśmiechnął się delikatnie i oparł o drzewo patrząc na chłopaka. Czuł, że w brzuchu rozlewa mu się przyjemne ciepło, gdy patrzył na Petera. Parker jeździł jeszcze przez chwilę, ale w końcu go ujrzał i podjechał w jego kierunku. Stanął przed Wadem podbijając deskę stopą i ją łapiąc w dłoń. Deadpool od razu przytulił go do siebie, czule całując.

Definitywnie za Peterem będzie tęsknił najbardziej.

- Przyjemne powitanie - sapnął z uśmiechem, gdy tylko jego twarz oddaliła się od twarzy Wade'a. - Jak tam? Już spakowany?

- Tak. Nie mam zbyt wielu ważnych rzeczy, a najważniejszego - pocałował go w czoło - Nie mogę spakować. Idziemy? Będziesz mógł się dziś wyskakac.

- Zmieściłbym się do walizki - stwierdził i odsunął się od chłopaka, po czym złapał go wolną dłonią za rękę. - Masz torbę czy walizkę? Bo wiesz, mógłbyś mnie przemycić - mruknął w żarcie.

- Torbę. Nawet dwie, na broń i ciuchy. Zgadniesz która jest większa?

- Chyba się domyślam. Aż tyle potrzebujesz?

- Przezorny zawsze ubezpieczony - odparł gładząc kciukiem dłoń Petera.

- Przecież to tylko "szkolenie", prawda? Na serio raczej z nikim nie będziesz walczył. No chyba, że to nie na tym polega.

Wade uśmiechnął się do niego lekko.

- Bez walki nie ma nauki, Spidey.

- Ja tam wolę pokojowe rozwiązania, ale jeśli nie mam innego wyjścia... no to cóż - wzruszył ramionami

Uśmiechnął się do niego.

- To dobrze. Może trochę nudniej, ale na pewno bezpieczniej.

Minęli właśnie wejście do budynku z halą sportową. Wade skręcił w lewo i zszedł po schodkach w dół otwierając jakieś drzwi, które były tak stare, że aż oblazły z farby pokazując zardzewiałą blachę pod spodem. Wade wyjął z kieszeni klucz, włożył go do zamka i przekręcił. Nim otworzył drzwi odwrócił się jeszcze do Petera i nałożył mu kaptur na głowę. Podał mu też swoją bandanę zaznaczając, że jeśli nie chce zbytnio pokazywać twarzy to nikt go nie zmusi. Sam za to nacisnął klamkę i pchnął drzwi. Szybko zbiegł wąskim korytarzem w dół wciąż trzymając Petera za dłoń.

Sala była dużym boiskiem z podwójnym rzędem trybun po jej bokach. Po środku pomieszczenia już zebrali się ludzie żywo o czymś dyskutując.

- Patrzcie! – wrzasnął jeden z chłopaków. Był wysoki i szczupły, od razu dało się wyłapać jego brytyjski akcent – Deadpool się w końcu pojawił.

Peter rozglądał się ciekawsko po pomieszczeniu, kiedy usłyszał krzyk skierowany w stronę Wade'a. Spojrzał na krzyczącego chłopaka, potem na swojego chłopaka i zastanawiał się o co może chodzić pomiędzy nimi. Bo nie wyglądało na to, że się lubią.

Francis ruszył w ich kierunku.

- Gramy dziś - warknął Wade.

- Mecz pożegnalny.

- A więc ja wybieram.

- Wszyscy wiemy, że będzie to kosz.

Deadpool skinął głową, grupa po środku sali zaczęła formować dwie drużyny. Francis, który jak zwykle był kapitanem przeciwników uśmiechnął się do niego wrednie.

- Zasady?

- Zero broni palnej, wybuchowej etc. Jak ktoś zniszczy piłkę to drużyna przegrywa - a po tym odwrócił się do Petera - Obejrzysz pierwszy mecz?

- Miałoby mnie ominąć coś takiego? - uśmiechnął się szeroko przez bandanę. - Powiedz mi tylko gdzie mam siadać, to będę ci kibicował.

- Po prawej - odparł z uśmiechem i ruszył w kierunku swojej drużyny. Składy wyglądały następująco, on, Cable, X-23, Nightcrawler i Quicksilver, a po drugiej Ajax, Mystique, Felicia, Domino i Scarlet Witch. Wade strzelił karkiem, zapowiadała się naprawdę dobra gra.

Peter usiadł po prawej stronie boiska, obok wydzierających się uczniów szkoły. Musiał przyznać, że lubił oglądać Wade'a podczas gry, wyglądał wtedy tak naturalnie, jakby był w swoim żywiole. No i chciał, żeby wygrał, bo coś mu się zdawało, że nie polubi tego drugiego.

Gra była dla Petera czymś kompletnie nie do opisania. Każdy z graczy używał swoich mocy do zdobycia przewagi nad drugą drużyną. Z otwartymi ustami patrzył, jak piłka do kosza odbija się sama, raz emitując jasne światło, gdy panował nad nią Cable, po chwili prawie niknąc w czerwonych kłębach, gdy przejmowała ją Scarlet Witch. Mystique zmieniała się w swoich przeciwników, zupełnie mieszając szyki drużynie Deadpoola, jednak Nightcrawler, zawsze ją rozpoznawał i materializował się nagle na jej ramionach zmuszając ją w ten sposób do zmiany w samą siebie. Czasem pojawiał się też na tarczy kosza, aby zdobyć punkt lub zaraz obok osoby, która właśnie próbowała wykiwać kogoś z jego drużyny. Reszta korzystała bardziej z własnej sprawności fizycznej, jednak od czasu do czasu na środku boiska dochodziło do bójki. Najczęściej między Deadpoolem i Ajaxem. I nie, nie bili się na pięści. Wade bez żadnych skrupułów wyciągał swoje katany, a Francis chwytał za dwa tomahawki; podczas ich starć leciały iskry. Peter zdał sobie sprawę, że jakkolwiek by sobie nie wyobrażał takiego meczu, to ten prawdziwy przebił jego najśmielsze oczekiwania.

We're more like a soulmates. [Spideypool]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz